EBL. Anwil Włocławek. Czas uderzyć pięścią w stół (komentarz)

Newspix / Piotr Kieplin / Na zdjęciu: Tony Wroten (L) i Igor Milicić (P)
Newspix / Piotr Kieplin / Na zdjęciu: Tony Wroten (L) i Igor Milicić (P)

Kolejny fatalny występ w tym sezonie zanotował zespół Anwilu. Tym razem włocławianie przegrali ze Stelmetem Enea BC 77:101. Jeśli klub chce coś osiągnąć w EBL i Lidze Mistrzów, to musi dokonać zmian w zespole. Trenera Milicicia nie należy zwalniać.

Początek sezonu zaciemnił obraz

Do startu rozgrywek w Basketball Champions League wszystko szło po myśli trenera Igora Milicicia. Anwil Włocławek gromił rywali na polskim podwórku, prezentując przy okazji efektowną koszykówkę. "NBA we Włocławku" - zgodnie powtarzali komentatorzy.

Popisy Tony'ego Wrotena, Ricky'ego Ledo czy Chrisa Dowe'a robiły ogromne wrażenie nie tylko na kibicach, ale także na... rywalach. "Dawno nie było takiej galaktycznego zespołu. To nawiązanie do dawnego Prokomu" - mówili.
Włocławska maszyna zacięła się od meczu z Rasta Vechta (76:89). Wysoka i bolesna porażka na niemieckiej ziemi dała sporo do myślenia. Pojawiły się wątpliwości, czy aby na pewno Anwil jest na tyle mocny, by konkurować z rywalami na międzynarodowej arenie. Porażkę zaakceptować można, bo to się w sporcie zdarza, ale nie w tak fatalnym stylu.

ZOBACZ WIDEO Stacja Tokio. Stacja Tokio. Polki wygrały Puchar Świata. Ewa Trzebińska "pomogła" Rosjankom

Tym bardziej, że w kolejnych dniach doszły następne kompromitujące występy. W Hiszpanii przeciwko San Pablo Burgos (78:110), w EBL z Treflem Sopot (84:86, mimo 19-punktowej przewagi w... czwartej kwarcie) i w ostatnią niedzielę ze Stelmetem Enea BC (77:101).

Zobacz także: Koszykówka. Mike Taylor zostaje w reprezentacji Polski na dłużej! Są zmiany w sztabie szkoleniowym

Złudna nadzieja

Kibice Anwilu po wtorkowej wygranej w Champions League nad EB Pau-Orthez oczekiwali od swoich zawodników, że ich forma wreszcie będzie zwyżkować i pokażą się z niezłej strony w hicie Energa Basket Ligi.

Zamiast dobrej gry, zaangażowania i determinacji, po raz kolejny zobaczyli żenujący występ swoich ulubieńców. Anwil w niedzielę zaprezentował się wręcz kompromitująco. Mistrzowi Polski taka gra po prostu nie przystoi. Sporo cierpkich słów pod adresem włocławskich zawodników powiedzieli w trakcie transmisji komentujący ten mecz: Adam Romański i Tomasz Jankowski.

"To nie był Anwil, to nie była koszykówka. To nie była obrona. Gwiazdeczki chodziły po parkiecie" - mówił były reprezentant Polski.

- Zabrakło nam jaj w każdym elemencie koszykarskiego rzemiosła - potwierdza słowa Jankowskiego Szymon Szewczyk, kapitan zespołu.

Obrona do poprawki. Wroten nie wraca

Największym problemem włocławskiego zespołu jest obrona. Anwil w tym sezonie już trzykrotnie tracił 100 i więcej punktów (Astoria - 103, Burgos - 110 i Stelmet - 101). Tak duże straty punktowe nie biorą się znikąd. Defensywa jest po prostu dziurawa. Zawodnicy obwodowi przegrywają pojedynki 1x1, a pod koszem brakuje odpowiedniej rotacji. Brakuje też odpowiedniego powrotu do obrony.

To ostatnio najlepiej "zaprezentował" Tony Wroten, który kilka razy był pod koszem rywali, mimo że akcja toczyła się... po drugiej stronie parkietu. Kibice mówią o... sabotażu z jego strony. Zwłaszcza, że Amerykanin w całym meczu nie oddał ani jednego rzutu (był na boisku przez 26 minut). Tym bardziej, że we wcześniejszych meczach chętnie atakował strefę podkoszową. W niedzielę był pasywny i bezbarwny.

