NBA. Mocne otwarcie Toronto Raptors! 1-0 w finale, przerwana seria Golden State Warriors

Newspix / Icon Sport / Na zdjęciu: Pascal Siakam (z prawej)
Newspix / Icon Sport / Na zdjęciu: Pascal Siakam (z prawej)

Co za otwarcie finału NBA w wykonaniu Toronto Raptors! Drużyna z Kanady, prowadzona tym razem przez Pascala Siakam (32 punkty) pokonała Golden State Warriors 118:109 i w serii do czterech zwycięstw, prowadzi 1-0.

Toronto czekało na ten dzień od 1995 roku, aż w końcu się udało. Drużyna "Dinozaurów" pierwszy raz znalazła się w wielkim finale NBA. I teraz wspiera ich nie tylko cała Kanada, ale też spora część Ameryki. Kibice chcieliby, aby zdetronizowali Golden State Warriors, którzy zwyciężali trzy raz w czterech ostatnich latach. Zobaczymy, czy im się uda. Jak na razie premierowy mecz ułożył się zdecydowanie pod ich dyktando. Raptors prowadzili do przerwy 59:49, a ostatecznie triumfowali 118:109.

Fantastyczny był Pascal Siakam, w 2017 roku mistrz i MVP D-League, teraz kluczowa postać zespołu walczącego o mistrzostwo NBA. 25-latek w 40 minut zdobył rekordowe dla siebie w play-offach 32 punkty, osiem zbiórek, pięć asyst i dwa bloki. Skrzydłowy trafił wręcz perfekcyjne 14 na 17 oddanych rzutów z pola. Kawhi Leonard umieścił w koszu tylko 5 na 14 oddanych rzutów, ale trafił też 10 na 12 osobistych i miał w sumie 23 "oczka", a niezwykle cenne 15 punktów uzbierał z ławki rezerwowych Fred VanVleet.

- Ruszyliśmy od razu do ataku, wykorzystaliśmy nasze atuty i przede wszystkim pokazaliśmy pewność siebie, a o to chodziło. Oczywiście popełnialiśmy też błędy, ale potrafiliśmy szybko je naprawiać - komentował w rozmowie z reporterem ESPN prosto z parkietu Pascal Siakam. - Robię to dla mojego taty i to jemu dedykuję ten występ. Staram się dawać z siebie wszystko każdego wieczoru - mówił skrzydłowy. Tchamo Siakam, ojciec Pascala, zginął w wypadku samochodowym w październiku 2014 roku.

ZOBACZ WIDEO "Druga połowa". Jakie będą kolejne ruchy kadrowe w Legii? "Nie pozbędziemy się nagle połowy szatni"

Gospodarze kontrowali to, co działo się na parkiecie. Jeszcze po trzech kwartach mieli 88:81, a w ostatnie 12 minut systematycznie potwierdzali wyższość nad rywalami. Od prowadzenia 90:87 zanotowali serię 7-0, co dało im 10 punktów zaliczki (97:87). Było też 106:94, kiedy Kawhi Leonard wykorzystał rzut wolny po faulu technicznym Klaya Thompsona. Ostateczny cios zadał Kyle Lowry, który trafieniem za trzy 31 sekund przed końcem dobił Warriors (118:106).

Toronto Raptors zanotowali piąte zwycięstwo z rzędu w play-offach i przerwali serię sześciu triumfów aktualnych mistrzów, którzy od stanu 2-2 z Houston Rockets wygrali 4-2, a następnie pokonali też Portland Trail Blazers 4-0. Dla drużyny z Oakland to również pierwsza porażka bez Kevina Duranta, który ciągle nie wrócił do gry przez uraz łydki.

Czytaj także: Pierwszy krok Polskiego Cukru Toruń. Wszędobylski Bartosz Diduszko zadał decydujące ciosy

Do składu obrońców tytułu wrócił za to DeMarcus Cousins, aczkolwiek środkowy w osiem minut zdobył tylko trzy punkty. Gościom zabrakło skuteczności, o czym świadczy 34 celnych na 78 oddanych rzutów. Curry dobrze zaczął mecz, ale ostatecznie miał 34 punkty, pięć zbiórek oraz pięć asyst, a umieścił w koszu 8 na 18 prób, w tym 4 na 9 za trzy i wszystkie 14 osobistych. Klay Thompson zdobył 21 "oczek", a Draymond Green skompletował triple-double na poziomie 10 punktów, 10 zbiórek i 10 asyst. Ten popełnił też 6 na 16 strat drużyny.

Jako ciekawostkę można dodać, że Stephen Curry został pierwszym zawodnikiem w historii, który w finałach NBA trafił 100 rzutów za trzy. - Myślałem, że udało nam się wykonać dużo dobrej pracy w drugiej połowie i wróciliśmy do meczu. W rzeczywistości nasi chłopcy faktycznie dobrze się prezentowali, ale popełniliśmy też zbyt wiele błędów, aby wygrać to spotkanie - podsumował na konferencji prasowej trener mistrzów, Steve Kerr.

- Mamy najlepszych kibiców. Robimy to, co powinniśmy i to, co musimy. Wierzę, że nam się uda, ale trzeba pamiętać, że to był dopiero pierwszy mecz - mówił o walce o mistrzostwo Siakam. Curry, opuszczając parkiet, tylko klaskał i się uśmiechał, co świadczy o jego wielkiej motywacji. Można spodziewać się więc świetnej serii. Drugie spotkanie finału, także w Toronto odbędzie się w nocy z niedzieli na poniedziałek o godz. 2:00 czasu polskiego.

Czytaj także: Rewolucja w Houston Rockets. Może odejść wielu zawodników

Wynik:

Toronto Raptors - Golden State Warriors 118:109 (25:21, 34:28, 29:32, 30:28)
(Siakam 32, Leonard 23, Gasol 20 - Curry 34, Thompson 21, Green 10)

Stan serii: 1-0 dla Raptors

Komentarze (6)
ksiezyc1983
31.05.2019
Zgłoś do moderacji
2
0
Odpowiedz
Na deskach to ja jestem jak słucham duetu komentatorów(choć wzasadzie obrażam komentatorów tak ich nazywając)Michałowicz-Łopaciński .Gdyby oni komentowali sport popularny w Polsce typu piłka no Czytaj całość
avatar
navigator9
31.05.2019
Zgłoś do moderacji
1
0
Odpowiedz
dziecko, czy znasz znaczenie określenia "na deskach"? Naprawdę porażka 9 punktami to nokaut? 
avatar
GeDo
31.05.2019
Zgłoś do moderacji
0
0
Odpowiedz
Spokojnie u siebie odrobią:) 
avatar
Czesio1
31.05.2019
Zgłoś do moderacji
3
1
Odpowiedz
A ja trzymam kciuki oby sen Toronto skończył się jak najszybciej.
Trzeba przyznać że dziś Siakam pozamiatał. 
avatar
Romano
31.05.2019
Zgłoś do moderacji
2
2
Odpowiedz
Piękny sen Toronto trwa, oby jak najdłużej.