Koszykówka. Kobe Bryant nie żyje. Wojciech Michałowicz: Całe życie ścigał Jordana

Getty Images /  Michael Kovac / Na zdjęciu: Kobe Bryant
Getty Images / Michael Kovac / Na zdjęciu: Kobe Bryant

Kobr Bryant, jeden z najlepszych koszykarzy w historii NBA, zginął w katastrofie helikoptera. Jego śmierć okryła żałobą całą Amerykę. - My tego nie rozumiemy, bo nie mamy takich ikon sportu - powiedział komentator Canal +.

W niedzielę 26 stycznia wieczorem dotarła do Polski informacja (więcej TUTAJ >>) o wypadku helikoptera w Kalifornii. Początkowo nikt nie zwrócił na to uwagi, sytuacja jednak szybko się zmieniła, kiedy portal tmz.com wyjawił, że na pokładzie był Kobe Bryant, a wszyscy pasażerowie maszyny zginęli. W mediach rozpętała się burza. Kibice mieli nadzieję, że informacja jest jedynie makabryczną plotką.

Teraz już wiemy, że Bryant zginął razem z ośmioma innymi osobami. Jedną z nich była jego córka, Gianna. Wojciech Michałowicz komentował mecze NBA w Canal +, kiedy dotarła do niego informacja o śmierci legendarnego koszykarza. - "Zostałem" w nocy w Stanach, bowiem przed transmisją meczu mieliśmy jedynie suchą informację o wypadku - powiedział dziennikarz Canal + dla WP SportoweFakty. - Czekaliśmy, czy to jedynie plotka, sprawdzaliśmy na innych portalach, bo pierwsze informacje były enigmatyczne.

Doniesienia o katastrofie z Bryantem na pokładzie potwierdziły się. Na jaw wychodzą cały czas szczegóły tragedii z Calabasas, gdzie rozbiła się wielka maszyna Sikorsky S-76 (13 m długości). - Do wypadku doszło w górzystym terenie - dodaje Wojciech Michałowicz. - Mam o tyle łatwiej, bo tam byłem, wiem jak to wygląda. Niby niebo jest czyste nad oceanem, a kawałek w górę są góry i wielkie, kłębiaste chmury. Często samolot wpada w turbulencje, kiedy podchodzi do lądowania w Los Angeles. Do tego dochodzi smog. Warunki do latania są ciężkie.

ZOBACZ WIDEO Michał Pol wspomina spotkania z Kobem Bryantem. "Szanował Polaków, uwielbiał AC Milan"

CZYTAJ TAKŻE Cały świat żegna Kobego Bryanta. "Gdyby odciąć mu jedno z ramion, to wypłynęłaby z niego czerwono-czarna krew"

Jakie pierwsze meldunki docierały z USA? - Kobe uwielbiał helikoptery, latał nimi często, bo LA to miasto korków. Zdaje się, że jego maszyna miała wzlecieć ponad chmury, ale one okazały się za wysokie jak na jej możliwości. Lot w dół zakończył się fatalnie, a jest to nieprzyjemny teren, z ostrymi wzniesieniami - to słowa Wojciecha Michałowicza.

Dla Amerykanów śmierć Bryanta jest szokiem, który trudno w Polsce zrozumieć. - My tego nie rozumiemy, bo nie mamy takich ikon sportu - powiedział komentator spotkań NBA. - Kobe pochodził z Filadelfii, więc 75 procent mieszkańców z nim się identyfikowało. Podczas komentowania meczu w Paryżu, kiedy grała drużyna Charlotte Hornets, mówiliśmy o losach zespołu Michaela Jordana (jest większościowym udziałowcem - dop. red.). O tym, jak mogła potoczyć się historia, gdyby "Szerszenie" nie oddały Bryanta w drafcie 1996 roku do Lakers, gdzie osiadł w Los Angeles na stałe, zostając wielką gwiazdą.

Gwiazdą, która nie uniknęła wpadek i skandali. Największą była afera z pokojówką i oskarżenie o gwałt z 2003 roku. Koszykarz przyznał się do uprawiania seksu, ale twierdził, że wszystko odbyło się za zgodą obu stron. To mimo wszystko powodowało, że Amerykanie bardziej utożsamiali się z nim niż z Michaelem Jordanem, najlepszym koszykarzem w historii NBA. - Bryant zawsze był oceniany przez pryzmat Jordana - dodał Wojciech Michałowicz. - Podobny charakter, gesty, budowa ciała. Całe życie ścigał wielkiego MJ, ale też pokazał emocje, słabości, nie był taki wzorcowy, popadał w konflikty. Przez to był naturalniejszy niż wiecznie chłodny i bez emocji na twarzy Jordan.

Konfliktem Bryanta z inną gwiazdą Lakers - Shaqiem O'Nealem - żyła całą Ameryka. LAL zdobyli trzy mistrzostwa z rzędu (2000, 2001, 2002), po czym coś się w drużynie zepsuło. Głównie przez ambicje dwóch największych zawodników, bo każdy z nich chciał odgrywać pierwszoplanową rolę. - Kłócili się, potem pogodzili. Scenariusz filmu klasy C z Hollywood. To ludzi kręciło, wzbudzało zainteresowanie. Kobe należał do Los Angeles, nigdy się nie wyniósł z tego miasta, tam biło jego serce. Szkoda, wielka szkoda. To wielowymiarowa postać z uśmiechem jak z hollywoodzkiego filmu - dodał komentator Canal +.

CZYTAJ TAKŻE NBA. Wspomnienie największych meczów w karierze Kobego Bryanta

CZYTAJ TAKŻE Kobe Bryant - bohater całego pokolenia

Komentarze (0)