Rok 2017 Legia Warszawa kończyła w fatalnych nastrojach. Problemem była nie tylko 14. porażka z rzędu w Energa Basket Lidze, ale także konflikt Tane Spaseva z koszykarzami ze stolicy. Drużyna nie potrafiła złapać wspólnej chemii z trenerem, a pierwszym kozłem ofiarnym okazał się Mateusz Jarmakowicz. Potem z drużyny odeszli także Michał Aleksandrowicz czy Andrej Selakovs.
Premierowe zwycięstwo
Lepsze czasy dla Legii nadeszły w połowie stycznia. Wtedy bowiem zespół przerwał fatalną passę 17. porażek z rzędu. Tane Spasev zapowiedział wówczas koniec zmian personalnych i sumiennie pracował nad poprawą wyników. Już pod koniec poprzedniego sezonu widoczne były symptomy lepszej gry. Drużyna nie była chłopcem do bicia, a coraz większe wrażenie na kibicach EBL stwarzał Anthony Beane. Amerykanin okazał się najskuteczniejszym graczem w całych rozgrywkach.
- Trzeba zdać sobie sprawę z tego, że koszykarska Legia potrzebuje czasu, mistrzostwa nie przyjdą w ciągu jednego-dwóch sezonów. Może by tak było, gdybyśmy mieli dziesięciokrotnie większy budżet. Chociaż w sumie i to nie gwarantuje sukcesu, co widzimy w innych ligach w Europie - tłumaczył Spasev.
Poprzedni sezon i bilans 5:27 odcięto grubą kreską. Legia świadomie zdecydowała się na rewolucję i odmłodzenie składu. Najpierw negocjowano umowę z Tane Spasevem, który swoim zaangażowaniem w pracę przekonał Jarosława Jankowskiego, członka zarządu Legii Warszawa. Priorytetem dla Macedończyka było znalezienie Polaków, co udało mu się stosunkowo szybko. Już w czerwcu było wiadomo, iż do stolicy przejdą Jakub Karolak (poprzednio Trefl Sopot) czy Sebastian Kowalczyk (King Szczecin). Drugiemu z nich zaoferowano rolę podstawowego rozgrywającego a potem funkcję kapitana.
- Propozycja dwuletniego kontraktu była bardzo kusząca - nie ukrywał Kowalczyk. - Widoczna była determinacja klubu, który chciał na mnie postawić. Nie jest to codzienność w polskiej lidze. Nie każdy młody gracz może otrzymać taką szansę, dlatego byłem bardzo zadowolony z oferty - dodał.
Pokonali lwa
Pierwszy mecz i już przyszło zwycięstwo. Nikt nie dawał Legii większych szans w Lublinie (81:67), jednak drużyna pokazała, że trzeba będzie się z nią liczyć. Łącznie po siedmiu meczach ekipa z Warszawy miała bilans 5-2. - Trener Spasev zbudował taki skład i wie czego można od nas oczekiwać. Bardzo dobrze dopasował do siebie wszystkie kawałki puzzli. To łączy się w całość - zapewniał Jakub Karolak.
Oprócz starcia z Anwilem, warszawianie wypadli bardzo przyzwoicie na tle drużyn z TOP 5, a wisienką na torcie było zwycięstwo z Polskim Cukrem Toruń, który w stolicy doznał dopiero pierwszej porażki w rozgrywkach. - Kto pokonuje lwa, musi się nim stać - przekonywał Spasev. Po tym meczu wszyscy okrzyknęli Legię rewelacją rozgrywek.
Zimny prysznic
Po chwilach wielkiej dumy i radości, przyszły zdecydowanie gorsze momenty. O ile porażka z Anwilem Włocławek nie wywołała żadnych negatywnych emocji, to przegrane z Rosą Radom czy AZS-em Koszalin bardzo zabolały zawodników i kibiców. Tragiczne było szczególnie spotkanie w Koszalinie, w którym legioniści byli tylko tłem dla AZS-u. Od razu po meczu posypali głowy popiołem.
Legia przerwała fatalną niemoc przed świętami Bożego Narodzenia. Pokonali Miasto Szkła Krosno (86:78), jednak styl gry daleki był od oczekiwanego. Wyłączając pierwszą kwartę, warunki meczu dyktowali goście. Po spotkaniu w bardzo złym humorze był Spasev, który zapowiadał poważną rozmowę z dwoma zawodnikami: Michałem Kołodziejem oraz Omarem Prewittem.
- Oni wiedzą, że ich kocham i to tylko dla ich dobra - tłumaczył. - Kołodziej jest przyszłością polskiej koszykówki, ale nie grając tak jak w sobotę. Mieliśmy 32 procent skuteczności rzutów za 3 punkty - we własnej hali to nienajlepszy wynik - dodał.
Potrzebny sukces
Przed Legią ostatnie spotkanie w 2018 roku. Drużyna zagra na wyjeździe z MKS-em Dąbrowa Górnicza (30 grudnia), który ma swoje problemy finansowe. Potem warszawianie nowy rok rozpoczną z wysokiego C, czyli od spotkania ze Stelmetem Eneą BC Zielona Góra.
Awans do fazy play-off powinien być dla tej drużyny obowiązkiem. Kadrowo jest na tyle silna, iż spokojnie może znaleźć się w ćwierćfinale EBL. Co dalej? Bez większego budżetu, zespół nie będzie w stanie zrobić kroku naprzód. Dobry wynik sportowy sprawi jednak, iż działaczom będzie zdecydowanie łatwiej rozmawiać z potencjalnymi sponsorami. Legia to wielka marka, która zacznie przyciągać coraz większe grono odbiorców. Potrzebny jest jednak sukces, nawet najmniejszy.
ZOBACZ WIDEO Sektor Gości 98. Włodzimierz Zientarski: Powrót Kubicy to w pewnym sensie medyczny cud
Mam kilka uwag odnośnie wypocin pana Artycha, bo gdy go przeczytałem, to po prostu oniemiałem!
Po kolei, według treści zawar Czytaj całość