Koszykówka. Spakował plecak i przeszedł ponad 500 km pieszo. Daniel Wall: To było sprawdzenie siebie

Zdjęcie okładkowe artykułu: WP SportoweFakty / Tomasz Fijałkowski / Na zdjęciu: Daniel Wall
WP SportoweFakty / Tomasz Fijałkowski / Na zdjęciu: Daniel Wall
zdjęcie autora artykułu

- Tu, w górach, sprawa była bardzo prosta - jeżeli nie przejdę tego dystansu, który założyłem sobie dzień wcześniej, to nie będzie schroniska i gorącego prysznica, a w te chłodne dni to była najlepsza nagroda - opowiada Daniel Wall.

[b]

Pamela Wrona, WP SportoweFakty: Dlaczego góry?[/b]

Daniel Wall, koszykarz HydroTruck Radom w sezonie 2019/20: Bardzo lubię chodzić po górach, to chyba pozostałość z początku mojej przygody z basketem, kiedy wyjazdy na obozy treningowe w okresie przygotowawczym do sezonu były normą i zazwyczaj były to właśnie góry. W górach w kilka dni można zrobić naprawdę wielką pracę i przygotować się siłowo oraz kondycyjnie do sezonu.

Co można w nich znaleźć?

Spokój i naturę.

ZOBACZ WIDEO: #dziejsięwsporcie: co za przyjęcie piłki przez młodego Ukraińca! Nagranie podbija internet

Dlatego wyruszył pan na pieszą wędrówkę najdłuższym szlakiem w Polsce?

Na pomysł na przejście najdłuższego szlaku w Polsce wpadłem już dawno, ale ostatecznie zdecydowałem, że zrobię to po zakończeniu sezonu 2019/20.

Traktowałem to jako przygodę, a przy okazji sprawdzenie siebie. I faktycznie tak było. Trzy tygodnie marszu szybko zweryfikowało moje planowanie przed całą zabawą. Na kanapie w domu wygląda to zupełnie inaczej i dużo łatwiej (śmiech). Polecam każdemu, jeśli potrzebuje się odskoczni.

Pan tej odskoczni potrzebował?

Sytuacja z wirusem nie miała żadnego znaczenia. Jedno co miało wpływ na całą zabawę, to 6 tygodni domowej kwarantanny, w której byliśmy wszyscy zamknięci. To nie wpłynęło dobrze na kondycję i przyznam, że początek wyprawy był trudny. Potrzebowałem tej przestrzeni.

Zabrał pan ze sobą jakieś obawy? 

Nie miałem żadnych obaw. Zawsze podchodzę do wszystkiego w ten sposób, że na pewno dam sobie radę, ale nie sądziłem że na początku będzie aż tak ciężko. Jak najbardziej, góry są dla każdego, ale na początku trzeba zaczynać od jednodniowych wycieczek żeby poznać swoje możliwości, co pozwoli planować dłuższe wyprawy.

W sezonie funkcjonuje pan na pełnych obrotach. Jak wyglądała cała wyprawa?

Były trzy dni z rzędu, kiedy nie spotkałem ani jednej osoby na szlaku. Na pewno miała na to wpływ sytuacja epidemiczna, bo na początku mojej wyprawy były zamknięte bazy hotelowe. Nie ma nic lepszego od obcowania z naturą. Człowiek naprawdę wypoczywa, mimo że jest zmęczony fizycznie. Ruszyłem sam. To była samotna wyprawa. Na początku spałem w namiocie. Przez 1,5 tygodnia była nieciekawa pogoda, było bardzo zimno więc korzystałem ze schronisk PTTK. Miałem zapas żywności liofilizowanej. To jedzenie, które wystarczy zalać wrzątkiem, a co więcej, waży około 126 g.

Koszykówka, tatuowanie i piesze wycieczki. "Bo człowiek bez pasji nudzi swoją duszę"?

Największą pasją jest koszykówka, a dopiero potem cała reszta. Pasje dają koloru życiu, dzięki nim fajnie spędzasz czas i ładujesz swój akumulator. Brak pasji prowadzi do nudy, a ja nie lubię nudy. Dlatego też cała ta kwarantanna była uciążliwa, ale nie nudziłem się. Przeszedł pan 579 km. Jak ważne jest wyznaczanie sobie celów?

Jeśli nie wyznaczasz sobie celów to stoisz w miejscu, a po chwili się cofasz. Więc czy w życiu, czy w sporcie, jest to element który pcha cię do przodu. Tu, w górach, sprawa była bardzo prosta - jeżeli nie przejdę tego dystansu, który założyłem sobie dzień wcześniej, to nie będzie schroniska i gorącego prysznica, a w te chłodne dni to była najlepsza nagroda.

Czuł pan dużą satysfakcję, gdy doszedł do celu?

Po przejściu całego szlaku była duża satysfakcja. Ale też żal, że to już się skończyło. W 3 tygodnie przeszedłem 579 km. Idąc z plecakiem 128 godzin, spaliłem 89503 kcal. Z całej wyprawy zapamiętam na pewno śnieżycę na Babiej Górze, powódź w namiocie i dwa żubry w Bieszczadach, które pasły się 15 metrów od szlaku, po którym szedłem.

Myśli pan o kolejnych wyprawach?

Podróżniczych marzeń jest bardzo dużo, ale wszystko uzależnione jest od czasu i funduszy, jak to w życiu bywa. Jednak przejście szlaku Pacific Crest Trail biegnącym grzbietem łańcuchów górskich w Stanach od Meksyku po Kanadę 4265 km, to takie marzenie odnośnie spacerowania z plecakiem. Zobacz także: 

QUIZ. I liga poza boiskiem. Sprawdź swoją wiedzę! Koszykówka. Cezary Trybański po "The last dance": Obudziły się we mnie wspomnienia

Źródło artykułu: WP SportoweFakty
Komentarze (3)
avatar
SY91
29.05.2020
Zgłoś do moderacji
0
0
Odpowiedz
Waluś swój chłop. Nigdy nie zapomnę jego alley upów po podaniach od Piotrka Kardasia. Robili show w Tarnobrzegu jakiego nigdy nie było.  
avatar
-ABC-
28.05.2020
Zgłoś do moderacji
0
0
Odpowiedz
Szacun...ja ze Szrenicy na Śnieżkę to ledwo kilkanascie kilometrów miałem dość...bo po drodze miałem wszystkie pory roku...lazlem 14 godzin...a szlak opisany jako do przejścia w 8...  
avatar
HalaLudowa
28.05.2020
Zgłoś do moderacji
0
0
Odpowiedz
Brawo! Tak własnie powinni koszykarze docierać na mecze. Wychodzić odpowiednio wcześniej, mieć ekwipunek podróżny i po drodze kilka wcześniej upatrzonych miejsc na odpoczynek (tym zajmie się ki Czytaj całość