W jednym meczu grał 20 minut, by w następnym zero. Ostatnie spotkanie w Los Angeles Clippers: 10 minut, 1 niecelny rzut, porażka 127:131 z Portland Trail Blazers. Raz wchodzi w pierwszej piątce, by w następnym spotkaniu nie znaleźć się nawet w szerokim składzie na mecz. Nie tak to wszystko miało wyglądać, jednak patrząc na wiek Marcina Gortata i styl gry NBA - to niewielkie zaskoczenie.
Do rozegranego 2 listopada meczu z Philadelphia 76ers polski koszykarz wychodził w pierwszej piątce zespołu z LA. Osiem spotkań od początku sezonu, wcześniej 178 razy z rzędu w barwach Wizards, gdzie trafił w październiku 2013 roku. Pokazywało to, że Polak zawsze potrafił znaleźć sobie miejsce w NBA w ciągu ostatnich lat, mimo zmieniającego się tempa gry.
W LAC trener Doc Rivers dokonał zmiany i w miejsce Polaka na mecz z Orlando Magic (3.11.) wystawił Bobana Marjanovicia. Clippers wygrali, a dla Gortata zaczęła się karuzela z minutami na parkiecie. Dla jego zmiennika zresztą też.
Wredna liga
Miało być inaczej. Gortat, który w Wizards nie mógł dogadać się z konfliktowym Johnem Wallem, liczył, że w Kalifornii odżyje. - Mam nadzieję, że będę przydatny tak samo jak w Waszyngtonie, przez pierwszych 20 meczów będziemy szlifować wspólną grę - mówił Gortat przed sezonem dla sport.pl. Trener tyle nie wytrzymał i wcześniej posadził Polaka na ławce.
ZOBACZ WIDEO #dziejesiewsporcie: Imponująca technika młodych piłkarzy Barcelony. Wśród nich jest Polak
- Nie chcę być niemiły, ale NBA to trochę wredna liga. LA Clippers grają teraz bardzo szybko, a Marcin? Ma niemal 35 lat. LAC poszli w przebudowę, pozbyli się gwiazd, a wzięli Marcina, bo mu się kończy kontrakt. Nie ma już czego szukać w NBA - powiedział Radosław Hyży, były koszykarz kadry, obecnie trener Śląska Wrocław i komentator NBA w nc+.
Na nieszczęście Polaka znakomity sezon w LAC zalicza skrzydłowy, Montrezl Harrell. Może grać na kilku pozycjach, a do tego jest znacznie efektywniejszy w ataku. Na dodatek Gortat w nowym zespole nie ma kreatywnego rozgrywającego, jakim był Wall. Dwójkowe akcje w Wizards czy w Phoenix Suns ze Stevem Nashem przynosiły zespołowi korzyści, w Clippers tak się nie dzieje.
- Marcin zalicza się do wysokich szkoły niezbyt nowoczesnej. Nie zacznie pewnie rzucać za trzy, ale tacy zadaniowcy zawsze będą potrzebni. Myślę, że jest trochę niedoceniany jako członek obrony zespołowej. W tym elemencie radzi sobie lepiej niż Marjanović - powiedział Wojciech Michałowicz, komentator NBA w nc+.
Trener Rivers zapowiadał, że przyjdzie moment, kiedy Polak nie wybiegnie na boisko ani minuty. Tak też się stało. Sinusoida z minutami może trwać do końca rozgrywek, a póki co rotowanie składem się sprawdza - Los Angeles Clippers zajmują 6. miejsce na Zachodzie.
Przed Gortatem ostatni rok podpisanego jeszcze w Waszyngtonie 5-letniego kontraktu za 60 mln dolarów (Polak zarobi w tym sezonie 13,5 mln brutto). Być może nowego nie będzie. Nasz koszykarz dawał do zrozumienia, że po zakończeniu kariery czekają na niego nowe wyzwania. Niewykluczone, że nie znajdzie już motywacji, aby wpychać się na siłę do NBA, gdzie coraz większy nacisk kładzie się na szybką grę i jeszcze szybsze oddawanie rzutów za trzy.
Środkowi jak Gortat powoli odchodzą do historii, choć jeszcze w NBA istnieją. Steven Adams (Oklahoma), DeAndre Jordan (Dallas), Rudy Gobert (Utah), Jusuf Nurkić (Denver) - oni odgrywają ważne role w swoich zespołach, choć nie są to typowe podkoszowe "kloce" w dawnym stylu Shaquille'a O'Neala. Dla zawodników pokroju Gortata jest coraz mniej miejsca w NBA. - To było nieuniknione, że wreszcie zasiądę na ławce i wypadnę z rotacji - mówił dla "Przeglądu Sportowego".
Osiągnął więcej niż mógł
- Byłem zakochany w jego grze, kiedy występował w Suns. Stawiał świetne zasłony, ale teraz tempo jest dla niego za szybkie. Zdrowia nie oszukasz, tam nawet słaby koszykarz jest doskonale przygotowany kondycyjnie. Dla wysokich NBA jest obecnie bezwzględna - powiedział Hyży.
Czy możliwe, że obserwujemy ostatnie miesiące Gortata w NBA? Przeszedł długą drogę, żeby znaleźć się w najlepszej lidze świata, ale zapotrzebowanie na graczy tego typu mija. Do tego trzeba będzie znaleźć zespół, który zechce związać się z 35-latkiem. Za mniejsze pieniądze niż dostaje w tym sezonie, ale ciągle mówimy o milionach dolarów.
- Marcin nie powinien kończyć kariery - przekonuje Michałowicz - choć nie wydaje się prawdopodobne, aby doczekał powrotu gry z centrami w rolach głównych. Łatwo z nową umową nie będzie, ale kryzys Wizards to także w jakimś stopniu efekt odejścia Polaka. Ludzie decydujący o umowach w NBA również to widzą. Żałuję, że w przeszłości nie doszło do przenosin do Golden State czy Dallas, bo były takie przymiarki, może jego kariera potoczyłaby się inaczej. Niemniej powinien czuć się spełniony. Spełnił swoje marzenia i wydaje się, że osiągnął więcej niż mógł.