Dawid Bręk nowym Rycerzem. "Raczej miałem szczęście. Nie musiałem zadawać pytań, czy jest sens grać" [WYWIAD]

WP SportoweFakty / Na zdjęciu: rozgrywający Dawid Bręk
WP SportoweFakty / Na zdjęciu: rozgrywający Dawid Bręk

- Raczej miałem szczęście. Nie musiałem zadawać pytań, czy jest sens grać, czy się opłaca. Teraz muszę być odpowiedzialny za całą rodzinę - mówi Dawid Bręk, którego w sezonie 2020/21 zobaczymy na parkietach drugiej ligi.

W tym artykule dowiesz się o:

[b]

Pamela Wrona, WP SportoweFakty: W ostatnim czasie czuł się pan niepewnie?

Dawid Bręk, koszykarz Rycerzy Rydzyna: [/b]Sezon, który zakończył się przedwcześnie zostawił sporo niepewności i niepokoju. Zresztą niewiele się zmieniło. Już mamy potwierdzone przypadki koronawirusa w zespołach i nie wiadomo jak to dalej będzie. Mam rodzinę - trzeba spojrzeć już na koszykówkę pod innym kątem, a dopiero później na siebie. Propozycje, które otrzymałem nie były do końca satysfakcjonujące. Byłem blisko Łowicza, ale w ostatniej chwili ten temat upadł.

Spoglądał pan w kierunku drugiej ligi?

Już od jakiegoś czasu patrzę w tę stronę. Nie brałem pod uwagę wyłącznie pierwszej ligi, od początku myślałem również o drugiej. Zależało mi na tym, aby być blisko domu.

ZOBACZ WIDEO: #dziejesiewsporcie: skandaliczne zachowanie koszykarza! Potraktował rywala brutalnie

Potrzebował już pan stabilizacji?

Zdecydowanie. Wiemy, jak wygląda sytuacja z płatnościami za poprzedni sezon. Wizja kolejnego, niepewnego sezonu zmusiła do refleksji.

Da to panu nowy klub
?

Z prezesem Kaszubą dogadaliśmy się już dość dawno, zostały formalności. Umówiliśmy się na słowo, że nie szukamy już niczego innego. Jakiś czas temu dopiero złożyłem podpis na kontrakcie. Uważam, że jest to dla mnie dobry krok. Skład wygląda ciekawie. Sądzę, że razem będziemy walczyć o wysokie miejsca. Aczkolwiek, nie można też z góry się na to nastawiać, a ciężko pracować na treningach, udowadniając to w meczach, nie w wywiadach. Klub jak na ten poziom rozgrywek ma bardzo profesjonalne podejście - wystarczy spojrzeć jak wygląda hala.

A gdyby nie koronawirus…

Poznań był dla mnie dobrym kierunkiem pod względem rodzinnym, a aspiracje klubu także były dość duże. Niestety, nie poszło to w tę stronę, w którą miało pójść. Jednak myślałem, aby zostać tam na kolejny sezon. Te plany jednak się zmieniły - wycofał się sponsor, zespół zgłosił się jedynie do drugiej ligi, więc nie było już tematu.

Zmieniło się pana postrzeganie koszykówki?

Przez całą dotychczasową karierę myślałem o koszykówce w innych kategoriach. Inaczej, jak jest się odpowiedzialnym tylko za siebie. To się u mnie zmieniło. Samemu można się przemęczyć. Wcześniej nie miałem też sytuacji z tak długą przerwą w płatnościach, poza tym, gdy zerwałem Achillesa. Raczej miałem szczęście. Nie musiałem zadawać pytań, czy jest sens grać, czy się opłaca. Teraz to się zmieniło, muszę być odpowiedzialny nie tylko za siebie, a za całą rodzinę.

Teraz pan musiał zadawać pytania?

Poniekąd tak.

Dlatego podjął się pan drugiej pracy?

Poza tym, że będę grał w drugiej lidze, będę miał drugą pracę. Tylko w taki sposób będę mógł to pogodzić. W drugiej lidze realia są takie, że pieniądze są na takim poziomie, że raczej nie w sposób się z tej pensji utrzymać.

Kiedyś przeczytałam komentarz, że "koszykówka to nie praca, a sportowiec to nie zawód".

Powiedziałbym, że koszykówka to dużo więcej niż praca. Koszykówka to styl życia. Praca nie kończy się z ostatnim gwizdkiem treningu - musisz przyjść przed, zostać po, niekiedy przyjść na dodatkowe jednostki, rehabilitacje. W domu poświęcić czas na analizę swojej gry, a także gry przeciwnika. Dbać o to co się je, o jakość snu. Taki komentarz raczej zostawił ktoś, kto z koszykówką czy innym sportem niewiele miał wspólnego. Wiadomo, wszystko jest do czasu, nie można całego życia oprzeć tylko o koszykówkę. Ale jeśli chce się odnosić sukcesy to trzeba się jej podporządkować.

