EBL. MVP na "0". Fatalny występ Jamesa Florence'a

Newspix / Grzegorz Jędrzejewski / Na zdjęciu: James Florence (na pierwszym planie)
Newspix / Grzegorz Jędrzejewski / Na zdjęciu: James Florence (na pierwszym planie)

Konia z rzędem temu, kto przewidział przed niedzielnym spotkaniem tak fatalną dyspozycję lidera Arki Gdynia. James Florence po raz pierwszy w tym sezonie nie zdobył w meczu ani jednego punktu!

Sam James Florence chyba w najgorszych koszmarach nie wyobrażał sobie tak fatalnego występu w najważniejszym meczu w sezonie.

Amerykanin, który po znakomitym czwartym spotkaniu we Włocławku (zdobył 38 punktów), deklarował, że wskoczy na jeszcze wyższy poziom, po raz pierwszy w obecnych rozgrywkach Energa Basket Ligi zagrał na "0"!

Florence mecz zakończył z dziewięcioma niecelnymi rzutami i ośmioma asystami (wszystkie w pierwszej połowie). Zadziwiająca była mała aktywność w ataku Amerykanina, który przyzwyczaił do tego, że lubi brać dużo akcji na swoje barki.

ZOBACZ WIDEO Czy Piątek dorówna Lewandowskiemu? "Stawianie Piątka na pomniku Lewandowskiego to wielki błąd"

Zobacz także: Polski Cukier zdeklasował Stelmet

Trener Przemysław Frasunkiewicz bierze go w obronę i mówi wprost, że Florence wypompował się pod względem fizycznym i mentalnym po ostatnim spotkaniu we Włocławku.

- Na jego dyspozycję wpłynęło kilka elementów. W pierwszej połowie rozdał osiem asyst, był kreatorem gry. Myślę, że później po prostu zabrakło mu sił. Ten ostatni mecz we Włocławku, gdzie w pojedynkę trzymał nas w grze, kosztował go wiele zdrowia. Widać było, że James nie był sobą. Nie trafił kilku rzutów, źle wszedł w spotkanie. W takich meczach każdy ułamek spóźnienia, złej reakcji może wpłynąć na brak odpowiedniej pozycji - tłumaczy trener Arki Gdynia.

Zmęczenie zmęczeniem, ale trzeba odnotować fakt, że włocławianie w tej serii byli świetnie przygotowani na lidera Arki. Do krycia Amerykanina byli oddelegowani zarówno Simon i Broussard, którzy cały czas wywierali na nim ogromną presję.

- Nasza obrona była świetnie na niego przygotowana. Wjeżdżał pod kosz, ale tam odbijał się od naszych wysokich i nie za bardzo wiedział, jak sobie z tym poradzić. Później próbował podawać, ale my świetnie rotowaliśmy - uważa Kamil Łączyński, kapitan włocławskiego zespołu.

Amerykanin drugi rok z rzędu odpadł w serii półfinałowej z Anwilem Włocławek. W zeszłym sezonie jeszcze jako zawodnik Stelmetu Enei BC przegrał rywalizację w podobnym stosunku (2:3). Wtedy w piątym spotkaniu zdobył 15 punktów w 19 minut. Boisko musiał opuścić z powodu pięciu przewinień.

Zobacz także: EBL. Igor Milicić: Anwil to jest zespół. Każdy może odpalić

Źródło artykułu: