Po niedawnej porażce we Włocławku z AZS-em Koszalin wszyscy w klubie głośno mówili, że podobna sytuacja nie może mieć już miejsca, a porażki ze znacznie słabszymi przeciwnikami w Hali Mistrzów już się nie przydarzą. Koszykarze Anwilu nie wzięli sobie jednak tych słów do serca i sprawili swoim kibicom niemiły psikus, a sobie mocno skomplikowali sytuację w ligowej tabeli.
MKS od początku zawodów wyglądał na zespół, który wierzy, że z mistrzem Polski można wygrać i konsekwetnie realizował swoje założenia taktyczne. Świetne zawody rozgrywał Cleveland Melvin, który wygrywał większość pojedynków ze swoim vis-a-vis Ivanem Almeidą. Amerykanin w całym spotkaniu 25 punktów i to właśnie on był głównym autorem sensacji w Hali Mistrzów.
Dąbrowianie rozegrali bardzo dobrą pierwszą połowę, po której wygrywali 40:36. Wydawało się, że nauczony ostatnimi doświadczeniami Anwil wyjdzie na drugie dwadzieścia minut zupełnie odmieniony i przez chwilę faktycznie tak było. Bardzo dobre otwarcie trzeciej kwarty pozwoliło im na serię punktową, a w konsekwencji odzyskanie prowadzenia. Taka sytuacja nie trwała jednak zbyt długo.
Czytaj też: TBV Start Lublin wygrał mecz o życie
Po kilku minutach dobrej gry gra włocławian totalnie się zacięła. MKS pomimo wąskiej rotacji grał bardzo intensywnie i widać było, że to podopiecznym Jacka Winnickiego po prostu bardziej się chce i zależy na odniesieniu zwycięstwa. Drużyna z Dąbrowy Górniczej odzyskała prowadzenie i zaczęła je powiększać. Włocławianie próbowali różnymi sposobami, ale gospodarze tego pojedynku wyglądali na zespół, który nie do końca ma pomysł, jak poradzić sobie z twardo grającym MKS-em.
Goście niemal do samego końca mieli kilkupunktową przewagę, którą mogli stracić przez swoją opieszałość. Dąbrowianie w końcówce zamiast konsekwetnie grać to, co pokazywali we wcześniejszych minutach meczu, zaczęli starać się za wszelką cenę utrzymać korzystny rezultat. Skuteczne akcje Ivana Almeidy pozwoliły Anwilowi zbliżyć się na trzy punkty na dwanaście sekund przed końcem spotkania. Faulowany chwilę później Mathieu Wojciechowski wykorzystał jednak dwa rzuty wolne i sensacyjne zwycięstwo MKS-u w Hali Mistrzów stało się faktem.
W ekipie z Włocławka swój debiut zaliczył Michał Ignerski, który powrócił na ekstraklasowe parkiety po 13 latach przerwy. Skrzydłowy spędził na parkiecie nieco ponad 7 minut, w czasie których zapisał na swoim koncie 2 punkty, 3 zbiórki oraz 2 asysty. W jego grze widać było jednak, że za jakiś czas może być bardzo ważnym ogniwem włocławskiej drużyny.
Anwil Włocławek - MKS Dąbrowa Górnicza 77:79 (25:20, 11:20, 15:15, 26:24)
Anwil: Almeida 16, Zyskowski 14, Sobin 12, Simon 11, Broussard 11, Lichodiej 9, Szewczyk 2, Ignerski 2, Łączyński 0, Wadowski 0.
MKS: Melvin 25, Zębski 14, De Leon 11, Wojciechowski 11, Deng 11, Richardson 5, Gabiński 2, Kobel 0, Dawdo 0, Stryjewski 0.
Czytaj też: King Szczecin zmarnował szansę. O play-offy powalczy na wyjazdach
ZOBACZ WIDEO "Druga połowa". Awantura o rolę Piotra Zielińskiego w reprezentacji. "Może jest zbyt grzeczny, by być liderem naszej pomocy?"