- Wiele rzeczy musimy poprawić - podkreśla trener David Dedek. Jego zespół zaczął sezon od porażki 65:70 w Stargardzie. - Zagrali naprawdę bardzo dobre spotkanie. Zaczęliśmy mecz o wiele za miękko. W ataku popełnialiśmy za dużo strat, co owocowało szybkim atakiem przeciwnika. Bardzo dobrze to wykorzystywali i w pierwszej połowie rzucili 42 punkty. To jest niedopuszczalne, jeżeli chcemy takie mecze wygrywać - ocenił szkoleniowiec Pszczółki Startu Lublin.
PGE Spójnia zaczęła od prowadzenia 17:5, a po 20 minutach było 42:32. Goście zawsze odrabiali straty jednak źle rozegrali końcówkę, a szczególnie ostatnie dwie minuty. Wtedy mieli sporo szans żeby przełamać wynik.
- W drugiej połowie poprawiliśmy trochę obronę. Dalej robiliśmy za dużo błędów w ataku. Największy problem był w samej końcówce. Zamiast korzystać z faktu, że przeciwnik miał już problemy z przewinieniami i iść na faul dalej próbowaliśmy rzucać z dystansu pomimo tego, że mieliśmy bardzo słabą skuteczność. To są rzeczy, które zadecydowały o tym, że przeciwnik wygrał - tłumaczył David Dedek.
ZOBACZ WIDEO: #dziejesiewsporcie: skandaliczne zachowanie koszykarza! Potraktował rywala brutalnie
- Zaczęliśmy mecz od rzucania zamiast grania dobrej defensywy, z czego zawsze słynęliśmy. Zaczęliśmy się nakręcać bardzo negatywnie, co było widać w ataku. Staraliśmy się to przełamać. Nerwowość się wkradła i udzieliła chyba wszystkim, bo skuteczność nie przyszła przez cały mecz. Zamiast grać mądrzej, wykorzystywać grę pod kosz i korzystać z przewag, które mieliśmy oddawaliśmy rzuty przez ręce. Z tego PGE Spójnia miała dużo kontrataków - jego słowa potwierdził Mateusz Dziemba.
Kapitana Pszczółki Startu zapytaliśmy, czy presja związana z inną rolą, w jakiej znalazł się jego zespół utrudni grę? - Myślę, że presji ze strony klubu nie ma, ale oczekiwania są duże. Dużo czynników będzie na to wpływało. To, że zajęliśmy drugie miejsce nie oznacza, że takie zajmiemy w tym sezonie. Musimy skupić się na pracy i tylko tym możemy to osiągnąć. Nie zapowiadałbym się, jako kandydat do medalu, bo samo nic nie przychodzi. W takich meczach musimy zdobywać dwa punkty. Sam medal nie przyjdzie - tłumaczył Mateusz Dziemba.
Duże aspiracje oczywiście nie gwarantują niczego. W ekipie z Lublina doszło do sporych roszad wśród zagranicznych graczy. Czas pokaże, czy nowi koszykarze wypełnią lukę po zawodnikach, którzy odeszli (Tweety Carter, Brynton Lemar i Jimmie Taylor). Z bardzo dobrej strony (wyjątkiem pudła z rzutów wolnych) pokazał się Armani Moore. Tylko przebłyski miał Sherron Dorsey-Walker.
- Najdłużej z nami są Martins Laksa i Armani Moore. Widać, że jeszcze Sherron Dorsey-Walker dopiero wchodzi do zespołu. Lester Medford i Adam Kemp dołączyli pod sam koniec. Adam zrobił z nami tylko jeden trening. Ten brak zgrania będzie jeszcze widoczny przez jakiś czas. Nie jest to oczywiście żadna wymówka, bo wszystkie zespoły są w tej samej sytuacji. Większość zespołów ma ten sam problem. Dopiero zawodnicy się zgrywają. Na pewno problemy z przylotem tych zawodników mają znaczenie natomiast nie jest to żadna wymówka - przyznał trener David Dedek.
Zobacz także: Gwiazda Anwilu nie błyszczy. McKenzie Moore przyjechał nieprzygotowany
Łukasz Koszarek jak wino. Stelmet Enea BC może na nim polegać