Transfery Phila Greene'a IV i Caspera Ware'a wywołały spore poruszenie w koszykarskim środowisku. Obaj trafili do Energa Basket Ligi za ogromne pieniądze jak na polski warunki.
Mówi się o tym, że kontrakt gracza Trefla opiewa na kwotę 20 tys. dolarów, z kolei umowa zawodnika Arged BM Slam Stali jest około czterokrotnie wyższa.
Obaj mają jednak zgoła odmienne cele. Greene ma pomóc Treflowi w utrzymaniu w lidze, z kolei Ware powalczy ze "Stalówką" o mistrzostwo Polski.
Greene i Ware są dowodem na to, że duże pieniądze odgrywają ogromną rolę w sporcie. To zawodnicy, którzy potrafią w pojedynkę wygrywać mecze. Swoje nieprzeciętne umiejętności pokazali w sobotnim spotkaniu, w którym Arged BM Slam po zaciętym boju pokonała Trefla 96:93.
ZOBACZ WIDEO Bundesliga: emocje w walce o utrzymanie! 1.FC Nuernberg na remis z Schalke 04 Gelsenkirchen [ZDJĘCIA ELEVEN SPORTS]
Trefl rozgrywał naprawdę dobry mecz, ale nie miał sposobu na zatrzymanie gwiazdy "Stalówki". Ware pokazał, że jest wart wielkich pieniędzy. Filigranowy rozgrywający zanotował aż 34 punkty, cztery asysty, trzy zbiórki i trzy przechwyty. Amerykanin zdobył 21 z ostatnich 26 punktów wicemistrzów Polski. Przesądził o losach spotkania.
- Udowodnił, że jest w stanie w tych ciężkich momentach pociągnąć wynik i poprowadzić drużynę do zwycięstwa. Nie boi się wziąć odpowiedzialności na swoje barki. Ale po to właśnie braliśmy takiego zawodnika. Było wiele ofert, ale z wielu względów chcieliśmy pozyskać właśnie Ware'a - podkreśla Wojciech Kamiński, trener Arged BM Slam Stali.
- Moi koledzy stawiali mi świetne zasłony. Często miałem otwarte pozycje i mogłem oddawać wiele dobrych rzutów. To był dopiero mój trzeci mecz w barwach Stali. Wierzę, że moja forma będzie zwyżkowała - mówi z uśmiechem na twarzy Ware.
Po stronie Trefla dwoił się i troił Phil Greene. Pod nieobecność Bakera i Varanauskasa, trener Marcin Stefański przesunął go na pozycję rozgrywającego i trzeba przyznać, że był to znakomity ruch. - On najlepiej czuje się z piłką w rękach - przyznaje szkoleniowiec Trefla. Amerykanin nie tylko zdobywał punkty (24, 7/11 z gry), ale też kreował pozycje dla kolegów (6 asyst).
- Podjęliśmy równorzędną walkę z wicemistrzami Polski. Myślę, że nasza gra mogła się podobać. Zostawiliśmy na boisku wiele zdrowia. Szkoda, że nie udało się wygrać, bo to byłby milowy krok w kierunku utrzymania w lidze - uważa Greene.
Zobacz także: Energa Basket Liga. Jarosław Zyskowski - idealny zadaniowiec
GENIUSZ , NORMALNIE GENIUSZ !!! Jak redaktor połączył te fakty ! SZOK !