W historii Biało-Czerwoni tylko raz wystąpili na mistrzostwach świata. Było to w 1967 roku w Urugwaju. Polacy zajęli wtedy 5. miejsce, a królem strzelców turnieju został legendarny Mieczysław Łopatka. Teraz podopieczni Mike'a Taylora są o krok od powtórzenia sukcesu sprzed 50 lat.
Polacy w tym okienku pokonali Holandię (105:78) i Włochów (94:78). Zwycięstwa okazałe, ale jeszcze bardziej cieszy styl gry. - Czujemy, że jesteśmy już bardzo blisko koszykarskiego raju, ale zdajemy sobie jednocześnie sprawę z tego, że robota nie jest zakończona - mówi Adam Waczyński, kapitan reprezentacji Polski.
Do pełni szczęścia brakuje już tylko jednego zwycięstwa. Polacy w lutowym okienku zagrają na wyjeździe z Chorwacją (22.02), a trzy dni później podejmą Holendrów (25.02). - Chcemy awans zapewnić sobie już w Chorwacji, pojedziemy tam po wygraną - zapewnia Mateusz Ponitka, jeden z liderów kadry.
Kulisy zwycięstwa nad Włochami:
Kadra na fali entuzjazmu po ograniu gwiazd NBA
Kluczowy dla tego zespołu i ewentualnego awansu do MŚ było zwycięstwo we wrześniowym meczu z Chorwacją (79:74) w Ergo Arenie. Polakom bardzo brakowało triumfu nad rywalem z europejskiej czołówki, by utwierdzić się w przekonaniu, że są w stanie wygrywać z najlepszymi. Za czasów Taylora graliśmy niezłe zawody z mocnymi przeciwnikami (Hiszpanią czy Francją), ale z parkietu zawsze schodziliśmy jako pokonani. W końcu zła karta się odwróciła.
I to przeciwko komu! W składzie Chorwacji było aż czterech zawodników, którzy na co dzień grają w NBA: Bojan Bogdanović, Dario Sarić, Ivica Zubac i Ante Zizic. Te nazwiska nie zrobiły na Polakach wrażenia. Biało-Czerwoni odnieśli jedno z bardziej spektakularnych zwycięstw w ostatnich latach. - Płyniemy na fali entuzjazmu po meczu z Chorwacją. Ta wygrana dodała nam mnóstwo pewności siebie. Poczuliśmy, że stać nas na wielkie rzeczy - podkreśla Waczyński.
- Mecz z Chorwacją był bardzo ważny. Pokazał, że jesteśmy w stanie nawiązać walkę ze wszystkimi, także z drużyną, w której było czterech zawodników z NBA. Myślę, że to dodało nam wiary w nasze możliwości - przekonuje Ponitka.
Chcą przyjeżdżać na kadrę
- Byłem bardzo pozytywnie nastawiony na te dwa ostatnie mecze. Wiem, że koledzy także. Sporo do siebie pisaliśmy w trakcie sezonu klubowego. Byliśmy w stałym kontakcie. Widać, że każdemu bardzo zależy na wyjeździe do Chin - ocenia Waczyński.
Trzeba oddać trenerowi Taylorowi, że stworzył w kadrze świetną atmosferę. Zawodnicy chcą dla niego grać i z wielką przyjemnością przyjeżdżają na zgrupowania reprezentacji. Amerykanin idzie im na spore ustępstwa (mogą np. spać w domach, a nie w hotelu). Koszykarze odwdzięczają mu się dobrą grą na parkiecie. Strony mają do siebie zaufanie. Nikt nie próbuje nadszarpnąć dobrych relacji. W trudnych momentach zespół stara się trzymać razem. W tych eliminacjach reprezentacja Taylora była wystawiona na ciężką próbę po porażce z Węgrami.
- Wszyscy nauczyliśmy się czegoś z sytuacji w przeszłości - z sukcesów i trudnych chwil. Mieliśmy lepsze i gorsze chwile. Myślę, że nasz trzon drużyny jest sprawdzony w boju. Graliśmy już takie ważne mecze, przeżywaliśmy podobne wyzwania i wierzymy w siebie nawzajem. Nie zmieniłbym nic z przeszłości. Wzloty i upadki nas zahartowały - tłumaczy Taylor w rozmowie z Jakubem Wojczyńskim z "Przeglądu Sportowego".
ZOBACZ WIDEO Włodzimierz Zientarski wspomina wypadek Kubicy w F1. "Jego ojciec wybiegł ze studia"