Druga liga będzie dla pana nowym doświadczeniem. Jak podchodzi pan do poziomu rozgrywek, o którym mówi się, że jest bardziej amatorski?

Z jednej strony jest to duża zmiana jeśli chodzi o poziom. Nigdy nie grałem w drugiej lidze, przekonam się na własnej skórze. Nie może być inaczej, skoro wyżej jest pierwsza liga i już ekstraklasa. Jest to pewne przestawienie się. Na tym poziomie trenuje się zupełnie inaczej. Podejrzewam, że prawie w ogóle nie ma koszykarzy, którzy mają tylko sport. To przeskok w ilości treningów, jest mniej czasu na przygotowanie się na mecz, pod konkretnego przeciwnika. W pracy będę spędzał kilka godzin, a u mnie będzie wiązało się to jeszcze z dojazdem na trening. Organizacja życia codziennego też się zmieni i będzie dla mnie czymś nowym. Do tej pory miałem rano i wieczorem trening, obiad o odpowiedniej porze, drzemki, miałem swój harmonogram. Ale od jakiegoś czasu próbowałem już się do tego zaadaptować. W okresie przygotowawczym trenowałem z Hubertem Pabianem i Mikołajem Stopierzyńskim i dałem radę to łączyć, w pewnym stopniu jestem przygotowany. Ale jak wyjdzie w sezonie, w treningach zespołowych, to się dopiero okaże.

Co ciekawe, ponownie zagra pan w jednej drużynie z bratem.


Tak, znowu zagramy razem. Choć mam nadzieję, że tym razem z lepszym skutkiem niż rok temu. Mamy szansę na małą rehabilitację.

Pokrewieństwo wpływa jakkolwiek na funkcjonowanie w zespole?

Nie rozgraniczam tego, że mamy inne relacje na boisku niż z resztą zespołu. To co na parkiecie, jak jest coś do zrobienia, możemy sobie zwrócić uwagę, to jest jak najbardziej normalne i nie traktujemy się przez to w inny sposób. Nie ma faworyzacji, ani też nadmiernego krytykowania. Każdy w drużynie jest tak samo ważny, każdy jest jej częścią. Wszystkich powinno się traktować jednakowo.

Jest między wami rywalizacja?

Prędzej zdrowa rywalizacja, chociaż bardziej bym powiedział, że może była jak graliśmy przeciwko sobie. Były dodatkowe emocje czy pewne zaczepki. Ale wszystko w granicach rozsądku. Jak byliśmy w jednej drużynie, traktowaliśmy się bez taryfy ulgowej, po prostu fair. Może byłoby inaczej, gdybyśmy grali na tej samej pozycji i była walka o minuty?

Znamy się dobrze, swoje mocne i słabe strony. Gdzieś na pewno podpowiadamy sobie co mógłby któryś z nas zrobić lepiej, co wykorzystać i poprawić. Parę fajnych akcji udało nam się rozegrać – bardziej efektowne wykończenia Mateusza, bo ja musiałem mu te piłki dogrywać. Wychodziło to naturalnie.

W wieku 30 lat coś jeszcze pan sobie stawia?

Uważam, że jest dla mnie za wcześnie, by skończyć grać w koszykówkę. Czuję, że mam jeszcze coś do zrobienia na parkiecie. Ta wizja, przynajmniej tymczasowego łączenia grania z pracą, na ten moment jest dla mnie dobra. Nie jest powiedziane, że klub z Rydzyny niebawem nie wystąpi w pierwszej lidze, prawda?

Celów nie stawiam sobie konkretnych. Jeżeli przyjdą mecze, po prostu mam typowe ambicje sportowca, by wygrywać każdy mecz – teraz będzie to na innym poziomie. Swoje zrobiłem już w koszykówce, kilka awansów i medali już mam. Dostałem szansę w ekstraklasie – mniejszą lub większą. Teraz, muszę połączyć to z życiem rodzinnym. Jeśli będę miał możliwość zagrać jeszcze na wyższym poziomie, na pewno nie powiem "nie".

Więcej o drugoligowym projekcie TUTAJ.

Zobacz także: Za oceanem: "Be like Mike". U nas: "Być jak Wójcik". To już 3 lata bez koszykarskiej legendy
Może kiedyś, w bujanym fotelu... Maciej Klima: Triumf Sokoła to moje wielkie i ostatnie już koszykarskie marzenie

Komentarze (0)