Serial "The Last Dance" zabrał nas w podróż do lat osiemdziesiątych i dziewięćdziesiątych, do czasu świetności koszykówki, kiedy królował Michael Jordan i zespół Chicago Bulls. Dokument zachwycił, ale byli też tacy, którzy kwestionowali jego wiarygodność i uznali, że sam Jordan bardziej skupił się na negatywnych aspektach swoich kolegów, niż swoich.
Książka Sama Smitha "The Jordan Rules" wydana w 1992 roku odcisnęła piętno na życiu i karierze Michaela Jordana. Uwypukliła pierwsze skazy na wizerunku herosa, uwielbianego przez miliony na całym świecie. Pisarz w obawie przed fanami Jordana przez pewien czas przestał nawet chodzić na mecze Chicago Bulls, których wcześniej nie zdarzało mu się opuszczać. Smith w swojej publikacji wykorzystał wiele wątków, o których mieli wiedzieć tylko zawodnicy, trenerzy i osoby blisko powiązane z zespołem.
"To był Horace"
Michael Jordan obwinił za "wyciek" informacji swojego drużynowego kolegę, mierzącego 208 centymetrów podkoszowego. - To był Horace. Wynosił wszystko, co działo się w szatni - powiedział w wywiadzie na potrzeby serialu "The Last Dance", który okazał się prawdziwym hitem i pobił wszystkie dotychczasowe rekordy oglądalności, związane z materiałem dokumentalnym. Stare rany zostały rozdrapane.
ZOBACZ WIDEO: Polska medalistka olimpijska pomaga seniorom w czasie epidemii. "Jeździliśmy i pytaliśmy, kto jakiej pomocy potrzebuje"
Horace Grant, który reprezentował barwy Bulls w latach 1987-1994 i zdobył z Jordanem trzy mistrzostwa NBA, miał mu za złe to, co powiedział w serialu. Dosadnie odpowiedział na te słowa w rozmowie radiowej z Davidem Kaplanem dla stacji ESPN 1000. - Kłamstwo, kłamstwo, kłamstwo - podkreślał, jakoby to on miał być źródłem "wycieku" z szatni Bulls.
"Jeśli powiesz coś złego o Jordanie, będzie cię niszczył"
- Jeśli Michael Jordan ma do mnie pretensje, załatwmy to jak mężczyźni. Porozmawiajmy o tym albo możemy to rozwiązać w inny sposób - zaznaczał Grant. - Sam (Smith - przyp. red.) zawsze był moim dobrym przyjacielem i wciąż mamy ze sobą świetne relacje. Ale to, co dzieje się w szatni jest świętością i nigdy nie wynosiłbym z niej żadnych informacji - komentował Horace Grant.
Podkreślał również, że Jordan zdecydował się na "The Last Dance", aby przypomnieć światu o swojej wielkości, a produkcję ESPN nazwał "pseudodokumentem". - Sam Smith był reporterem i musiał mieć dwa źródła, aby napisać książkę. Dlaczego Michael miałby po prostu na mnie wskazać i nazywać w ten sposób? - pytał Grant.
- Ma do mnie jakiś uraz i to udowodnił. Jeśli powiesz coś złego o Jordanie, będzie cię niszczył, dopóki twoja reputacja nie zostanie zmieszana z błotem - kontynuował stanowczo.
"To on jest kapusiem"
Były podkoszowy przypomniał także, że Jordan zdecydował się wspomnieć o incydencie z udziałem koszykarzy Bulls, chociaż tak naprawdę ten wątek nie wnosił wiele do materiału. O to samo pretensje do Michaela miał też inny ex zawodnik "Byków", Craig Hodges.
- Powiedział, że to ja jestem kapusiem, a on po 35 latach wspomina o tym, co działo się podczas jego debiutanckiego sezonu, kiedy poszedł do hotelowego pokoju jednego z kolegów i zobaczył tam kokainę, marihuanę i kobiety - zaznaczał Grant. - Dlaczego do diabła o tym wspomina? Jakie to ma w ogóle znaczenie? Jeśli chcesz nazwać kogoś kapusiem, to cholerny kapuś jest właśnie tutaj - mocno dodaje, mając na myśli Jordana.
"Po co to wspominać?"
Grantowi nie spodobał się również sposób, w jaki w dokumencie został przedstawiony Scottie Pippen. I nie był w tym odosobniony, bo także sam Pippen był tym faktem mocno rozczarowany. "The Last Dance" przypomniał o jego trudnych negocjacjach kontraktowych z Bulls, Jordan nazwał zachowanie kolegi "samolubnym", a ponadto wspominany został wątek, jak w 1994 roku podczas play-offów odmówił wejścia na parkiet w końcówce spotkania.
- MJ nie był nawet wtedy w zespole. Graliśmy z Knicks siedem meczów, rozmawialiśmy o tym i każdy dawno temu puścił to już w niepamięć. Po co było to poruszać? To moje pytanie do wszystkich, którzy słuchają tej rozmowy - zastanawiał się na antenie radiowej Grant.
Z drugiej strony Jordan powiedział w dokumencie także wymowne słowa: "Jeśli mówisz Michael Jordan, powinieneś mówić też Scottie Pippen", podkreślając jego znaczenia w sześciu mistrzostwach Chicago Bulls.
"Pseudodokument"
- To, co zostało tam przedstawione, nie jest prawdziwe. To nie jest dokument, ponieważ wiele rzeczy zostało wyciętych lub przeredagowanych. Dlatego ja nazywam to pseudodokumentem. W rzeczywistości w 90-procentach składa się z bzdur. Tematem dokumentu jest jedna osoba. Jest nim Michael Jordan - podsumował Grant.
Mówił też o swoich relacjach z Jordanem. - Czuł, że może mnie zdominować, ale niestety był w dużym błędzie. Ponieważ za każdym razem, kiedy miał coś do mnie, ja mu się natychmiast odpłacałem. Ale jeśli chodzi o Willa Perdue'a, Steve'a Kerra czy młodego Scotta Burrella, to było bolesne - dodawał Horace Grant.
Były podkoszowy po reprezentowaniu barwy Chicago Bulls występował też w Orlando Magic, Seattle SuperSonics i Los Angeles Lakers. Był częścią tamtych Magic, którzy w 1995 roku wyeliminowali Bulls i Jordana w półfinale Konferencji Wschodniej. Po trzech mistrzostwach w Chicago, w 2001 roku zdobył swój czwarty tytuł z Lakers.
Czytaj także: Quiz! Jak dobrze znasz "The Last Dance", hitowy serial o Jordanie i Bulls?
Grał z Jordanem, Pippenem i Rodmanem, teraz zagra z nami. Jason Caffey odwiedzi Polskę