Szkoleniowiec GTK Gliwice nie miał i nie mógł mieć wesołej miny po starciu z Treflem Sopot. Na początku trzeciej kwarty nie było jeszcze tak źle - goście prowadzili, ale tylko 51:48.
Kolejny fragment to jednak seria 16:2 dla gości. - Wystarczyły trzy minuty i posypaliśmy się jak domek z kart. Szkoda, że tak to wyszło - mówi Paweł Turkiewicz.
- Potrafimy w kilka minut zrobić mnóstwo strat, dziś było ich 20. Dodatkowo otwieramy graczy drużyn przeciwnych i to spowodowało, że wynik z automatu szybko uciekał - dodaje.
ZOBACZ WIDEO: Odwiedziliśmy bazę reprezentacji Polski na Euro 2020! Zobacz, jak będą mieszkać kadrowicze
Defensywa GTK miała duże problemy, bo sopocianie punktowali tak spod kosza (50 punktów z "pomalowanego"), jak i z obwodu (13/25 zza linii 6,75). - Nie było wiadomo na co postawić: czy kryć obwód czy pod koszem. Zmienialiśmy obronę, była rotacja, ale Trefl i tak trafiał ważne rzuty - wyjaśnia trener GTK.
- U nas z obwodu razili jedyni Payton Henson i Kacper Radwański. Z pomalowanego z kolei nasi zawodnicy praktycznie nie oddawali łatwych rzutów i nie trafiali - kontynuuje.
Wspomniani Payton Henson i Kacper Radwański zaliczyli punktowe rekordy sezonu - pierwszy uzbierał 25 punktów, drugi 17. Na obwodzie brakowało Brandona Tabba - amerykański rzucający narzeka na uraz nadgarstka. - Czy jego obecność by coś zmieniła? To jest gdybanie. Na pewno wniósłby coś do gry. Mam nadzieję, że kolejnym meczu wróci do gry - mówi Turkiewicz.
- Mam nadzieję, że taki zimny prysznic nas zmobilizuje - zakończył szkoleniowiec GTK. Już za tydzień jego drużyna we własnej hali zmierzy się z mistrzem Polski Anwilem Włocławek.
Zobacz także: EBL. Popis sopocian w Gliwicach. Trefl od poniedziałku będzie jeszcze mocniejszy
Zobacz także: EBL. BM Slam Stal znów to zrobiła! Wzmocniona Arka poległa w Ostrowie
Zobacz także: EBL. Stelmet rozgromił Anwil w dwumeczu. Co to oznacza?