Na początku lutego przedstawiciele Stelmetu Eneai BC zaskoczyli koszykarską Polskę podpisaniem umowy z Quintonem Hosley'em.
O ile nikt nie kwestionował umiejętności Amerykanina, to pod dużym znakiem zapytania stała forma 35-letniego zawodnika, który miał kilkumiesięczną przerwę od grania.
Janusz Jasiński liczył na jego ogromne doświadczenie i... pewnego rodzaju magię. Do tej pory koszykarz za każdym razem zdobywał ze swoim zespołem mistrzostwo Polski. - To powrót "Władcy Pierścieni" - deklarował właściciel zielonogórskiego klubu.
Zobacz także: EBL. Wielki powrót Anwilu Włocławek. Igor Milicić: Zespół świetnie zareagował
Koszykarz rozegrał w Energa Basket Lidze trzy sezony i zdobył trzy złote medale. W minionych rozgrywkach o jego sile... przekonał się sam Stelmet. To jego przebłysk geniuszu sprawił, że Anwil wyeliminował w półfinale klub z Zielonej Góry. To on dźwignął zespół w najtrudniejszym momencie. Zdobył 16 punktów w czwartej kwarcie meczu numer pięć we Włocławku.
ZOBACZ WIDEO "Druga połowa". Kluby powinny brać przykład z Piasta. "Mistrz nie wyskoczył z kapelusza"
- Jestem bardzo podekscytowany faktem, że znów zagram w Stelmecie. Mam nadzieję, że wniosę do ekipy magię - zapowiadał Hosley w momencie podpisywania umowy.
Amerykanin dobry rytm złapał od samego początku. Na dodatek jego forma z każdym tygodniem rosła. Zaskakujący był jednak fakt, że Hosley od razu stał się tak ważnym graczem w ofensywie Stelmetu Enei BC. On do tej pory był znany głównie ze świetnej pracy w defensywie. Adam Romański z Polsatu mówił nawet o nim jako "wielkiej ośmiornicy", która znakomicie przewiduje i odczytuje zamiary rywali.
Z jego strony były oczywiście wstawki agresywnej obrony, ale znacznie więcej było popisów w ofensywie. O ile w ćwierćfinale przyniosło to efekt, bo Amerykanin w znaczący sposób pomógł wyeliminować MKS, to w półfinale odbiło się to czkawką.
Można odnieść takie wrażenie, że Hosley był nieco pozostawiony sam sobie w ataku. Robił coś, z czego nie był znany. Był aktywny, często był inicjatorem ofensywnych akcji. Decydował się na rzuty z dystansu, sporo penetrował w strefę podkoszową. Z tego co wiemy - tak duża aktywność Hosley'a w ataku nie do końca była zamiarem sztabu szkoleniowego Stelmetu Enei BC.
- On ma za mało defensywnych zadań. Z tego się zawsze świetnie wywiązywał. Atak? To nie jest jego domena - mówił ostatnio w "#StudioAdRom Max" (kanał na Youtubie prowadzony przez Adama Romańskiego) Tomasz Jankowski, były reprezentant Polski, obecnie komentator stacji Polsat.
- Gdzie ta ośmiornica? - pytał z kolei sam Romański. - Mam wrażenie, że Quinton marnuje zespołowi tak z 10 dobrych posiadań w jednym spotkaniu. Jego zagrania, często przez ręce, takie nieco chaotyczne, nic nie dają drużynie. Reszta stoi i patrzy - dodał po chwili.
- Trafiłeś w sedno - przyznał Jankowski.
W serii z Polskim Cukrem Hosley oddał aż 32 rzuty z gry (trafił 13 - 40-procentowa skuteczność). Pod tym względem więcej prób wykonał jedynie rozgrywający Markel Starks (41). To jednak nie dziwi, bo Amerykanin jest liderem zespołu, zawodnikiem stworzonym do zdobywania punktów.
Zobacz także: Aaron Broussard zadowolony z pobytu w Anwilu (wywiad)