ESAKE: Aris bez medalu, Maroussi zagra w Eurolidze

Włoski szkoleniowiec Arisu Saloniki - Andrea Mazzon miał w tym sezonie przywrócić drużynie występy w Eurolidze. Świetny skład, zaufanie zarządu i wreszcie wspaniali kibice - to wszystko miało tylko pomóc w osiągnięciu celu. Rzeczywistość jednak okazała się okrutna. Aris w decydującym pojedynku przegrał na własnym parkiecie z ekipą Maroussi Ateny i tym samym przynajmniej w najbliższym sezonie nie zagra w prestiżowej Eurolidze.

W tym artykule dowiesz się o:

Takiego scenariusza chyba nikt się nie spodziewał. Aris przed rozpoczęciem ubiegłego sezonu za cel obrał sobie powrót do czołówki, a przede wszystkim występy w prestiżowej Eurolidze. Nie były to wygórowane marzenia. Posadę pierwszego szkoleniowca w drużynie z Salonik objął znany już miejscowym kibicom Włoch - Andrea Mazzon. Sezon zasadniczy Aris mógł zaliczyć po stronie udanych. Drużyna zakończyła rozgrywki na trzecim miejscu. Pierwsza faza play off także dowodziła, że podopieczni trenera Mazzona będą się liczyć w tym sezonie w walce o najwyższe cele. W półfinale Aris stanął jednak przed arcytrudnym zadaniem. Zespół musiał zmierzyć się z głodnym kolejnego mistrzowskiego tytułu Panathinaikosem Ateny. Rzeczywistość okazała się okrutna. Drużyna z Salonik poległa w trzech pojedynkach. Pozostała więc walka o trzecie miejsce, a tak naprawdę walka o być albo nie być w Eurolidze. Chyba nikt nie spodziewał się, że Aris może ulec ekipie Maroussi. Tymczasem najczarniejszy dla kibiców ekipy z Salonik scenariusz stał się faktem. Na występy w Eurolidze koszykarze Arisu poczekają co najmniej rok dłużej.

Bardzo podobnie w sezonie zasadniczym prezentowali się koszykarze Maroussi. Drużyna prowadzona przez Soulisa Markopolousa uplasowała się tuż za Arisem, na czwartym miejscu. W pierwszej fazie play off trafiła na Panellinios Ateny. O dziwo derby Aten bardzo łatwo padły łupem graczy Maroussi. Później przyszedł czas na półfinał. Rywalizacja ta nie pozostawiła złudzeń. Olympiakos Pireus okazał się drużyną co najmniej o klasę lepszą. Zespół Maroussi w porę jednak zdołał się pozbierać po dotkliwej porażce. W spotkaniu o trzecie miejsce po zaciętej, 5-meczowej walce pokonał Aris. Warto zauważyć, że sztuki tej dokonał na parkiecie rywala.

Bardzo duży wpływ na przebieg tego spotkania miała pierwsza kwarta. Goście od samego początku ruszyli do ataku. Rewelacyjnie prezentował się Jarod Stevenson, który raz po raz punktował rywala z obwodu. Po stronie przeciwnika starał się odpowiadać właściwie wyłącznie Andrew Betts, stąd też po pierwszej kwarcie przyjezdni prowadzili 8 "oczkami".

Drugą kwartę fenomenalnie rozpoczęli gospodarze. Zdobyli oni 16 punktów z rzędu i wyszli na prowadzenie 35:29. Ponownie w barwach Arisu świetnie prezentował się Betts. Po stronie gości brylował natomiast Stevenson, jednak po kilku zdobytych punktach trener Markopoulos dał swojego liderowi nieco odpocząć. Po pierwszej połowie na tablicy widniał rezultat 39:36 na korzyść miejscowych.

