Dawid Góra, WP SportoweFakty: 11 listopada świętował pan w Los Angeles na evencie zorganizowanym przez konsula. Gdyby był pan w Polsce, wybrałby się pan na Marsz Niepodległości?
Marcin Gortat: Oczywiście, że tak. Ale chciałbym to zrobić incognito, co z powodu mojego wzrostu jest dość trudne. Wolałbym być gdzieś z boku. Nie chciałbym nikomu przeszkadzać w celebrowaniu tak ważnego święta narodowego.
Miałem na myśli pójście w samym środku marszu.
W tłum raczej bym nie wszedł, bo mogłoby to wywołać niepotrzebne zamieszanie... Zamiast skupić się na tym, co najważniejsze w tym dniu, ludzie mogliby zacząć się gromadzić tylko po to, żeby zrobić ze mną pamiątkowe zdjęcie, zapominając o tych, dzięki którym nasz kraj odzyskał niepodległość. W tym dniu najważniejszymi bohaterami powinni być ci, których już nie ma, a którzy walczyli o to, abyśmy mogli żyć w wolnym kraju. Podkreślam, jest to bardzo ważne święto narodowe i udział w nim, czczenie tego dnia, powinniśmy wpajać dzieciom i młodzieży.
ZOBACZ WIDEO MŚ w koszykówce. Polacy zagrali świetny turniej! Czas na igrzyska olimpijskie? "To będzie piekielnie trudne zadanie"
Dziś w Polsce doświadczamy olbrzymiej polaryzacji. Kłócimy się o wartości, które z zasady powinny nas łączyć.
W naszym kraju trwa wojna poglądowa, jakiej jeszcze nie widzieliśmy. Walczą grupy polityczne, stacje telewizyjne, gazety, blogerzy. Każda strona sporo nawywijała, każda ma coś na sumieniu. Staram się nie opowiadać za żadną opcją.
Dość często widzi się pana w towarzystwie choćby obecnego prezydenta.
Tak było, i za PO, i teraz. Jeśli w przyszłości władzę obejmie inna partia, to pewnie też tak będzie. Wielokrotnie wmawiano mi sympatyzowanie z tym czy innym politykiem, a to nie do końca tak wygląda. Prowadzę fundację MG13 Mierz Wysoko, która pomaga dzieciom, weteranom wojennym, rodzinom poległych żołnierzy. Jeżeli znajduję w każdym z rządów, partii politycznych osoby, które chcą mnie wspierać w zmienianiu życia ludzi na lepsze, przybijam im piątkę i działamy razem.
Nie jestem politykiem - dla mnie najważniejsze jest znalezienie kompanów do niesienia dobra tym, którzy tego potrzebują i na to zasługują. Jeśli kiedykolwiek wpadłby mi do głowy pomysł tworzenia własnej partii, to chciałbym ją tworzyć z grupą zaufanych ludzi, którzy wyznają podobne wartości i podobnie postrzegają świat.
Mniej więcej tak mówił Paweł Kukiz. Też nie był ze środowiska politycznego, a wszyscy widzimy, jakie są efekty.
Nie będę oceniać działań i dokonań żadnego z polityków, bo każdy kieruje się własnymi wartościami i zasadami moralnymi, które inni mogą odbierać zupełnie inaczej. Nie opowiadam się za żadną z partii. Nie patrzę w lewo, w prawo, ani w środek. Staram się skupić na swoich celach. W swoich przedsięwzięciach, czy to biznesowych, czy fundacyjnych, kieruję się własnymi zasadami. Nie wyobrażam sobie dołączyć do którejkolwiek partii.
Mówił pan, że marzy o prezydenturze.
Żart sprzed lat przerodził się w potężną plotkę. Ale gdybając - gdybym zdecydował się na politykę, na pewno nie wszedłbym w nią z myślą o robieniu biznesów. Chciałbym działać w imieniu ludzi, a nie tylko mówić o tym, że chcę im pomagać.
Niezależnie od tego, podkreślę jeszcze raz - jestem bardzo daleko od polityki, choć przyjaciele wydrukowali mi bilbord przed wyborami prezydenckimi 2020. Jestem na nim młodszy niż wyglądam w rzeczywistości i zastanawiam się, czy nie wrzucić tego na Instagram. Ale tylko w formie żartu. Wolę rozkoszować się wolnym czasem bez koszykówki. Koncentrować się na rodzinie i czerpać radość z prowadzenia fundacji.
Proszę koniecznie opublikować bilbord!
Jeśli to zrobię, po raz kolejny żart może stać się dla innych prawdą. Hejterzy nie śpią, a liczba fake newsów zalewa media każdego dnia. Mam wrażenie, że ludzie coraz częściej zapominają o racjonalnym myśleniu. Ślepo wierzą we wszystko, co serwują im portale czy gazety.
