Gdy pracujesz w klubie, który nie ma budżetu na gwiazdorskie kontrakty, musisz się mocno nagimnastykować, żeby za relatywnie małe pieniądze wyciągnąć kogoś, kto może być gwiazdą ligi.
Michał Dukowicz dokonał tego niejednokrotnie. Fani basketu w Dąbrowie Górniczej mogli podziwiać naprawdę niezłych graczy, jak na poziom Energa Basket Ligi.
Już w pierwszym sezonie w MKS-ie pojawił się Myles McKay, który seryjnie potrafił zdobywać 30 i więcej punktów. To jednak był dopiero początek.
ZOBACZ WIDEO: Koronawirus. Radosław Majdan szczerze o obniżkach pensji dla piłkarzy. "Sportowcy nie mają wyjścia. Kluby przestały zarabiać"
Dukowicz z roli asystenta odgrywał wielką rolę w klubie - kto wie, czy nie największą? Nie tylko prześwietlał rywali, znał ich każdą zagrywkę i każdego zawodnika, ale i specjalizował się w transferach. I trzeba przyznać - robił to bardzo dobrze.
W ten sposób do Dąbrowy Górniczej trafili m.in. D.J. Shelton czy Aaron Broussard. Ten pierwszy był gwiazdą ligi, prawdziwym potworem z wielką energią. Kiedy tylko mógł, próbował wyrwać obręcz z konstrukcji. W MKS-ie wypromował się doskonale. - Chcę zarabiać duże pieniądze, moim celem jest kontrakt na poziomie 25 tysięcy dolarów miesięcznie - mówił. Po MKS-ie grał w BC Tsmoki Mińsk i Teksut Bandirmie zarabiając zdecydowanie więcej niż w Polsce.
Broussard "wynaleziony" w drugiej lidze francuskiej również poszedł w świat. Najpierw związał się z ekipą BK Niżny Nowogród, a potem wrócił do Polski, gdzie będąc kluczową postacią Anwilu Włocławek tylko potwierdził, że nos "Duka" ponownie wyłowił kawał gracza.
W kolejnych rozgrywkach znalazł się kolejny efektowny i efektywny, czyli Cleveland Melvin. Przed sezonem 2019/2020 Dukowicz został pierwszym trenerem i już zupełnie samodzielnie budował skład. Nie zawiódł. Pomimo, że MKS musiał zasypywać dziury i nie było wielkiej kasy na graczy, do Dąbrowy przylecieli niezwykle solidni gracze.
- Ten nos do takich dobrych transferów niestety, jak czas pokazał, okazał się nawet problemem - rzucił w trakcie rozgrywek prezes klubu Łukasz Żak. Dlaczego? Robert Johnson czy Dominic Artis grali tak doskonale, że po dwóch miesiącach zgłosili się po nich znacznie bogatsi w Europie wyrywając oba żądła. O ich wpływie na grę niechaj świadczy fakt, że obaj legitymowali się dwoma najwyższymi wskaźnikami EVAL w całej EBL.
Dukowicz był pewny, że w trakcie sezonu Johnsona straci na pewno. Był przekonany o jego potencjale. Żeby go mieć klub musiał pójść na dużo ustępstw w kontrakcie, a buy-out był wymogiem agenta. Nie spodziewano się jednak, że "Rob" eksploduje tak szybko, bo przecież był to dopiero jego pierwszy sezon w Europie.
Po ich odejściu Dukowicz miał kolejnego asa w rękawie. Bardzo zależało mu na tym, żeby lukę wypełnił... Kyndall Dykes. Ten ostatecznie wybrał ofertę Asseco Arka Gdynia. - Zobaczysz, że będzie gwiazdą tej ligi - mówił po ogłoszeniu tego kontraktu. Dykes zagrał tylko dwa mecze, ale mocny występ i double-double w starciu z Polskim Cukrem Toruń karze przypuszczać, że po raz kolejny się nie pomylił.
Aktualnie Michał Dukowicz pozostaje bez pracy. Prezes Żak wymarzył sobie, żeby został dyrektorem sportowym w MKS-ie. Pytanie w jakim kierunku on sam będzie chciał ukierunkować swoją karierę? Czy ponownie sprawdzić się w roli pierwszego trenera czy jednak pójść w kierunku skautingu i szukania kolejnych "skarbów".
Zobacz także:
Chris Wright, gwiazda EBL, mówi o grze w Polsce. Jak było z transferem do Włoch?
Życie w Hiszpanii stanęło. Tomasz Gielo opisuje: Tylko raz w tygodniu po zakupy