NBA. Rewolucja w Golden State Warriors stanie się faktem. Koniec pięknego snu potęgi

Getty Images / Ethan Miller / Na zdjęciu: Klay Thompson
Getty Images / Ethan Miller / Na zdjęciu: Klay Thompson

To może być koniec najlepszej drużyny w NBA. Zmianę klubu rozważają bowiem aż trzy gwiazdy zespołu z Kalifornii. Tymczasem Golden State Warriors jesienią przenoszą się do ultranowoczesnej hali w San Francisco.

Są najbardziej utytułowaną drużyną w ostatnich latach. Mistrzostwo NBA zdobywali w 2015, 2017 i 2018 roku. Na ich grę patrzy się z wielką przyjemnością. Zrewolucjonizowali koszykówkę w Stanach Zjednoczonych, grają szybko i efektownie dla oka. Na ich meczach pojawia się komplet publiczności, która bawi się ich wyczynami.

Wszystko co dobre, kiedyś się kończy. Piękny sen kibiców Golden State Warriors może zostać przerwany już w lipcu. Wtedy bowiem aż trzech koszykarzy "Wojowników" - DeMarcus Cousins, Klay Thompson oraz Kevin Durant - trafi na rynek wolnych agentów. Będą mogli sami zdecydować o swoim losie i wybrać dowolny klub w NBA. Chętnych na ich usługi nie brakuje i każdy z nich dostanie maksymalne kontrakty od innych drużyn.

Kłopotliwe Salary Cap

Rzadko w USA zdarza się zebrać taką plejadę gwiazd w jednym zespole. Tym bardziej, że istnieje przepis o Salary Cap, którego celem jest utrzymanie równowagi i konkurencyjności między drużynami, w lidze pozbawionej tradycyjnego w Europie systemu awansów i spadków.

ZOBACZ WIDEO "Druga połowa". Drągowski robi furorę w Serie A. Czołowy klub ligi już wyraża zainteresowanie transferem

Salary Cap miało wyrównywać szanse występujących w lidze zespołów i zapobiegać dominacji jednego z nich. Dlaczego więc "Wojownikom" udało się stworzyć prawdziwy "Dream Team"? Wszystko z powodu decyzji gwiazd, które zdecydowały się grać za mniejsze pieniądze tylko po to, aby zdobyć upragnione mistrzostwo NBA.

Zobacz także: Marcin Gortat o grze dla reprezentacji

Stosunkowo największe pieniądze dostał Kevin Durant, który w 2018 roku podpisał 2-letni kontrakt, warty 61 mln dolarów. Skrzydłowy może jednak zrezygnować z połowy umowy i trafić na rynek wolnych agentów. Wszystko po to, aby podpisać długoterminową umowę i zabezpieczyć się na przyszłość.

Dużym zaskoczeniem było natomiast zachowanie Cousinsa, jednego z najlepszych środkowych w całej NBA. W tym sezonie zarobi tylko 5,3 miliona dolarów, mimo że inne zespoły mogły zaoferować mu znacznie więcej. Cousins wybrał jednak walkę o mistrzostwo NBA, zamiast gry w średnim klubie.

Gwiazdy chcą pieniędzy

Promocje na usługi gwiazdorów właśnie się jednak kończą. Jako pierwszy na taki krok zdecydował się Stephen Curry, który w latach 2012-2017 inkasował jedynie 11 mln dolarów rocznie. Teraz może liczyć na około 40 mln dolarów.

Na wielkie pieniądze oczekują także Durant, Thompson oraz Cousins. Dla dwóch pierwszych będzie to prawdopodobnie ostatni wielki kontrakt w karierze. Z cytryny finansowej chcą wycisnąć jak najwięcej. Najlepszym przykładem jest Durant, który ma ciekawą ofertę z New York Knicks.

"Wszyscy mówią, że trafi latem do Knicks" - pisał portal "The Athletic". Skrzydłowy będzie kierował się tylko i wyłącznie finansami. Według prasy, skład personalny i ambicje klubowe będą miały dla niego drugorzędne znaczenie.

Z utratą gwiazd pogodzony jest trener Steve Kerr, który już zimą dawał do zrozumienia, że zatrzymanie takiego składu będzie wręcz niemożliwe. - Myślę, że powinniśmy być świadomi, jak ważny jest ten rok. Szczególnie zważywszy na to, że po sezonie mogą nadejść pewne zmiany. Nie wiemy więc, co nas czeka. Czemu zatem nie cieszyć się po prostu każdym dniem tej podróży - tłumaczył Kerr dla "ESPN" .

Zdecydowanie bardziej stanowczy opiekun Golden State Warriors był w przypadku Cousinsa. - Związaliśmy się z nim zaledwie na rok, bo w następne lato nie będziemy mieli takich pieniędzy, aby przedłużyć z nim kontrakt i on to doskonale wie. Chcemy pomóc mu w zdobyciu mistrzostwa i liczymy na to samo z jego strony. Mamy też nadzieję dać mu szansę na podpisanie dobrej dla niego umowy w innym miejscu - stwierdził 53-letni szkoleniowiec.

San Francisco czeka na gwiazdy

Latem drużynę czeka rewolucja nie tylko w sferze sportowej. Od nowego sezonu Golden State Warriors domowe spotkania rozgrywać będą w San Francisco, w jednym z najpiękniejszych miast w Stanach Zjednoczonych. To właśnie tam turyści z całego świata podziwiają słynny most "Golden Gate Bridge" czy urokliwą "Lombard Street". To jedna z najbardziej poskręcanych ulic na świecie, a jej specyficzne rozplanowanie spowodowało, ze stała się jednym z symboli San Francisco.

Czytaj także: Karuzela trenerska w NBA

Obiekt ma pomieścić 18 tysięcy widzów. Oprócz tego powstaje duża sala koncertowa i przestrzeń teatralna, która może pomieścić od 2 000 do 5 000 miejsc. Chase Center jest pierwszą areną sportową w NBA finansowaną ze środków prywatnych. W tym samym miejscu powstanie także cały ośrodek treningowy dla Warriors.

- Uznaliśmy, że skoro nowy obiekt powstaje w San Francisco, musi być znakomity. To ma być dom dla prawdopodobnie najlepszej drużyny na świecie - tłumaczy prezydent klubu Rick Welts. Do tej pory hala zarobiła na siebie już dwa miliardy dolarów.

Źródło artykułu: