I liga. Najlepszy okres na koszykówkę w okolicach trzydziestki. Mateusz Szwed: Apetyt staje się większy

Materiały prasowe / Sebastian Maślanka/PTG Sokół Łańcut. / Na zdjęciu: Mateusz Szwed, ZB Pruszków
Materiały prasowe / Sebastian Maślanka/PTG Sokół Łańcut. / Na zdjęciu: Mateusz Szwed, ZB Pruszków

Mateusz Szwed, koszykarz pierwszoligowego klubu z Pruszkowa, mimo kontuzji i przerwanego sezonu rozgrywał swoje najlepsze zawody w karierze. - Apetyt na koszykówkę staje się większy - mówi 29-latek.

[b]

Pamela Wrona, WP SportoweFakty: To mógł być pana sezon?[/b]

Mateusz Szwed, koszykarz Elektrobud-Investment ZB Pruszków: Myślę, że ten sezon był moim najlepszym w całej karierze. Pomimo że nie układało nam się na początku, bo przytrafiło nam się wiele kontuzji, to jak na taką drużynę, o której zawsze mówią, że jest zbieraniną młodych ludzi, osiągnęliśmy całkiem dobry wynik - szóste miejsce na koniec, także jest powód do radości.

Mówi się też, że najlepsze sezony są właśnie w okolicach trzydziestki.

Dokładnie tak słyszałem jak byłem młody. Powiedział mi to między innymi Hubert Mazur. Powtarzał, że najlepszy okres na koszykówkę to wiek od 29 w górę. Widocznie miał rację, bo to się teraz potwierdza. Fajnie byłoby to podtrzymać. Człowiek nie spodziewał się na pewno, że tak szybko to przeminie. Nie wiadomo jeszcze ile tej gry nam pozostało.

Po pana niefortunnej kontuzji stopy nie ma już śladu?

Z moją stopą wszystko w porządku. Przez obecną sytuację są pewne ograniczenia, ale otrzymałem ćwiczenia, które w miarę możliwości staram się wykonywać. Fizjoterapeuta stwierdził, że nie ma żadnych wskazań do dalszych ingerencji. Cały czas nad nią pracuję i staram się, aby była w jak najlepszej kondycji. Tym bardziej, że mam dwoje dzieci w domu i muszę być sprawny (śmiech).

ZOBACZ WIDEO: #dziejesiewsporcie: Robert Lewandowski założył maseczkę i... popełnił błąd. Celowo

Urazy towarzyszyły już panu wcześniej…

Moją pierwszą poważną kontuzją było "kolano skoczka". Przeszedłem operację więzadła rzepki podczas sezonu w Kutnie. W następnym, kiedy awansowaliśmy do ekstraklasy, zerwałem więzadła krzyżowe w drugiej nodze. Gdy po roku przerwy wróciłem do koszykówki, po dwunastu miesiącach wyrwał mi się szew z łękotki, która była przedtem operowana. Przytrafiały się jeszcze mniejsze kontuzje. Tym razem obyło się bez zabiegu. Byłem przestraszony, bo usłyszałem trzask. Po rezonansie magnetycznym okazało się jednak, że jest wszystko w porządku, poza drobnymi zwapnieniami. Kostka nie wyglądała dobrze, opuchlizna była duża, ale na szczęście dla mnie to nie było nic poważnego.

Myślał pan jednak wtedy, że kontuzja przytrafiła się w najgorszym momencie?

Zapowiadało się, że rzeczywiście uda się zrobić play-offy. Po ostatnich wygranych mocno się podbudowaliśmy, wszyscy byli zdrowi i naprawdę dobrze to wyglądało. W takim momencie, w którym wszystko było w zasięgu, a sezon mógł potoczyć się inaczej, przytrafiła się ta kontuzja i to podczas treningu dzień przed meczem. Po urazie zawsze ciężko jest się odbudować. Statystyki statystykami, ale indywidualnie jestem bardzo zadowolony, a do tego mieliśmy fajny zespół, wszyscy ciężko pracowali. Tak naprawdę byłem jedynym centrem, otrzymałem dużo minut i dzięki trenerowi oraz chłopakom otworzyłem się bardziej, przez co mogłem dać więcej od siebie. Myślę, że tak właśnie było.

