W niezbyt imponującym stylu pożegnali się z dodatkowym turniejem kwalifikacyjnym koszykarze Italii. Przed własną publicznością nie sprostali Finlandii i zajęli ostatnie miejsce w grupie B. Koszykarze obu drużyn przez cały mecz skupiali się przede wszystkim na ofensywie, co dobitnie obrazuje końcowy wynik. O wiele lepiej w tej strzelaninie czuli się Skandynawowie, którzy już w pierwszej połowie imponowali rzutami z dystansu.
11 "trójek" w wykonaniu Finów na 19 prób pozwoliło im objąć prowadzenie 51:48. Wśród gości najlepiej w tym elemencie czuli się Petteri Koponen oraz Teemu Rannikko. Obaj przed przerwą trzykrotnie dziurawili włoski kosz zza linii 6,25m. Co więcej, duet ten był dzielnie wspierany przez innych graczy, a cała gra Finów była zdecydowanie bardziej zorganizowana niż Włochów.
W szeregach Italii jak zwykle ciężar zdobywania punktów spadł na barki Marco Belinelliego, autora 26 punktów. Gracz Toronto Raptors dwoił się i troił, lecz nie otrzymał dostatecznego wsparcia od pozostałych kolegów. Niewidoczny był Andrea Bargnani, poniżej oczekiwań zagrali także Soragna, Mordente i błyszczący w meczu z Francuzami Gigli.
W trzeciej kwarcie miejscowi zdobyli 12 punktów z rzędu i objęli prowadzenie 62:55. Wydawało się wówczas, że Finowie już się nie podniosą. Tymczasem szybka odpowiedź Koponena i Haanpy na dobre pozbawiła gospodarzy złudzeń. Italia, która w 1999 zdobywała mistrzostwo Europy, a przed sześcioma laty wywalczyła brąz, wygrała zaledwie jeden mecz i nie zagra na wrześniowym Eurobaskecie w Polsce.
Włochy - Finlandia 89:95 (23:28, 25:23, 22:23, 19:21)
Włochy: Belinelli 26, Amoroso 21, Vitali 9, Poeta 9, Bargnani 7, Giachetti 7, Mordente 5, Gigli 3, Crosariol 2, Soragna 0, Cusin 0,
Finlandia: Koponen 26, Mottola 16, Rannikko 15, Haanpaa 14, Kotti 11, Nikkila 6, Muurinen 4, Virtanen 3, Huff 0, Koivisto 0, Makalainen 0.
Zgoła inny scenariusz towarzyszył ostatniej batalii w grupie A, gdzie nie wszystko było jeszcze jasne. Bośniacy ściskali kciuki za Portugalczyków, aby ci sprawili niespodziankę i pokonali faworyzowanych Belgów. Tylko bowiem te dwie drużyny liczyły się jeszcze w walce o zajęcie pierwszej lokaty. Początkowo wszystko układało się po myśli zespołu trenera Eddy’ego Casteelsa, choć później szala przechylała się na obie strony.
Belgowie rozpoczęli bardzo agresywnie. Gospodarze nie potrafili zatrzymać szalejących rywali, co rusz ich faulując. Po chwili miejscowi mieli już przekroczony limit przewinień, a koszykarze z Belgii raz za razem meldowali się na linii rzutów wolnych. W inauguracyjnej kwarcie późniejsi triumfatorzy zdobyli 16 punktów, z czego 14 z linii rzutów wolnych!
Kolejne odsłony charakteryzowały się mizerną skutecznością w rzutach z gry w wykonaniu obu drużyn. Przyjezdni kontrolowali wydarzenia na parkiecie, choć kilkukrotnie pozwolili ambitnym Portugalczykom na odrobienie nieznacznego zazwyczaj deficytu. Dość niespodziewanie pierwsze skrzypce w ekipie trenera Casteelsa odgrywał Roel Moors, zdobywca 15 punktów, 4 zbiórek i 3 asyst. Całe 40 minut na parkiecie spędził największy gwiazdor Belgii Axel Hervelle, który otarł się o double-double, 9 punktów i 11 zbiórek. Skrzydłowy Realu Madryt miał jednak aż osiem strat i przestrzelił wszystkie pięć prób z obwodu.
W nerwowej końcówce znów dał o sobie znać Jef Van Der Jonckheyd. Bohater poniedziałkowego meczu przeciwko Bośni i Hercegowinie przez całe spotkanie nie grzeszył skutecznością, lecz w decydującym momencie celnie przymierzył za trzy punkty. Gospodarze mieli jeszcze szansę na odwrócenie losów rywalizacji, jednak ostatecznie nie zdołali tego uczynić. Tym samym Belgowie staną przed ogromną szansą wywalczenia awansu na mistrzostwa Europy.
Portugalia - Belgia 58:60 (9:16, 11:11, 19:16, 19:17)
Portugalia: Andrade 16, Costa 11, J. Gomes 10, Coelho 8, Evora 5, Santos 5, D. Gomes 2, Figueiredo 1, Mota 0, da Silva 0, Miranda 0.
Belgia: Moors 15, Beghin 12, Hervelle 9 (11 zb), Lauwers 9, Van Der Jonckheyd 6, Mbenga 5, Bosco 4, Oveneke 0, Loubry.