Koszykówka. Jak wielki Prokom jechał taksówkami na mecz. Grecy: kierowca miał zawał!

Materiały prasowe / Bartosz Tobieński / Na zdjęciu: koszykarze Asseco Prokomu
Materiały prasowe / Bartosz Tobieński / Na zdjęciu: koszykarze Asseco Prokomu

- Grecy robili wszystko, żeby nas wyprowadzić z równowagi. Chwytali się nieeleganckich zagrań - wspominają ludzie, który dziesięć lat temu na mecz z Olympiakosem musieli jechać taksówkami. Pomógł recepcjonista, który był fanem... Panathinaikosu.

Historia z "greckimi taksówkami" po latach brzmi jak zabawna anegdota, ale 10 lat temu nikomu w gdyńskim obozie w Pireusie do śmiechu nie było...

Gdzie jest autokar?

Na ponad dwie godziny przed rozpoczęciem spotkania gdyńscy koszykarze pojawili się w hotelowym lobby. Spokojni, wyluzowani i pełni nadziei, że znów postraszą naszpikowany gwiazdami Olympiakos Pireus.

W pierwszym spotkaniu Elite8 Euroligi koszykarze Asseco Prokomu Gdynia byli o krok od sensacji, przegrali nieznacznie 79:83.

ZOBACZ WIDEO: Koronawirus. Problemy pływaków w trakcie pandemii. Paweł Korzeniowski mówi o sposobach na trening

W lobby niektórzy zawodnicy słuchali muzyki, inni rozmawiali. Wtedy jeszcze nikt nie spodziewał się, że gospodarze wywiną taki numer.

- Na około dwie godziny przed rozpoczęciem meczu wszyscy pojawili się przed recepcją. Dominował spokój i oczekiwanie na kolejne starcie z Olympiakosem. Zwyczajowo gospodarze podstawiają autokar właśnie na dwie godziny przed meczem. Wtedy go jeszcze nie było, ale wszyscy podchodzili do tego w miarę spokojnie. Jednak po 10-15 minutach kierownik zespołu Robert Wierzbicki zaczął się nerwowo kręcić, a zawodnicy zaczęli dopytywać: "gdzie jest autokar?" - wspomina Adam Hrycaniuk, polski środkowy.

Koszykarze Asseco Prokomu czekający na autokar / autor: Bartosz Tobieński
Koszykarze Asseco Prokomu czekający na autokar / autor: Bartosz Tobieński

- Kierowca nie odbierał telefonu mimo kilku wykonanych połączeń. Musieliśmy zacząć działać, bo czas nieubłaganie leciał. Była napięta atmosfera - wspomina Małgorzata Rudowska, dyrektor generalny klubu z Gdyni.

Pomógł... kibic Panathinaikosu

Na nic zdały się telefony do przedstawicieli greckiego klubu. Nikt nie odbierał. Autokaru pod hotelem także nie było. Po półgodzinnym oczekiwaniu gdynianie podjęli działania na własną rękę. Zamówili charakterystyczne żółte taksówki i w eskorcie policji dotarli do Hali Pokoju i Przyjaźni. W trudnej sytuacji pomógł recepcjonista z hotelu, który okazał się... kibicem Panathinaikosu.

- Pamiętam słowa recepcjonisty: "Szybko wam załatwię te taksówki, bo nie cierpię Olympiakosu". I faktycznie taksówki bardzo szybko pojawiły się pod hotelem. Zawodnicy dojechali do hali, ale było widać nerwowość na ich twarzy - przyznaje Rudowska.

Wysocy, w większości ponad dwumetrowi koszykarze na spotkanie z Olympiakosem dojechali w mało komfortowych warunkach. Prokom pojawił się w hali z 30-minutowym opóźnieniem. Gdynianie przegrali 73:90.

- Nie mieliśmy za dużo czasu na rozgrzewkę, wszystko działo się błyskawicznie. Myślę, że ta sytuacja z autokarem wpłynęła na nas deprymująco - komentuje Hrycaniuk.

Kierowca miał zawał serca. Brudne gierki Greków

Dopiero w hali gdynianie dowiedzieli się, dlaczego autokar nie pojawił się przed hotelem. Gospodarze przekonywali, że kierowca miał zawał serca i nie miał kto go zastąpić. Taką też informację Grecy przekazali do władz Euroligi, która zażądała wyjaśnień. Jednak policja, która eskortowała Prokom do hali, nic o złym stanie zdrowia kierowcy nie wiedziała.

