NBA: Kevin Durant się wściekł, zdobył 50 punktów. Warriors awansowali

Getty Images /  Jason Miller / Na zdjęciu: Kevin Durant
Getty Images / Jason Miller / Na zdjęciu: Kevin Durant

Kevin Durant pokazał, co potrafi, a jego Golden State Warriors triumfowali w szóstym meczu serii 129:110 i wygrali tę rywalizację 4-2. Dla Los Angeles Clippers to koniec bardzo udanego sezonu.

Trzeba im oddać, co mistrzowskie. Golden State Warriors dwukrotnie dali się pokonać na własnym parkiecie, ale kiedy w serii zrobiło się nerwowo, potrafili wznieść się na wyżyny. Kevin Durant rzucił aż 50 punktów, trafił 15 na 26 oddanych rzutów z pola, w tym 6 na 14 za trzy oraz 14 na 15 osobistych i poprowadził drużynę z Oakland do triumfu 129:110 w wypełnionej po brzegi hali Staples Center.

Ziścił się koszmar Los Angeles Clippers, bo przydarzył im się po prostu bardzo słaby mecz w tak istotnym momencie. Wielokrotnie udowadniali przecież, że nie można odmówić im zawziętości czy zaangażowania, ale koszykówka polega przede wszystkim na trafianiu do kosza. Tego wieczoru w Hollywood próby podopiecznych Doca Riversa rzadko dochodziły celu, wykonali ich aż 96, a trafili tylko 38. Źle wypadł przede wszystkim lider zespołu, Lou Williams.

Ten sam koszykarz, który niedawno zdobywał 33 punkty w piątym, wygranym przez Clippers meczu serii, teraz zanotował ich zaledwie osiem. Był najgorszym zawodnikiem na parkiecie, umieścił w koszu 3 na 21 oddanych rzutów, jego wskaźnik plus/minus zatrzymał się na poziomie -28. To wszystko w 27 minut, a bez skutecznego Williamsa drużyna z Miasta Aniołów nie miała prawa nawiązać walki z faworyzowanymi rywalami.

ZOBACZ WIDEO: Trudny okres dla Lechii Gdańsk. "Przyszło załamanie formy i kryzys wizerunkowy - afera z Jarosławem Bieniukiem"

Golden State Warriors prowadzili w pewnym momencie 26 punktami, kluczowa okazała się druga kwarta, która padła ich łupem w stosunku 37:22. Musieli później pilnować wyniku i tak się właśnie stało. Los Angeles Clippers doszli ich na 13 "oczek" (101:114), ale wówczas od razu celnym rzutem za trzy odpowiedział Stephen Curry i emocje znów opadły. Ostatecznie podopieczni Steve'a Kerra zwyciężyli 129:110.

Czytaj także: Casper Ware, nowa gwiazda EBL: Kasa? Sprawa drugorzędna. Chcę mistrzostwa!

Houston Rockets byli tak pewni, że ich rywalami w półfinale Zachodu będzie drużyna aktualnych mistrzów NBA, aż udali się do Golden State jeszcze przed końcem ich pierwszej rundy. Mike D'Antoni, James Harden i Chris Paul się nie pomylili, a dodatkowy dzień odpoczynku na terenie przeciwników może być niezwykle cenny. Ta seria rozpocznie się już w niedzielę o godzinie 21:30 czasu polskiego.

Doc Rivers ściągnął z parkietu Lou Williamsa i Patricka Beverleya dwie i pół minuty przed końcem spotkania, a kibice podziękowali im za cały sezon gorącym aplauzem. To, co zrobili Clippers i tak zasługuje na wielki szacunek. Nikt nie dawał im przecież szans na awans do play-offów, a oni byli w stanie dwa razy pokonać obrońców tytułu. Danilo Gallinari pożegnał się z kibicami, zdobywając 29 punktów. Waleczny Beverley miał 11 "oczek", 14 zbiórek, siedem asyst i dwa bloki.

W zespole z Oakland triple-double zanotował Draymond Green. Kiedy skrzydłowy popisuje się takim wyczynem, Warriors wygrali wszystkie 26 meczów w rozgrywkach zasadniczych. Skrzydłowy miał 16 punktów, 14 zebranych piłek, 10 kluczowych podań oraz cztery zablokowane rzuty. Curry dodał 24 "oczka".

Czytaj także: Energa Basket Liga. Spójnia - Arka. Lider zagra bez swoich gwiazd

Wynik: 

Los Angeles Clippers - Golden State Warriors 110:129 (31:35, 22:37, 25:30, 32:27)
(Gallinari 29, Gilgeous-Alexander 22, Beverley 11 - Durant 50, Curry 24, Green 16)

Stan serii: 4-2 dla Warriors

Komentarze (0)