Drużyna Legii nie zrewanżowała się HydroTruckowi Radom za porażkę z pierwszej rundy bieżącego sezonu Energa Basket Ligi. W rewanżowym meczu, rozegranym w Hali MOSiR-u, warszawianie przegrali 76:79. Pomimo fatalnego początku zawodów i zakończonej dużym niepowodzeniem pierwszej kwarty (8:19), w kolejnej podopieczni Tane Spaseva wzięli się za odrabianie strat. W czwartej części zniwelowali dystans, jednak nie potrafili "przełamać" gospodarzy.
- Gratulacje dla zespołu z Radomia, który kontrolował ten mecz. Zmniejszyliśmy dystans, ale to nie wynikało z tego, że oni nam coś oddali, a z naszej dobrej gry - podkreślił trener legionistów. - Przebudziliśmy się, zaczęliśmy grać to, co trenowaliśmy i co założyliśmy sobie w planie na to spotkanie - dodał szkoleniowiec.
Czytaj także: EBL. Pobudka Tra Holdera. Polski Cukier Toruń jednak poza zasięgiem MKS-u Dąbrowa Górnicza
- Nie przegraliśmy jednak przez końcówkę, a wcześniej, gdy prowadziliśmy jednym punktem. Popełniliśmy wtedy dwie bezsensowne straty. Moi zawodnicy wybierają złe rozwiązania w kluczowych momentach, w "crunch time" - nie ukrywał Spasev, dla którego była to szesnasta porażka w tym sezonie.
ZOBACZ WIDEO: Bundesliga. Krzysztof Piątek może mieć problemy przez swoją cieszynkę?!
- Źle rozgrywają końcówki, ale to młodzi koszykarze, liderami są teraz polscy zawodnicy. Potrzebują przegrać taki mecz, żeby wyciągnąć wnioski. Biorę tę porażkę na siebie. Mam nadzieję, że w kolejnych spotkaniach wygramy taką jedną albo dwie wyrównane końcówki - zaznaczył trener przyjezdnych.
W podobnym tonie wypowiedział się Kahlil Dukes, którego fantastyczna postawa w ostatniej części i łącznie 22 punkty przy skuteczności 6/8 z dystansu nie wystarczyły do tego, aby przechylić szalę zwycięstwa na stronę Legii. - Byliśmy blisko wygranej, odrobiliśmy 16- czy 18-punktową stratę, ale jest trudno zwyciężyć na tym poziomie, utrzymać taką intensywność gry przez dłuższy fragment, gdy wcześniej wykonało się taki wysiłek - zwrócił uwagę Amerykanin.
Przeczytaj również: EBL. Anwil z dziewiątą wygraną z rzędu. Udany debiut Moore'a
- Tym bardziej przeciwko tak silnej drużynie, i to w jej hali. Trzeba wykorzystywać każdą okazję, która zbliża do zwycięstwa w takim spotkaniu. Zrobiliśmy wielki come-back, ale ostatecznie nie wygraliśmy, nie byliśmy odpowiednio silni w końcówce - zakończył niespełna 25-letni rozgrywający.