Choć na pierwszy rzut oka sytuacja, w której Dejounte Murray doznał kontuzji, nie wyglądała aż tak źle, ostatecznie okazała się dramatyczna w skutkach. Rozgrywający San Antonio Spurs zerwał więzadło krzyżowe w prawym kolanie. Na ten moment klub z Teksasu nie podał nawet przybliżonej daty jego powrotu, lecz doskonale wiadomo, że tego typu urazy wymagają czasu i długiej rehabilitacji.
Do feralnego zajścia doszło w drugiej kwarcie spotkania przedsezonowego z Houston Rockets. Murray wchodził na pełnej szybkości na kosz rywali, jednak w pewnym momencie jego kolano wygięło się nienaturalnie, a on sam wylądował na parkiecie, zwijając się przy tym z bólu. Mimo to zdołał o własnych siłach opuścić plac gry, co mogło sugerować, że nie stało mu się nic bardzo groźnego. Niestety, badanie rezonansem magnetycznym rozwiało wszelkie złudzenia i gracza SAS czeka długa przerwa.
Warto dodać, że już w poprzednim sezonie 22-latek powoli stawał się podstawową jedynką drużyny Gregga Popovicha. Dokładnie 48 z 81 spotkań fazy zasadniczej rozpoczynał w pierwszej piątce. A po tym, jak latem zespół "Ostróg" opuścił legendarny Tony Parker, stało się jasne, że to właśnie Murray będzie numerem jeden na pozycji playmakera. Jego strata jest więc dla doświadczonego szkoleniowca wielkim ciosem.
Na ten moment jedynymi zdrowymi zawodnikami w ekipie Spurs, którzy mogą odpowiadać za prowadzenie gry pozostali Patty Mills i Bryn Forbes. Wynika to z tego, że rehabilitację, która ma potrwać od 6 do 8 tygodni, rozpoczął właśnie inny obwodowy koszykarz, Lonnie Walker. Wybrany w tegorocznym drafcie obrońca, wprawdzie nie jest typową jedynką, ale mógłby ewentualnie odciążyć wspomnianych graczy od obowiązków związanych z rozgrywaniem.
ZOBACZ WIDEO Serie A: szczęśliwe zwycięstwo Romy. Fatalny rzut karny gracza Empoli [ZDJĘCIA ELEVEN SPORTS]