To jedyny taki zespół w EBL. Koniec koszmarnej serii był blisko

WP SportoweFakty / Jacek Wojciechowski / Na zdjęciu: Jarosław Zawadka
WP SportoweFakty / Jacek Wojciechowski / Na zdjęciu: Jarosław Zawadka

Pomimo fatalnej pierwszej połowy byli o krok od przerwania koszmarnej serii. Polski Cukier Toruń jednak roztrwonił 12 punktów przewagi i przegrał z PGE Spójnią Stargard 79:86. Co o tym zdecydowało?

Od 15 stycznia Polski Cukier Toruń jest jedynym klubem w Energa Basket Lidze bez wyjazdowego zwycięstwa. W minionym tygodniu przełamały się Anwil Włocławek i HydroTruck Radom. Torunianie w Stargardzie doznali 12. porażki z rzędu na parkiecie rywala. Zupełnie inaczej wygląda to u siebie (dziewięć zwycięstw w 11 meczach).

- W pierwszej połowie weszliśmy trochę za wolno w mecz. W trzeciej kwarcie wróciliśmy do gry. W czwartej kwarcie mieliśmy problem z egzekucją. Podejmowaliśmy złe decyzje w tym moje straty. Mamy problem z zamknięciem meczu. Nie wygraliśmy na wyjeździe. To jest dla nas trudne. Myślę, że to zaczyna się już robić problem mentalny. Musimy nad tym popracować - przyznał rozgrywający Twardych Pierników, Obie Trotter.

Goście na początku trzeciej kwarty przegrywali 32:51 i nic nie wskazywało, że wrócą do meczu. Później mieli jednak znakomite minuty, które wygrali 40:9. To dało prowadzenie 72:60. Takiej przewagi siedem minut przed końcem meczu nie powinni już oddać. Tym bardziej wiedząc, jak ważne to było spotkanie.

ZOBACZ WIDEO: #dziejesiewsporcie: Paulina Piątek na rajskich wakacjach. Widoki zachwycają

- Gratulacje dla drużyny gospodarzy. Był to bardzo ważny mecz o cztery punkty. Zwycięzca zbliża się do play-offów. Przegrany ma coraz mniej szans - zaznaczył na konferencji prasowej trener Polskiego Cukru, Jarosław Zawadka.

- Źle weszliśmy w mecz. Bez energii. Źle graliśmy w ataku. Nie było skuteczności, dzielenia się piłką, konsekwencji. Stąd taka wysoka porażka w pierwszej połowie. W trzeciej kwarcie zaczęliśmy grać energiczniej. Przede wszystkim wróciła skuteczność rzutu za trzy. "Trójki" pozwoliły nam na to, że wyszliśmy na prowadzenie. Było widać chęć biegania i grania w defensywie - dodał szkoleniowiec ekipy z Torunia.

Czy wraz ze swoim asystentem, Michałem Dukowiczem, w jakiś szczególny sposób wpłynął w przerwie na zespół? - Zwróciliśmy uwagę na to, że w pierwszej połowie graliśmy bez energii i grania zespołowego. Jeżeli chcemy wygrać, musimy grać zespołowo, mądrze i wykorzystywać nasze przewagi. Jeżeli nie trafia się rzutów za trzy (2/11) jest zawsze ciężej. Zaczęliśmy drugą połowę od trzech "trójek" z rzędu. To nas na pewno zbudowało i było widać w zespole większą chęć. Przede wszystkim w defensywie graliśmy dużo agresywniej. To sprawiło, że atak wychodził nam dużo lepiej - analizował Jarosław Zawadka.

Wielkie odrodzenie było równie zagadkowe jak gra Polskiego Cukru w końcówce spotkania. Torunianie już jednak marnowali niezłe szanse na wyjazdowe zwycięstwa na przykład w Bydgoszczy. - Jedna piątka nie udźwignie całych 20 minut. Gdy mieliśmy przewagę weszli gracze z ławki i wynik zaczął uciekać. Spróbowaliśmy wrócić do podstawowej piątki. Niestety zatraciliśmy skuteczność i to, co nam zbudowało przewagę. Zabrakło nam konsekwencji - podsumował Jarosław Zawadka.

Zobacz także: HydroTruck nie miał recepty na osłabionego Trefla
Chase Simon tęskni za Polską

Komentarze (2)
avatar
Tańczący z łopatą
24.01.2021
Zgłoś do moderacji
0
0
Odpowiedz
Dżizas...ale troluń to dno. Wstyd koło takich w ogóle występować. 
Piesiewicz jesteś zerem.
23.01.2021
Zgłoś do moderacji
1
0
Odpowiedz
Ja nie wiem czy ty chłopie oglądałeś ten sam mecz, a jeśli nie, to powiedz, jak to możliwe, skoro stałeś na parkiecie. Przecież to druga piątka dogoniła mecz, a po wejściu kadrowiczów wszystko Czytaj całość