[b]
Karol Wasiek, WP SportoweFakty: Jaki będzie nowy Stelmet? Czego możemy się spodziewać? Udało się zastąpić zawodników, którzy zdobyli mistrzostwo Polski?[/b]
Łukasz Koszarek, zawodnik Stelmetu Enea BC Zielona Góra i reprezentacji Polski: To dużo młodszy i mniej doświadczony zespół niż w minionym sezonie. Wtedy mieliśmy graczy ogranych w różnych ligach. Teraz potrzebujemy więcej czasu, żeby zrozumieć i w pełni przyswoić systemy, które preferuje trener Żan Tabak.
Jest u pana optymizm?
Tak, bo mamy fajną grupę ludzi, która chce pracować na treningach. Mam nadzieję, że trafimy w gusta kibiców. Chcemy grać agresywnie po obu stronach parkietu, szybko w ataku. Na pewno fani nie będą rozczarowani brakiem energii.
ZOBACZ WIDEO: #dziejesiewsporcie: Lewis Hamilton zaskoczył sprzątaczkę. Tego się nie spodziewała
Mówi pan o czasie potrzebnym do zgrania i zrozumienia taktyki. Tylko że czasu za dużo nie ma... Już w środę mecz o Superpuchar Polski z Anwilem Włocławek.
Czasu nie ma? Czas jest zawsze (śmiech). Każdy z zespołów ma swoje problemy. Jedni muszą pauzować ze względu na kwarantannę, u innych obcokrajowcy dojechali nieco później. Sezon to nie jest sprint, a maraton. Trzeba spokojnie robić krok po kroku.
Jaka będzie pana rola w tym zespole?
Podobna jak w zeszłym sezonie. Wiadomo że mam już swoje lata, ale nadal jest głód gry, walki i rywalizacji. Dawno nie było u mnie takiej ekscytacji. Po kilku miesiącach z przyjemnością wracam na boisko. Zagrajmy dobry sezon. Niech zwycięży koszykówka!
Jak pan patrzy na ten "sezon koronawirusowy"? Uda się go rozegrać?
Przede wszystkim cieszę się z tego powodu, że liga się zaczyna i to już w najbliższych dniach. To jest najważniejsza informacja. Wszyscy zawodnicy są podekscytowani tą informacją. Dla klubów to będzie zastrzyk nadziei. Myślę, że gdybyśmy musieli dłużej czekać, to problemy byłyby jeszcze większe. Na pewno trzeba się przygotować na to, że będą w trakcie rozgrywek perturbacje, odwoływane mecze. Musimy na nowo kleić rzeczywistość. Dla wszystkich jest to nowa sytuacja. Trzeba reagować na bieżąco.
Nie oszukujmy się: grać trzeba, bo kluby drugiego "lockdownu" nie wytrzymają.
Jak nie będzie meczów, to nie będzie pieniędzy dla zawodników i klubów, a to oznaczałoby ogromne problemy. Niektóre kluby mogłyby już tego nie przetrwać. Dlatego dobrze, że startujemy, testujemy się i walczymy z obecną sytuacją. Każdy zawodnik musi być odpowiedzialny.
Samoizolacja jest kluczowa? Dom-praca?
Tak, ale nie ma co przesadzać w drugą stronę. Nie róbmy z siebie ascetów i nie zamykajmy się w klasztorze. Nie w tym rzecz. Trzeba postępować zgodnie z ogólnymi wytycznymi, patrzeć, gdzie i z kim się wychodzi. Minimalizować ryzyko. Trzeba dbać o swoje zdrowie, ale też o innych zawodników. Im mniej zakażeń, tym większe szanse na rozegranie pełnego sezonu.
W trakcie wakacji znów mocno dostało się Stelmetowi za sytuację z przeszłości. Na Twitterze głos zabrali byli zawodnicy - m.in. Edo Murić czy Thomas Kelati. Jak pan do tego podchodzi?
Wszyscy wiemy, że klub popełnił błędy w przeszłości i teraz musi za nie zapłacić. Mało się o tym pisze, a przecież po sezonie, w którym był trener Igor Jovović, było o krok od tego, żeby klub w ogóle nie przystąpił do kolejnych rozgrywek. Wtedy to byłaby dopiero tragedia. Nikt by nie odzyskał pieniędzy. I dlatego teraz trzeba robić wszystko, żeby pomóc tej drużynie i klubowi stanąć na nogi. Cała organizacja chce naprawić błędy z przeszłości. Nikt od tego nie ucieka.
Czemu klub tak długo zwlekał z ogłoszeniem pana kontraktu?
Kompletny przypadek. Raz ja byłem na wakacjach, później brakowało terminu, żeby przeprowadzić konferencję prasową. Koniec końców wyszło wspaniale, bo tę informację oficjalnie ogłosił prezydent miasta pan Janusz Kubicki podczas posiedzenia PZKosz. Nie ukrywam, że to był dla mnie bardzo miły moment.
W Zielonej Górze już do końca kariery?
Nigdy nie mów nigdy. Nie ma co się za bardzo wychylać z deklaracjami. Tego mnie życie nauczyło, ale wszystko wskazuje na to, że zakończę karierę w Zielonej Górze.
Inne kluby dzwoniły?
Nikt nawet nie telefonował. Chyba wszyscy wiedzieli, że zostanę w Zielonej Górze.
Jak wyglądały kulisy podpisania nowego kontraktu? To prawda, że już w marcu miał pan ustalone warunki kontraktu z Januszem Jasińskim, ale później trzeba było renegocjować?
Ja nie miałem nic ustalone. Tak naprawdę zaczęliśmy negocjować dopiero w czerwcu, wtedy gdy klub wiedział już, jakim będzie dysponował budżetem na nowy sezon.
Mocno pan zszedł z ceny? Duża obniżka w umowie?
(chwila zastanowienia) Jestem zadowolony z tego, że udało się dogadać. Są trudne czasy i strony muszą podejść do tego ze zrozumieniem. Szczerze? Mój kontrakt jest chyba najniższy od czasów Polonii Warszawa (śmiech). Tak to bywa, ale czasami finanse nie są najważniejsze.
Odejście Przemysława Zamojskiego do Anwilu zaskoczyło?
Tak. Byłem pewny, że Przemek zostanie z nami na kolejny sezon. Życie napisało jednak swój scenariusz. Żyjemy w innych, trudnych czasach i różne rzeczy się dzieją. Każdy ma prawo wybierać według własnego klucza. Przemek uznał, że to będzie dla niego najlepsze.
Wiem, że jest pan fanem żużla, który robi duże oglądalności w trakcie pandemii koronawirusa. Czy z koszykówką może być podobnie, bo jako pierwsza dyscyplina halowa startuje z nowym sezonem?
Należy pamiętać, że żużel ma swoją liczną grupę fanów. To jedna z bardziej popularnych dyscyplin w Polsce. Uważam, że dla koszykówki obecna sytuacja jest dużą szansą na pozyskanie nowych kibiców.
Zobacz także:
EBL. Anwil Włocławek. Artur Mielczarek: W tak mocnym klubie jeszcze nie grałem [WYWIAD]
Legia Warszawa. Jarosław Jankowski: Sport musi nauczyć się żyć z koronawirusem [WYWIAD]
EBL. Jak Ivica Radić trafił do Włocławka. Janusz Jasiński mówi, że Anwil przebił Stelmet