Marcin Gortat w hospicjum. Odwiedził chore dzieci >>
Jest pan jednym z bardziej lubianych polskich sportowców.
Taka jest powszechna opinia, ale są też tacy, którzy tylko czekają na moje potknięcia. Na szczęście zgromadziłem wokół siebie dużo ludzi i wiem, kto jest hejterem, wiem kto tylko czeka na wyjście z nory, aby powiedzieć o mnie mnóstwo złych rzeczy. Ale nawet taki człowiek jak Jan Paweł II miał krytyków. Nie ma na świecie człowieka, który byłby wyłącznie kochany. Moi hejterzy najbardziej zazdroszczą sukcesu. Mają ból dupy, że mi się udało. No, ale to już nie nasz problem. Wstaję rano z łóżka i zapieprzam, żeby to, co robię, robić jeszcze lepiej.
Wróćmy do Polski. W Stanach chyba nikogo nie interesują nasze wewnętrzne sprawy, prawda?
Zależy o kim mówimy. Przysłowiowi Janusze, którzy siedzą na kanapie i w hurtowych ilościach jedzą chicken wingsy, nie zajmują się takimi sprawami. Ale ludzie, którzy interesują się wydarzeniami na świecie, wiedzą, jak wygląda sytuacja w Polsce. Sporym zainteresowaniem cieszyła się wiadomość o zniesieniu wiz dla naszych obywateli. Zresztą, mógłbym sporo na ten temat powiedzieć. Walczyłem z ambasadami i konsulatami, żeby otrzymać wizy dla dzieciaków, rodziców, czy zwycięzców moich eventów. Mógłbym napisać o tym książkę, a nawet trylogię!
Cieszę się bardzo, że po tylu latach wizy w końcu zostały zniesione. Świat po raz kolejny stał się jeszcze mniejszy i bardziej dostępny dla każdego. Jedyne o czym trzeba pamiętać, to to, że zniesienie wiz nie uspokoi Amerykanów przed napływem innych nacji do ich ojczyzny. Jeśli ktoś wybiera się do USA z biletem w jedną stronę to gwarantuję, że Amerykanom zapala się czerwona lampka i mogą nie wpuścić do kraju. To nie do końca wygląda tak, jak ludzie sobie wyobrażają.
Czyli nie ma się z czego cieszyć?
Oczywiście, że jest. Ale jeżeli ktoś myśli, że poleci za ocean, od razu dostanie pracę i zacznie nowe życie w Stanach, spełni swój american dream, może się zdziwić, rozczarować.
Patriotycznym jest ostrzegać Polaków przed konsekwencjami marzeń o łatwym zarobku, ale mniej patriotycznym - rezygnacja z gry w kadrze. Przecież nawet dzisiaj, gdyby pan zagrał w reprezentacji, byłby bezsprzecznie jej najlepszym zawodnikiem.
Nie ma czegoś takiego jak łatwe pieniądze. Ani w Polsce, ani w Stanach, ani gdziekolwiek indziej. O tym trzeba pamiętać! Do wszystkiego dochodzi się ciężką sumienną pracą, poświęceniami. Nawiązał pan do kadry - nikt nie wie, jak mogłoby być. Zupełnie nie odnajdowałem się w europejskiej koszykówce. To jest odmienny system, w NBA wszystko wygląda inaczej. Będąc w kadrze ściągałem na siebie mnóstwo atencji. Często potrzebowałem piłki w ręku, aby konstruktywnie pomóc drużynie. Wiele osób w zespole mogło czuć, że są odsunięci na drugi plan. Zagrałem kilka turniejów mistrzostw Europy i wyniki bywały różne.
Nigdy nie graliśmy wybitnie, niezależnie od tego, czy byłem w kadrze. Jestem centrem, nie mam umiejętności pociągnięcia drużyny za sobą. Mam wpływ na grę, ale nie taki, żeby pociągnąć za sobą cały zespół. Były czasy, kiedy czułem się bardzo mocny, ale nie aż w takim stopniu. Poza tym, gdybyśmy mieli mówić o kadrze jako całokształcie, ukazałby się smutny obraz instytucji, w której nie było pieniędzy chociażby na pokoje hotelowe.
Nie opłacano panu noclegów?
Opłacano każdemu, ale każdy z zawodników marzył o własnym pokoju, żeby się wyspać, mieć czas dla siebie, móc odciąć się od reszty i poukładać myśli przed każdym kolejnym meczem. Jeśli ktokolwiek przychodził do mnie omówić strategię czy po ludzku porozmawiać o życiu, nie chciałem przeszkadzać innemu zawodnikowi w pokoju. Na takie "luksusy" nie było pieniędzy, dlatego za hotele płaciłem z własnej kieszeni.
