Nastały nowe, trudne czasy dla klubów koszykarskich. Rozprzestrzeniający się koronawirus sprawił, że rozgrywki Energa Basket Ligi najpierw zawieszono, a w środę wydano decyzję o przedwczesnym zakończeniu sezonu.
To wyzwanie dla pracowników klubów, którzy przez kilka miesięcy muszą podtrzymać zainteresowanie kibiców za pomocą mediów społecznościowych.
- Obecny czas to prawdziwy test dla ludzi prowadzących profile klubów sportowych w mediach społecznościowych, ale to sprzyja też kreatywności - uważa Adrian Łysek, media manager Śląska Wrocław.
ZOBACZ WIDEO: Koronawirus. Ministerstwo Zdrowia opublikowało specjalny film
"Kółko i krzyżyk"
Interakcję z fanami jako pierwszy rozpoczął Polski Cukier Toruń, który w zeszły czwartek na Twitterze zagrał z Polpharmą Starogard Gdański w "kółko i krzyżyk".
"Hej Polpharma! W tej niecodziennej sytuacji, która nas spotkała nie chcemy pozbawiać kibiców sportowej rywalizacji. Proponujemy zamiast koszykówki wrócić do korzeni i zmierzyć się w kółko i krzyżyk" - napisali na Twitterze przedstawiciele toruńskiego klubu. Pojawiła się także specjalna grafika z planszą do gry. "Podejmujemy wyzwanie" - na odpowiedź Polpharmy nie trzeba było długo czekać.
Kluby dokonały kilku ruchów na specjalnie przygotowanej planszy, ale ostatecznie zwycięzcy nie wyłoniono. Kibice całą inicjatywą byli zachwyceni, szeroko ją komentując. Dzień później na koncie torunian znów sporo się działo. Odbyły się "Pierwsze Oficjalne Mistrzostwa Twittera w Państwa i Miasta pod Honorowym Patronatem Macieja Zielińskiego". Wygrał je... Michał Fałkowski, rzecznik prasowy Anwilu Włocławek.
"Święta Wojna" na Twitterze
I to właśnie Fałkowski był inicjatorem starcia "Świętej Wojny" na Twitterze. Anwil Włocławek pojedynkował się ze Śląskiem Wrocław w... koszykarskim "Kole Fortuny". Zabawa polegała na naprzemiennym odgadywaniu zadawanych sobie haseł na zasadzie popularnego teleturnieju oraz gry w "wisielca". Każda nietrafiona litera oznaczała stracony punkt, a hasłami były nazwiska zawodników obu klubów z lat 1990-2000.
- Z pomysłem wyszedł Michał Fałkowski. Początkowo mieliśmy zupełnie inny zamysł na rozgrywkę ale po długich dyskusjach wypracowaliśmy fajne, wspólne stanowisko, które zapewniło nam małą rywalizację i dało też możliwość zabawy kibicom. Zagraliśmy cztery kwarty z dogrywką - w każdej z nich oba kluby zadawały sobie po jednej zagadce na zasadzie koła fortuny. Za każdą nietrafioną literę lub błędne wskazanie zawodnika gwizdany był faul, których w kwarcie maksymalnie można było popełnić 4. Wynikiem rundy dla danej drużyny było 5 punktów za poprawne odgadnięcie minus liczba popełnionych fauli - tłumaczy Adrian Łysek.
- Nie ukrywam, że bardzo nakręcaliśmy się na spotkanie ze Śląskiem. "Święta Wojna" we Włocławku jest jednym z najważniejszych punktów w sezonie. Byłem w stałym kontakcie z ludźmi z Wrocławia. Wymienialiśmy się zdjęciami, tworzyliśmy grafiki meczowe. Gdy pojawiła się informacja, że spotkanie nie odbędzie się, trzeba było wymyślić coś nowego. Udało się wypracować wspólne stanowisko. Padła propozycja zagrania w "Koło Fortuny" na nazwiska byłych i obecnych koszykarzy - przyznaje Michał Fałkowski.
Zarówno Śląsk, jak i Anwil, myliły się rzadko i walka o zwycięstwo trwała do samego końca. Przed ostatnią kwartą (rundą) Anwil prowadził 13:12, ale raz pomylił się odgadując nazwisko Jakuba Musiała. Wojskowym z kolei bez pudła udało się trafić nazwisko Aarona Broussarda i tym samym spotkanie musiało rozstrzygnąć się w dogrywce.
Tam włocławianie znów pomylili się raz (przy nazwisku Kamila Chanasa), Śląsk z kolei - dość szczęśliwie - trafił wszystkie literki w haśle Nick Lewis. Tym samym w pierwszym, historycznym starciu w twitterowo-koszykarskim "Kole fortuny" WKS
wygrał 22:21 po dogrywce.
- Myślę, że zabawa była świetna. Bardzo liczyliśmy na wsparcie naszych kibiców i się nie zawiedliśmy. Kilka osób bardzo się zaangażowało. Gratulacje dla Śląska za wygraną i "złoty strzał" w dogrywce. Nick Lewis był trudnym hasłem do odgadnięcia - mówi z uśmiechem na twarzy rzecznik prasowy Anwilu Włocławek.
Tak jest! Brawo, gratulacje, wygraliście rzutem na taśmę... jak przed laty dzięki... Jackowi Krzykale pic.twitter.com/f72L6ML8b2
— Klub Koszykówki Włocławek (@Anwil_official) March 17, 2020
Trefl z BM Slam Stal rzucał osobiste
Punktualnie o 19:00 (wtorek, 17 marca) - tak jak było to w terminarzu Energa Basket Ligi, kapitanowie Trefla Sopot i BM Slam Stali Ostrów Wielkopolski zasiedli do swoich telefonów, aby zainaugurować mecz. Ich zadanie było proste i odzwierciedlało to, co robią na co dzień - musieli trafiać jak najczęściej piłką do kosza, tym razem wykorzystując ekrany smartfonów i aplikacje. Minuta gry była imitacją jednej całej kwarty.
Paweł Leończyk i Jarosław Mokros poważnie podeszli do rywalizacji, trenując swoją grę przed rozpoczęciem zmagań. Ostatecznie lepszy okazał się koszykarz Trefla, który wygrał 104:100.
Warto dodać, iż spotkaniu towarzyszyły stałe elementy social mediowej oprawy - od obrazków z szatni, rozgrzewki, aż po same "zagrywki" meczowe, ujęcia kibiców obu zespołów czy cheerleaderek. Leończyk po meczu na swoim Instagramie wrzucił momenty celebracji zwycięstwa i... udziału w konferencji prasowej.
- Chcieliśmy choć trochę odzwierciedlić prawdziwą rozgrywkę. Część klubów stawia na odejście od koszykówki, rywalizując na innych polach. My postanowiliśmy zostać przy pomarańczowej piłeczce wykorzystując do tego prostą aplikacje na Messenger. Nasz kapitan od razu z aprobatą zareagował na pomysł i jak było widać podczas meczu oraz po jego zakończeniu, bardzo się w niego zaangażował. Bez wątpienia inicjatywa spodobała mu się. Również przedstawiciele BM Slam Stali Ostrów Wielkopolski nie wahali się podjąć rywalizacji, za co ogromnie jesteśmy wdzięczni prezesowi Bartoszowi Karasińskiemu i kapitanowi Jarosławowi Mokrosowi - komentuje Karol Żebrowski, media manager Trefla Sopot.
oczek naszego kapitana w Q4 przy @BMSLAMStal oznacza... #zostańwdomu #sercesopotu #plkpl pic.twitter.com/7iCt9n4eeF
— Trefl Sopot (@treflsopot) March 17, 2020
EBL. Arkadiusz Miłoszewski: Tabak mnie męczy. Kiedyś mu za to podziękuję (wywiad)
Koronawirus. Koszykówka. Marcin Gortat: To jest jedno wielkie szaleństwo
EBL. Marcin Woźniak: Życie z komputerem. Czasami trzeba wstać o 3 nad ranem i sprawdzić zawodnika