Grekom daleko było do przyjaźni i gościnności. Chwytali się nieeleganckich zagrań, którymi próbowali wytrącić z równowagi gdyński zespół, który w drodze do Elite8 pokonał m.in. Real Madryt czy CSKA Moskwa.

Qyntel Woods - jeden z najlepszych zawodników w historii PLK / Foto: Mariusz Mazurczak
Qyntel Woods - jeden z najlepszych zawodników w historii PLK / Foto: Mariusz Mazurczak

Podczas prezentacji Prokomu pominięto... Davida Logana, który pełnił wtedy rolę kapitana zespołu. Zamiast niego spiker wyczytał Aleksandra Krauzego, występującego w rezerwach Asseco Prokomu (I liga). Nie był obecny w Pireusie.

Gdynianie wspominają też sytuację, która miała miejsce podczas meczów w Polsce. Okazuje się, że Grecy donieśli do Euroligi na Polaków, bo uważali, że ci zamontowali kamery i podsłuch, żeby śledzić ich poczynania w szatni. Sprawa się jednak rozmyła, niczego gdynianom nie udowodniono.

- Mam takie wrażenie, że Grecy obawiali się naszego zespołu. Próbowali różnymi zagraniami wyprowadzić nas z równowagi. Pamiętam, że jak przyjechali do Gdyni, to zaczęli przeszukiwać szatnię, bo byli pewni, że ich nagrywamy w trakcie meczów. Zgłosili to do Euroligi, ale niczego nam nie udowodniono - komentuje Małgorzata Rudowska.

U Greków jeden z zawodników (Josh Childress) zarabiał zarabiał więcej... niż cały budżet gdyńskiego klubu. Trener Tomas Pacesas wykorzystywał ten fakt w przemowach motywacyjnych przed rywalizacją z wielkim rywalem. Nie było strachu w oczach jego podopiecznych.

- Nie baliśmy się Olympiakosu. Na każdy mecz wychodziliśmy zmotywowani. Wierzyliśmy w zwycięstwo. Myślę, że to Grecy bardziej bali się, że mogą z nami odpaść. Uciekali się do brzydkich i nieeleganckich zagrań. Historia z autokarem i kierowcą była tego najlepszym dowodem - przyznaje Adam Łapeta.

Olympiakos wygrał serię 3:1. Mimo przegranego meczu, gdyńscy kibice stanęli na wysokości zadania. Na kilka minut przed końcem spotkania głośno skandowali "dziękujemy". W ten sposób wyrazili swoje uznanie dla zawodników za wspaniałą postawę w Eurolidze.

Olympiakos Pireus - Asseco Prokom Gdynia 90:73 (25:14, 21:24, 16:20, 28:15)

Olympiakos: Linas Kleiza 26, Theodoros Papaloukas 20, Milos Teodosic 14, Josh Childress 11, Sofoklis Schortsanitis 5, Nikola Vujcic 4, Loukas Mavrokefalidis 4, Patrick Beverley 2, Yotam Halperin 2, Ioannis Bourousis 2, Sconnie Penn 0, Panagiotis Vasilopoulos 0.

Asseco Prokom: Qyntel Woods 20, Daniel Ewing 19, Ratko Varda 10, David Logan 5, Jan-Hendrik Jagla 5, Adam Hrycaniuk 4, Przemysław Zamojski 3, Adam Łapeta 2, Piotr Szczotka 0, Lorinza Harrington 0.

Zobacz także:
EBL. Rolands Freimanis wychwala Anwil: W takim klubie jeszcze nie grałem
EBL. Na transfery musimy poczekać. Na razie ugody, liczenie strat. BAT podał wytyczne
Chicago Bulls największą drużyną wszech czasów, ale... są też ciemne strony. Jak Polacy widzą "The Last Dance"

Komentarze (3)
WuMike
27.04.2020
Zgłoś do moderacji
0
0
Odpowiedz
Pełna hala, mega emocje. Ehh, to już tyle lat minęło i pewnie nie wróci. PS. Patrick Beverly, w składzie ówczesnej drużyny z Pireusu :) 
avatar
frącek
26.04.2020
Zgłoś do moderacji
0
0
Odpowiedz
to była drużyna, miło było patrzeć