Po zmianie stron do ataku ponownie ruszyli koszykarze Arisu. Wreszcie do ataku włączyli się liderzy drużyny - Spencer Nelson oraz Dimitris Tsaldaris. Z kolei po stronie przyjezdnych brylował w tej części gry Kostas Kaimakoglou. Gdyby nie Grek goście prawdopodobnie zaprzepaściliby ostatecznie szansę na zwycięstwo w tym pojedynku, bowiem po 30 minutach gry przegrywali różnicą 8 "oczek".

W ostatniej partii trener Markopoulos tchnął jakby w swoich graczy nowe siły. Loukas Mavrofefalidis, Kostas Haralabidis, a także świetnie spisujący się przez cały mecz Stevenson, grali niemalże bezbłędnie. Gospodarze nagle być może pod wpływem presji pudłowali prawie wszystkie rzuty. W ostatnich minutach ekipie Arisu zdecydowanie brakowało lidera, który wziąłby na swoje barki ciężar zdobywania punktów w najważniejszym momencie meczu, a w konsekwencji także najważniejszym momencie sezonu. Maroussi ostatecznie wygrało spotkanie 76:72 i tym samym drużynie tej przysługuje prawo gry w Eurolidze.

Na parkiecie w szeregach gospodarzy brakowało jednego z liderów teamy - Bracey'a Wrighta. - Bracey ma od dwóch dni problemy z kolenem. On mówił, że czuje się na siłach, by grać i był brany pod uwagę w składzie. Jednak przez większość czasu dobrze radziliśmy sobie bez niego. Dopiero w końcówce popełniliśmy błędy - skomentował Mazzon.

Najwięcej punktów wśród miejscowych uzbierał Tsaldaris - 17. Po stronie rywali świetnie wypadł duet Stevenson - Kaimakoglou. Gracze ci zdobyli łącznie dla swojego teamu aż 44 punkty. Ponadto Amerykanin dołożył jeszcze 6 zbiórek, 4 przechwyty oraz 3 asysty. Grek natomiast dopisał do swojego dorobku 8 zbiórek i 3 asysty. - To był piękny mecz. Rozpoczęliśmy go od mocnego uderzenia. Później mieliśmy trochę problemów, przegrywaliśmy już nawet 11 punktami. Wszyscy jednak w odpowiednim momencie zdołaliśmy się zjednoczyć i to doprowadziło nas do sukcesu - podsumował spotkanie najlepszy strzelec i jednocześnie MVP spotkania - Jarod Stevenson.

- Myślę, że kluczowe dla losów spotkania były rzuty 3-punktowe Kaimakoglou. Mieliśmy sporą przewagę jeszcze na kilka minut przed końcem spotkania, jednak później nagle nie trafialiśmy żadnego rzutu. Słabo wykonywaliśmy też rzuty wolne. Maroussi zasłużyło na to zwycięstwo - powiedział po spotkaniu trener Mazzon. Włoski szkoleniowiec na konferencji pytany był także o przyszłość klubu. - Jest jeszcze za wcześnie, by mówić o następnym sezonie. Mam nadzieję, że zatrzymamy tylu zawodników, ile będziemy w stanie. Myślę, że każdy z nich ma coś do udowodnienia - zakończył Mazzon.

- Gratulacje dla wszystkich, którzy przyczynili się do tego sukcesu. Potrafiliśmy w tym spotkaniu poradzić sobie doskonale ze stresem i presją w samej końcówce. Na hali było bardzo głośno, wszyscy z całych sił dopingowali Aris. Wytrzymaliśmy jednak ciśnienie i dzięki temu mogliśmy ograć rywala - wyznał szkoleniowiec Markopoulos.

Aris Saloniki - Maroussi Ateny 72:76 (19:27, 20:9, 19:14, 14:26)

Aris: Tsaldaris 17, Betts 12, Clark 11, Nelson 11, Barlos 10, Argyropoulos 6, Gavel 5, Iliadis 0, Agadakos 0

Maroussi: Stevenson 25, Kaimakoglou 19, Mavrokefalidis 9, Haralabidis 8, Glyniadakis 8, Keys 5, Koubouras 2, Tountziarakis 0, Stefanidis 0, Diamantopoulos 0

Źródło artykułu: