W siódmym spotkaniu decydującym o mistrzostwie Polski Anwil pokonał Polski Cukier 89:77. Włocławianie byli stroną przeważającą, dyktowali warunki gry niemal od pierwszej do ostatniej minuty. Torunian było stać jedynie na zryw w czwartej kwarcie, ale było już za późno na odrobienie wszystkich strat.
- Obroną wygraliśmy kolejne mistrzostwo. W pewnym momencie tej serii zmieniliśmy defensywę przeciwko zagrywkom, które Polski Cukier świetnie egzekwował. To spowodowało, że ich rozgrywający mieli olbrzymie problemy z podawaniem piłki pod sam kosz. To zadziałało - zdradził tuż po meczu trener Igor Milicić.
Zobacz także: Transfery EBL. Michał Chyliński opuszcza Stal. Czas na nowe wyzwania
- Jesteśmy zespołem - mówił z uśmiechem na twarzy. Nie chciał chwalić poszczególnych zawodników. A w play-off świetnie grali Broussard, Simon, Łączyński, Lichodiej, Szewczyk czy Ignerski. Każdy stanął na wysokości zadania. - Nie skupiajmy się na jednym czy drugim nazwisku. Mamy 10-11 zawodników. Każdy mógł odpalić. W jednym spotkaniu odpalił Broussard, później Simon, a jeszcze w innym Almeida - wymieniał.
ZOBACZ WIDEO El. Euro 2020. Polska - Izrael. Efektowna wygrana przysłoniła mankamenty kadry? "Nie chwalmy piłkarzy za bardzo"
Milicić jest współautorem trzech mistrzowskich tytułów w historii klubu z Włocławka - raz w roli zawodnika (2003) i dwukrotnie na stanowisku pierwszego trenera (2018, 2019). - Czuję się znakomicie. Tworzymy historię na lata - mówił dumnie.
Podziękowania dla @mili44igor, który jest współautorem trzech tytułów mistrzowskich w historii @Anwil_official - jako zawodnik (2003) i jako pierwszy trener (2018, 2019). #plkpl pic.twitter.com/4ubOb0VbuJ
— Karol Wasiek (@K_Wasiek) 15 czerwca 2019
To był trudny sezon dla Milicicia. Sporo kontuzji (m.in. Michalak, Łączyński, Sobin i Ignerski), gra na dwóch frontach (BCL i EBL) i liczne zmiany w składzie. Szkoleniowiec w trakcie rozgrywek postawił wszystko na jedną kartę. Wymienił trzech podstawowych zawodników (Kostrzewski, Marković i Mihailović) na dwóch graczy, którzy byli... po poważnych urazach: Almeidę i Czyża. Ryzyko się opłaciło. Ten pierwszy został MVP finałów, a Czyż dołożył małą cegiełkę do sukcesu.
- Oczywiście, że były momenty zwątpienia, ale cały czas wierzyłem w to, co robię. Kolega nazwał mnie saperem i myślę, że to jest bardzo dobre określenie mojej osoby. Lubię ryzyko, gdy przemawia na moją korzyść. Uważam, że po raz kolejny udowodniłem, że niemożliwe w sporcie nie istnieje - przyznał.
- Dokonaliśmy wielkich rzeczy, nawet niemożliwych. Jestem przekonany, że ludzie będą pamiętać ten sukces - rzucił na koniec i poszedł celebrować z zawodnikami wielki sukces.
Dla niego był to już czwarty sezon pracy we Włocławku. W tym czasie zajął z drużyną czwarte, piąte i dwukrotnie pierwsze miejsce. Pod jego wodzą Anwil zadebiutował w Basketball Champions League. Całkiem niezła gra Anwilu i pomysły taktyczne trenera Milicicia zostały doceniane w Europie. Szkoleniowiec ma ważną umowę na kolejny sezon.
Zobacz także: Paweł Matuszewski i Łukasz Koszarek na wielkim meczu Finałów NBA. "Niesamowite przeżycie"
Chyba się pogubiłeś!