NBA. Od bohatera do zera. Smutna przemiana Golden State Warriors

Rewolucja to mało powiedziane. Golden State Warriors w ostatnim meczu z Charlotte Hornets nie mogli skorzystać z żadnego z 15 zawodników, którzy w czerwcu grali w finale NBA z Toronto Raptors.

Jakub Artych
Jakub Artych
LaMarcus Aldridge wykonujący wsad w meczu San Antonio Spurs - Golden State Warriors Getty Images / Ezra Shaw / Na zdjęciu: LaMarcus Aldridge wykonujący wsad w meczu San Antonio Spurs - Golden State Warriors
Wielka drużyna rozpadła się w pył. Od 2015 roku Golden State Warriors regularnie grywali w finałach NBA. Trzykrotnie zostali mistrzem rozgrywek, a dwukrotnie wicemistrzem. Oprócz wielkich gwiazd: Stephena Curry'ego czy Klaya Thompsona, o sile drużyny stanowili żelaźni rezerwowi, na czele z Andre Iguodalą.

Przez wiele lat drużyna z Kalifornii żyła na kredyt, ściągając między innymi w 2016 roku Kevina Duranta z Oklahomy City Thunder. Warriors bili kolejne rekordy w rozgrywkach i stali się maszyną do wygrywania meczów.

Koniec epoki

Taka dynastia może się już więcej nie powtórzyć. Pierwszy etap wielkiej rewolucji mieliśmy latem, gdy z drużyną pożegnało się łącznie 11 zawodników, na czele z Durantem, Iguadalą, Shaunem Livingston czy DeMarcusem Cousinsem.

ZOBACZ WIDEO Stacja Tokio #9: Artur Mikołajczewski. Powrót z zaświatów

- Czułem, że dla tej grupy to po prostu koniec drogi. Shaun Livingston był gotowy na emeryturę, Andre Iguodala był coraz starszy. Nasze kontrakty coraz mocniej obciążały zespół, więc to był czas, by pójść własną drogą - podkreślał w rozmowie z "ESPN" Durant, który latem podpisał 4-letni kontrakt z Brooklyn Nets.

Działacze z Kalifornii postawili głównie na młodych koszykarzy. O sile zespołu mają stanowić teraz... 22-letni Ky Bowman, 23-letni Eric Paschall czy trzy lata młodszy Jordan Poole. - Będziemy walczyć jak diabli, rozwijać młodych graczy, uczyć się zwyciężać. Nie staniesz się lepszy, jeśli będziesz specjalnie przegrywać - tłumaczy właściciel klubu, Joe Lacob.

Kontuzje gwiazd

Młodzi gracze mieli być wspierani przez trzy wielkie gwiazdy: Curry'ego, Thompsona czy Draymonda Greena, którzy od początku uczestniczyli w budowie wielkich Warriors.

Problem w tym, że każdy z nich jest obecnie... kontuzjowany. Thompson leczy kontuzję Achillesa i nie jest wykluczone, że w tym sezonie nie zobaczymy go na parkietach NBA. Curry złamał rękę (CZYTAJ WIĘCEJ), a Green zmaga się z urazem palca wskazującego w lewej dłoni i czeka go kilka meczów przerwy.

Jak szybko zauważyli dziennikarze "The Athletic", w ostatnim meczu z Charlotte Hornets (87:93) na parkiecie nie było żadnego zawodnika, który jeszcze kilka miesięcy temu walczył o trzecie z rzędu mistrzostwo NBA dla Warriors. Oprócz wspomnianej wielkiej trójki, niezdolny do gry jest także Kevon Looney czy Jacob Evans.

To będą koszmarne miesiące dla wicemistrzów NBA. Co ciekawe, latem drużyna przeniosła się do ultranowoczesnej hali w San Francisco, która miała być domem dla wielkiej drużyny. Na wysokości zadania nie stanęli jednak zawodnicy i działacze klubu. Zamiast wielkich mistrzów, w pięknym mieście powstał wielki niewypał.

Zobacz także: Mike Taylor zostaje w reprezentacji Polski na dłużej!

Czy Golden State Warriors będą najgorszą drużyną w konferencji zachodniej?

zagłosuj, jeśli chcesz zobaczyć wyniki

Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×
Sport na ×