Golden State Warriors musieli w lipcu zmierzyć się z zadaniem przebudowy drużyny. "Dream Team", jak przez ostatnie lata nazywano "Wojowników" z Oakland, przestał faktycznie istnieć.
Jako pierwszy z Kalifornii odszedł Kevin Durant, który wybrał ofertę Brooklyn Nets. Skrzydłowy rozstał się z klubem w burzliwej atmosferze. Były MVP doznał poważnej kontuzji w finale w pierwszym meczu po... wyleczeniu urazu uda.
Amerykanin pauzował 31 dni i z marszu pojawił się w składzie Golden State Warriors. Wiele osób zarzuca drużynie z Kalifornii, że wynik sportowy był ważniejszy od zdrowia koszykarza.
ZOBACZ WIDEO: Nowe zasady bezpieczeństwa zabiją "cieszynki" po bramkach? Kownacki: Nie wszystkiego da się przestrzegać
Od dłuższego czasu relacje pomiędzy Durantem a kilkoma zawodnikami były bardzo napięte. Atmosfera daleka była od ideału już w 2018 roku, gdy po raz ostatni Warriors zdobyli mistrzostwo NBA.
- Zrobiliśmy to co mieliśmy. Na pewno jednak brakowało w tym radości. Myślę, że ludzie czuli przeróżne emocje - podkreśla generalny menedżer klubu Bob Myers.
Największym echem odbił się konflikt Duranta z Draymondem Greenem. Trzykrotny mistrz NBA twierdzi, że to Durant stworzył niezdrową atmosferę w ich zespole. Green szukał pomocy u zarządu klubu i w osobie pierwszego trenera, ale ostatecznie jej nie otrzymał.
- Na początku roku powiedziałem Bobowi Myersowi, generalnemu menadżerowi i Steve'mu Kerrowi: "mam problem z Kevinem. Potrzebuję pomocy. To frustrujące i potrzebuję wsparcia". Nikt nic nie zrobił. Utkwiłem w tym punkcie, ale pomyślałem w porządku, niech tak będzie - tłumaczył 30-latek.
Przypomnijmy, że po rewolucji kadrowej, Golden State Warriors są najgorszą drużyną w konferencji zachodniej (15 zwycięstw, 50 porażek).
Zobacz także: Kamil "laptop" Łączyński. Trener Śląska, Oliver Vidin mówi o swoim rozgrywającym
Zobacz także: Astronomiczna kwota za buty Michaela Jordana. Ktoś zapłacił aż 560 tysięcy dolarów!