Zawodnicy, zwłaszcza Amerykanie, frustrowali się z każdą kolejną minutą. Chris Dowe został w połowie czwartej kwarty wyrzucony z boiska, po tym jak kłócił się z sędzią Tomaszem Trawickim. Dziwne, że nikt z zespołu do niego nie podszedł i nie odciągnął go od arbitra. To nie najlepiej świadczy to o atmosferze w drużynie.

- Mamy dużo nowych zawodników z talentem i umiejętnościami, ale one nie przekładają się na siłę zespołu. Jest mnóstwo małych rzeczy, które trzeba wykonać, aby zespół wygrywał. My je wykonujemy bardzo słabo albo w ogóle - twierdzi szkoleniowiec Anwilu.

Muszą być zmiany. Milicić przekombinował

Latem trener Milicić zaryzykował i przeprowadził rewolucję w zespole. Bez większych sentymentów zrezygnował ze swoich żołnierzy. Chorwat nie bał się postawić na zawodników, którzy mają łatkę "trudnych i charakternych". Kibice byli pod wrażeniem transferów Ledo i Wrotena, ale część z nich pukała się w głowę i pytała: "jak można ich brać, skoro wcześniej sprawiali tak duże problemy?"

Trener Anwilu odpowiadał: Było mnóstwo trudnych zawodników - Polaków i obcokrajowców. Mówili, że nie dopasują się do naszego systemu, nie będą wykonywać poleceń, a my dalej... robimy swoje. Jesteśmy dwukrotnym mistrzem Polski.

To prawda. Milicić poradził sobie z Łączyńskim, Jelinkiem czy Almeidą. Oni pod jego skrzydłami prezentowali się wyśmienicie. Teraz Chorwat liczył na powtórzenie scenariusza, tylko że w rolach głównych mieli wystąpić: Wroten, Ledo czy Dowe.

Okazuje się, że ten tercet to za dużo jak na jeden moment. Mam wrażenie, że trener Milicić za bardzo uwierzył w swoją moc radzenia sobie z charakternymi zawodnikami, którzy często chodzą własnymi ścieżkami. Nie zawsze za pomocą "czarodziejskiej różdżki" da się zmienić zachowania i nawyki danego zawodnika. Tym bardziej, że tych niepokornych w tym samym czasie jest więcej.

Słyszę głosy, że za słabe wyniki i kiepską grę powinien zapłacić trener Milicić. Kompletnie się z tym nie zgadzam. Nie należy go zwalniać. Chorwat swój kunszt pokazał w dwóch ostatnich sezonach. Nawet bez Sobina potrafił ograć bardzo mocnych rywali i zdobyć mistrzostwo Polski. Latem poszedł na całość. Wziął świetnych graczy, ale trudnych pod względem mentalnym. Ryzyko się nie opłaciło, ale należy dać mu szansę na dokonanie zmian w zespole.

Pewne jest z kolei to, że Anwil w takim zestawie personalnym nie osiągnie sukcesu. Nawet bodziec w postaci zwycięstwa z EB Pau-Orthez nie sprawił, że drużyna wskoczyła na wyższy poziom. Mecz ze Stelmetem obnażył wszystkie słabości mistrza Polski: fatalna obrona, indywidualna gra w ataku, brak zespołowości i dziury w strefie podkoszowej. W klubie muszą uderzyć mocno pięścią w stół i powiedzieć: "czas na zmiany".

Potrzebny jest środkowy, który będzie dominował pod koszem. Sprawi, że rywale będą mieli obawy przed wejściem w strefę podkoszową, zwłaszcza, że obwodowi często przegrywają 1x1. Milan Milovanović, który jest pierwszym centrem Anwilu, nie wypada najgorzej pod względem statystycznym, ale już pod względem fizyczności i atletyczności odstaje od centrów w Lidze Mistrzów.

Wroten? Także. Bo jeśli nie zmieni swojego zachowania, to będzie negatywnie działał na resztę zawodników z zespołu. Jeśli on może wyłamać się z pewnych przyjętych kanonów, to czemu nie mogę zrobić tego inni? To szybko należy po prostu uciąć.

Zmiany są konieczne, bo przed zespołem niezwykle istotne mecze w rozgrywkach Basketball Champions League. Anwil nie może sobie pozwolić na porażki, jeśli chce awansować do kolejnej fazy.

Zobacz także: EBL. Radosław Piesiewicz o zmianie godzin meczów TV: Mamy "prime-time" dla koszykówki

Źródło artykułu: