- Nie wyobrażam sobie PLK bez Trefla - przekonuje Marcin Stefański, który kilka tygodni temu podjął się szaleńczej misji utrzymania zespołu na poziomie Energa Basket Ligi.
Przejął drużynę rozbitą, grającą kompletnie bez pomysłu po Finie Jucce Toijali, któremu w Sopocie kompletnie nie wyszło.
Choć sam Stefański deklaruje, że nie czuje się jeszcze w pełni trenerem, to trzeba mu oddać, że podniósł zespół w trudnym momencie.
ZOBACZ WIDEO "Druga połowa". Cudowny sezon Piątka. "Milan bardzo szybko uzależnił się od naszego napastnika"
Zawodnicy zaczęli walczyć i grać z większą rozwagą. Pod jego wodzą Trefl wygrał dwa spotkania, ale stoczył też niezwykle zacięte boje ze Stalą i Arką, które rozstrzygały się w samych końcówkach.
- Po takich spotkaniach też sobie zadaję pytanie, dlaczego drużyna jest tak nisko w tabeli. Od kiedy przejąłem zespół zagraliśmy słabo tylko w meczu w Lublinie. W Gdyni zespół zagrał dobrze, bił się przez całe spotkanie i miał dobrą energię - podkreśla Stefański.
Choć on sam nie chce mówić o poprzednich miesiącach i błędach, które zostały poczynione, to trzeba sobie powiedzieć, że nieszczęście Trefla zaczęło się jeszcze przed rozpoczęciem sezonu. Katastrofalne wyniki to efekt fatalnych decyzji transferowych w okresie letnim.
Trudno oczekiwać wyników, skoro jako ostatniego... zatrudnia się rozgrywającego. To nie mogło się dobrze skończyć, tym bardziej, że zakontraktowano Ian Bakera, debiutanta na europejskich parkietach, zawodnika po poważnej kontuzji. Amerykanin ma niezłe CV, ale nie posiada cech przywódczych. Nie umiał pociągnąć za sobą drużyny, w trudnych momentach często się mylił.
Błędem było także zatrudnienie Vernona Taylora. Poniżej oczekiwań spisują się także Milovanović i Jeszke. W nieoficjalnych rozmowach można też usłyszeć, że nieco więcej spodziewano się po Leończyku, którego ściągnięto z Anwilu Włocławek.
W trakcie sezonu ratowano się kolejnymi transferami. Na kilka meczów zatrudniono Toney'ego McCray'a, ale ten ruch okazał się kompletną pomyłką. Stracono tylko pieniądze. Później doszło trio: Varanauskas-Flowers-Zagorac. Na końcu za wielką kasę zatrudniono Phila Greene'a IV, który z każdym meczem spisuje się coraz lepiej. Tymi ruchami pokazano, że w Sopocie obowiązuje hasło: "utrzymanie albo nic".
Zobacz także: Przełom w Polskim Cukrze. Pojednanie trenera z zawodnikiem
- Nie chcę opowiadać o całym sezonie, bo moglibyśmy na tej podstawie napisać całkiem niezłą książkę. O zatrudnienie zawodników i zmiany to należałoby kogoś innego zapytać. Ja ze swojej strony mogę powiedzieć, że pod moją wodzą zespół bije się, lepiej walczy i stara się o zwycięstwo w niemal każdym meczu - przyznaje szkoleniowiec Trefla Sopot.
Trefl heroiczną walkę o utrzymanie w lidze stoczy z Miastem Szkła. Obie drużyny mają po sześć zwycięstw, ale w lepszej sytuacji są krośnianie, którzy wygrali dwa spotkania z sopocianami. Podopieczni Stefańskiego w sobotę grają z Kingiem Szczecin i jeśli marzą o pozostaniu w elicie, to muszą ten mecz wygrać. Zwłaszcza, że Miasto Szkła w ostatniej kolejce jedzie do Gliwic na spotkanie z GTK, które już dawno zapewniło sobie utrzymanie w lidze.
- Przykro by było, gdybyśmy spadli z ligi, bo gramy całkiem niezłą koszykówkę. Wszystko jest jednak nadal w naszych rękach. Musimy wygrać dwa pozostałe spotkania i wierzę, że uda nam się utrzymać w PLK - zapowiada Stefański.
Z nieoficjalnych źródeł wiemy, że ewentualny spadek do I ligi pociągnąłby za sobą ogromne zmiany w klubie. Bardzo zaniepokojony sytuacją w Treflu jest prezydent Sopotu Jacek Karnowski, który nie wyobraża sobie braku koszykówki w nadmorskim kurorcie.
Zobacz także: PLK ugięła się. Stal zagra w play-off we własnej hali