I jeszcze jedna sprawa - od lutego zagrałem tylko raz w corocznym meczu charytatywnym Gortat Team vs. Wojsko Polskie, który od lat organizujemy z moją fundacją. Nie jestem przygotowany na to, żeby wstąpić do kadry. Poza tym żadnemu chłopakowi nie zrobiłbym takiego świństwa, żeby zająć jego miejsce w drużynie. Ale nigdy nie zazdrościłem i nie krytykowałem chłopaków, bo na mistrzostwach świata zagrali naprawdę dobrze! Trzeba jednak dodać, że mistrzostwa Europy są trudniejszym turniejem niż mistrzostwa świata. W tym pierwszym możesz trafić na Serbię i Hiszpanię, a w drugim dostaniesz w grupie Wenezuelę i Wybrzeże Kości Słoniowej. Ludzie, którzy interesują się sportem, wiedzą, o czym mówię.
Podobnie jest w piłce nożnej.
Oczywiście! Jednak niezależnie od tego, czapki z głów przed chłopakami. Osiągnęli sukces. Martwi mnie jednak, że polska koszykówka nadal będzie stać w miejscu. Nie ma wielkich sponsorów, chłopaków nadal nie ma w telewizji, na okładkach gazet. Przez to nie ma też kontraktów. Nie ukrywajmy tego. Piłkarze po samym awansie na mundial mieli plakaty reklamowe w każdej wsi w Polsce. Rozbili bank jeszcze przed turniejem. Z siatkarzami, już po mistrzostwach, było podobnie. Tymczasem w koszykówce nic się nie zmienia. Czytał pan wywiady z zawodnikami w jakichś mediach?
Niewiele tego było.
No właśnie. Jesteście jednym z największych portali w Polsce, ale zapewne nie sponsorujecie kadry, związku, konkretnego chłopaka czy drużyny. Oczywiście nikogo nie krytykuję, nie winię. Taka jest po prostu kolej rzeczy. Mówiąc szczerze, ja przecież też tego nie zmienię. Jeśli nie będzie pospolitego ruszenia w związkach i u samych koszykarzy, nadal będzie tak samo. Poza tym, nic się nie zmieni, jeśli dobre wyniki kadry nie będą osiągane jeden po drugim.
Marcina Gortata spotkanie z idolem. "Nie ma nic lepszego" >>
Promocji koszykówki w Polsce nie ma, ale promocja Polski za granicą ma się nieźle. Zbliża się Polish Heritage Night 2020. Tym razem w Los Angeles.
Tak, nie na boisku, ale w formie balu. Pojawi się mnóstwo gwiazd. Zarówno tych z estrady, jak i sportu oraz osobistości z branży filmowej. Jestem podekscytowany. Pierwszego dnia sprzedaży rozeszła się znaczna większość biletów. Moim celem jest pokazanie, jakie więzy łączą Polskę i USA. Wśród Amerykanów chcę popularyzować polską kulturę i historię. Między nimi mieszka wielu Polaków, a często nie wiedzą nic o kraju, z którego pochodzą sąsiedzi. Ponadto, podczas balu, uhonorujemy kilka osób za działalność charytatywną.
Możemy zdradzić nazwiska gwiazd? Wiem, że będzie Edyta Górniak. Kto jeszcze?
Pięściarze Adam Kownacki i Andrzej Fonfara, aktor Maciek Musiał. Cały czas rozmawiamy też z innymi osobami, których pojawienie się na takim balu, będzie gratką dla Polonii. Mogę zdradzić, że staram się też zrealizować moje własne marzenie - zaprosić Bogusława Lindę. To jest cichy chłopak, trudno go przekonać, ale dla mnie byłoby to legendarne wydarzenie. Zobaczyć na swojej imprezie Franza Maurera z "Psów" to byłoby osiągnięcie. Nie ukrywam, że bardzo chciałbym, aby na Nocy Dziedzictwa Polskiego pojawiła się para prezydencka. Wizyta takich osobistości z pewnością miałaby realny wpływ na jeszcze mocniejsze zacieśnianie relacji polsko-amerykańskich.
Miejsce wydarzenia będzie szczególne.
Hotel Beverly Hills. Potężny, najpiękniejszy hotel w Los Angeles, w którym bywała Marylin Monroe, a swój pokój ma też Roman Polański. Czerwone dywany, garnitury i sukienki. Liczę na pojawienie się kongresmenów i amerykańskich senatorów. Chciałbym, żeby bal był zapamiętany jako jedno z najważniejszych i najpiękniejszych wydarzeń łączących dwie kultury - polską i amerykańską. Więcej informacji o Polskiej Nocy w Los Angeles niebawem na moich social mediach.