I wtedy - oprócz kontuzji - pojawił się jeszcze koronawirus. Rozczarowanie jest jeszcze większe?

Na pewno. Ciekawe jest to, czy w ogóle bylibyśmy na szóstym miejscu. Zostały dwie kolejki do rozegrania, ilość meczów była nierówna. Trzeba się pogodzić z tym, że tak wyszło. Sportowo na pewno jest złość, była chęć dogrania sezonu do końca, aby zobaczyć jakie byłoby rozstrzygnięcie na parkiecie.

Jak przygotowuje się pan do przyszłego sezonu?

Biegam, ćwiczę, ale przede wszystkim spędzam czas z rodziną. Skupiam się na tym, bo w sezonie nie ma na to zbyt wiele okazji i to jest największy plus. Urodziła mi się córka, więc mam co robić. Staram się pracować i przygotowywać do przyszłego sezonu, chociaż nie wiadomo czego można się spodziewać i kiedy w ogóle wystartują rozgrywki. Ciężko trenować w obecnych czasach ze względu na dostępność sprzętu, dlatego staram się podtrzymać formę, aby się nie zapuścić. Teraz każdy czeka na rozwój sytuacji.

Jak go pan sobie wyobraża?

Rozmawia się z zawodnikami, z przedstawicielami klubów, dużo się czyta. Są już organizowane zbiórki pieniędzy, ale nikt nie wie co dalej. Słyszy się, że dotacje będą mniejsze, a przecież większość pieniędzy pochodzi z miasta i to może stanowić problem. Zazwyczaj sport jest zawsze na końcu. Kluby mające sponsorów prywatnych, którzy nie będą mieli większych kłopotów z prowadzeniem działalności, pewnie będą miały łatwiej. Trzeba będzie się przemęczyć. Każdy dostał po "tyłku".

W Pruszkowie także nie wiadomo co będzie. Wszyscy są pod znakiem zapytania. Co prawda, mamy nadzieję, że miasto jakkolwiek się zabezpieczyło, bo Znicz to także piłka nożna i koszykarki. Klub przekazał nam treningi, z których mamy korzystać. Dużym plusem jest to, że mimo małego budżetu, klub dotychczas wywiązywał się ze wszystkiego. Nie było większych głosów, aby miało być teraz inaczej, nawet w takiej sytuacji. Czekamy aż wszystko się ułoży. Scenariuszy jest naprawdę wiele. W środowisku mówi się, że wielu zawodników wciąż czeka na swoje wynagrodzenie i podpisywali ugody, a przyszłość wielu klubów jest bardzo niepewna. W PLK liczba obcokrajowców może zostać zmniejszona do trzech, co otworzy szansę Polakom. Nie wiemy jak będzie wyglądać weryfikacja i jakie kluby wystartują. Są też inne rozwiązania, które są rozpatrywane, ale ciężko wypowiedzieć się na ten temat, dopóki nie będzie to ustalone odgórnie.

Przez niedosyt związany z finiszem sezonu 2019/20, czuje pan większy głód gry?

Chciałbym zostać w Pruszkowie. Jestem związany z tym klubem i rozegrałem tam swoje najlepsze sezony. Współpraca z trenerem Andrzejem Kierlewiczem układa się naprawdę dobrze i chciałbym ją kontynuować. Na pewno głód gry będzie większy, chociaż nie wiem gdzie spędzę następny sezon. Mam mieszane uczucia. Gdy będzie mniej niewiadomych, z pewnością będę chciał poprawić swoje wyniki, jednocześnie sprawiając, że będą one jeszcze lepsze nie tylko dla mnie, ale i dla klubu, który będę reprezentować. Niedosyt po sezonie 2019/20 jest, a apetyt na koszykówkę staje się większy!

Zobacz także: QUIZ: Jak dobrze znasz pierwszą ligę? Rozwiąż quiz i sprawdź swoją wiedzę
Koszykówka. Zasłona ciszy. Mateusz Czupryn żyje i gra z wadą słuchu

Komentarze (0)