[b]
Karol Wasiek, WP SportoweFakty: Dlaczego nie wziął pan udziału w Memoriale Wojtka Michniewicza?[/b]
Przemysław Karnowski, koszykarz Polskiego Cukru Toruń: Miałem mały wypadek samochodowy, oczywiście nie z mojej winy (śmiech). Niestety w trakcie kolizji moje kolano trochę "oberwało", co sprawiło, że musiałem zrobić sobie przerwę w treningach. Powoli już wracam do zajęć. Liczę, że będę gotowy na mecz Ligi Mistrzów.
Kolano to jedyny problem, z którym zmaga się Przemysław Karnowski?
Tak. Z plecami i ze ścięgnem Achillesa wszystko jest w jak najlepszym porządku. Po drobnym zabiegu trenowałem przez ponad pięć tygodni w Stanach Zjednoczonych. Nie narzekałem na żaden ból. Jestem zwarty i gotowy do pracy.
Na ile ważna przy wyborze klubu była postać Dominika Narojczyka, trenera od przygotowania motorycznego?
Jego osoba była bardzo ważna. Znamy się już dość długo, pracujemy od kilku lat na zgrupowaniach reprezentacji Polski. Nie będę ukrywał, że przed podpisaniem kontraktu odbyłem długą rozmowę z Dominikiem. Wspólnie ustaliliśmy kilka kwestii. Tylko to nie jest tak, że on jest cudotwórcą i za pomocą czarodziejskiej różdżki mi pomoże. Po prostu wszystko muszę poprzeć ciężką pracą na treningach. Taki jest plan na ten sezon.
ZOBACZ WIDEO MŚ 2018. Heynen zrobił przykrość siatkarzowi kadry Polski? Michał Kubiak zabrał głos
Czy postawienie pana na nogi, tak aby wrócił pan do wielkiej koszykówki będzie "życiowym wyzwaniem" dla Dominika Narojczyka?
O to musiałbyś już zapytać samego Dominika, jak on zapatruje się na współpracę ze mną. Chcę w tym sezonie zrobić duży progres pod względem fizycznym. Uważam, że osoba Dominika może mi tylko w tym pomóc. Od ponad trzech tygodni wspólnie pracujemy. Wszystko idzie w dobrą stronę.
Zobacz także: A.J. Slaughter: Chcę zagrać z Polską na MŚ
Transfer do Polskiego Cukru Toruń ma być trampoliną do powrotu do wielkich lig europejskich?
Na pewno granie w Polskim Cukrze nie chcę nazywać krokiem do tyłu. To będzie dla mnie sezon pracy. Z takim nastawieniem przyszedłem do Torunia. Chciałbym za rok zrobić dwa kroki do przodu.
Czy prawdą jest, że agencja Wasserman, która pana reprezentuje, chciała, żeby kontynuował grę w Hiszpanii?
Coś było na rzeczy. Z ich punktu widzenia mój transfer do Polski nie był najlepszym ruchem. Nie byłem jednak postawiony pod ścianą na zasadzie "jak nie zostaniesz w Hiszpanii, to kończymy współpracę". Otrzymałem kilka propozycji z ACB, przeanalizowałem je, ale uznałem, że najlepszą decyzją będzie powrót do Polski. Agencja uszanowała mój wybór.
Jak pan ocenia ostatni sezon?
Początek miałem bardzo udany. Dawałem sobie radę w lidze ACB i w EuroCupie. Niestety w grudniu nabawiłem się kontuzji, i w moje miejsce ściągnięto dwóch zawodników. Po rozmowie z agentem wspólnie ustaliliśmy, że trzeba poszukać nowego klubu, w którym będę regularnie pojawiał się na parkiecie. Zgłosiła się Fuenlabrada, który miała problemy pod koszem. Pierwsze 2-3 mecze były obiecujące.
Ale później było już tylko gorzej...
Tak. Przegraliśmy dziewięć spotkań z rzędu. Trener zaczął stawiać na zawodników, którzy byli od początku sezonu. Ja poszedłem w odstawkę. Nawet jak dobrze trenowałem, to wiedziałem, że dostanę 3-5 minut w meczu. To było frustrujące. O końcówce sezonu wolę nie pamiętać.
Życie brutalnie pana zweryfikowało. Rok temu był finał NCAA, a dzisiaj jest "tylko" Energa Basket Liga. Chyba nie tak sobie pan to wyobrażał?
Na pewno, ale warto pamiętać o tym, że to dopiero początek mojej koszykarskiej kariery. Wiem, że sporo osób zaczęło wieszać na mnie psy, postawiło na mnie krzyżyk...
Czy takie opinie bolą?
Nie przejmuję się nimi. Ludzie lubią dużo mówić, mimo że nie zawsze mają wiedzę na dany temat. Chcę tym wszystkim niedowiarkom udowodnić, że Przemka Karnowskiego stać na grę na wysokim poziomie.
[b]
Czy pobyt w Stanach Zjednoczonych sprawił, że "przesiąkł" pan amerykańską mentalnością?[/b]
Na pewno. Staram się na życie patrzeć w pozytywny sposób. Od przyjaciół z tamtych rejonów regularnie dostaję mnóstwo dobrych wiadomości. Podpytują mnie, co tam słychać, jak wygląda życie w Polsce. Tutaj niestety jest inaczej.
Jak zagra się 2-3 słabsze mecze, to od razu jest fala krytyki. Podobnie było po mojej decyzji o transferze do Polskiego Cukru. Została ona skrytykowana, mimo że podjąłem ją świadomie. Boli mnie to, że ludzie, którzy półtora roku temu mówili, że będę drugim Marcinem Gortatem, nagle uważają, że nie zrobię kariery. Strasznie szybko zmienili swój punkt widzenia.
To prawda, że trener Milicić z Anwilu Włocławek widział pana w zespole?
Tak. Byliśmy w kontakcie na początku wakacji, gdy otrzymałem wiadomość, że nie będę dłużej grał w Andorze. Zacząłem rozmawiać z Polskim Cukrem i właśnie z Anwilem. We Włocławku chcieli jednak, żebym dość szybko się zdecydował, a ja wtedy jeszcze nie byłem gotowy.
Autor na Twitterze: