Demetric Bennett, absolwent uczelni South Alabama, w ostatnich latach przeszedł prawdziwą sportową metamorfozę. Jeszcze w roku 2004 temu był jednym z wielu anonimowych koszykarzy w lidze akademickiej, pełniących jedynie marginalną rolę w uniwersyteckim zespole. Pierwszy przełom miał miejsce w sezonie 2006/2007, a już rok później Amerykanin notował średnio 19,7 punktu i 5,8 zbiórki w NCAA.
Dobrymi występami na ostatnim roku studiów, koszykarz przykuł uwagę kilku europejskich zespołów. Ostatecznie 23-letni wówczas gracz wybrał ofertę Energi Czarnych Słupsk i choć debiut miał wymarzony (22 punkty przeciwko PBG Basketowi Poznań), później dobre mecze przeplatał słabszymi. - Rzeczywiście, początek sezonu był w moim wykonaniu średni. Nie dogadywałem się z trenerem, a w zespole inni koszykarze odgrywali większe role - wspomina zawodnik specjalnie dla portalu SportoweFakty.pl.
Mimo to, Bennett poprzedni sezon zalicza do udanych, gdyż jego rola w zespole wzrosła bardzo po roszadach, które wprowadził w życie nowy trener Gaspar Okorn. - W mojej ocenie jednak minione rozgrywki były dla mnie świetnym doświadczeniem. Przede wszystkim europejska koszykówka różni się od tej, którą znałem ze Stanów Zjednoczonych, ale czuję, że wyszło mi to tylko na dobre i sprawiło, że jestem lepszym graczem - twierdzi rzucający obrońca, który ostatecznie sezon zakończył ze średnimi 13,8 punktu, 4,3 zbiórki i 2,5 asysty. W każdej beczce miodu znajdzie się jednak i łyżka dziegciu. - Ogólnie myślę, że bardziej byłbym zadowolony, gdybyśmy zajęli trzecie miejsce, bo ciągle wierzę, że Anwil był do pokonania - dodaje koszykarz. Suma sumarum Czarni zajęli czwarte miejsce.
Wydawać by się więc zatem mogło, że słupszczanie zrobią wszystko w lato transferowe by zatrzymać czarnoskórego zawodnika, który spełniał rolę pierwszej strzelby w ekipie. Tak się jednak nie stało, co potwierdza sam zainteresowany. - Oczekiwałem trochę innego zachowania ze strony Czarnych po sezonie. Nie chce mówić o tym jednak za dużo, bo po co palić za sobą mosty? Teraz to już nie ma znaczenia - ucina ten wątek Amerykanin. Fakt braku korzystnej oferty ze strony dotychczasowego pracodawcy chcieli wykorzystać natomiast włodarze PGE Turowa Zgorzelec.
Sternicy przygranicznego klubu kontraktowali w przeszłości graczy z innych drużyn PLK, jak chociażby Hardinga Nanę czy Chrisa Danielsa i w przypadku Bennetta miało być podobnie. - Potwierdzam, że przedstawiciele Turowa Zgorzelec kontaktowali się z moim agentem i prowadziliśmy rozmowy na temat mojej gry w tym zespole. Pokuszę się nawet o stwierdzenie, że jedną nogą byłem już w Turowie, lecz okazało się, że drużynę poprowadzi inny szkoleniowiec, niż to zakładano. Ów trener z kolei (Sasa Obradović - przyp. M.F.) nie widział mnie w swoim składzie - opowiada 24-latek.
Absolwent South Alabama nie trafił zatem do ekipy wicemistrza Polski, a kilka dni później podpisał kontrakt w drugiej lidze włoskiej. A konkretnie w relegowanej w minionych rozgrywkach drużynie Snaidero Udine. Dlaczego zatem Bennett zdecydował się zamienić polską ekstraklasę na zaplecze rozgrywkowe we Włoszech? - Powód, dla którego wybrałem ligę włoską jest prosty. To była najlepsza oferta pod względem finansowym. Aczkolwiek to nie jedyna przyczyna. Równie ważny był fakt, że Włosi wierzą, że jestem tym graczem, którego potrzebują - tłumaczy bezpośrednio zawodnik, wyjaśniając po chwili. - Polska liga stoi na dobrym poziomie i ma wielu fanów. Moim zdaniem wasza liga jest idealnym miejscem by rozpocząć profesjonalną karierę, ale później trzeba iść dalej.
W zespole Energi Czarnych amerykański obrońca był ostoją ofensywnej taktyki trenera Okorna. Czy tak samo będzie zatem w Udine? - Rozmawiałem już z trenerem Caviną na temat mojej roli w drużynie i wiem, że będzie taka, jak w Słupsku w drugiej fazie sezonu. Mam być odpowiedzialny za dostarczanie punktów - tłumaczy nowy nabytek Snaidero, po czym dodaje pewnym głosem. - To chyba oczywiste, że będę grał w pierwszej piątce.
Oprócz Bennetta, Energę Czarnych opuścili również trzej inni koszykarze (Paweł Leończyk, Mateo Kedzo i Paweł Malesa), by szczęśliwe kontynuować swoją karierę gdzie indziej. Nie do wszystkich jednak owe szczęście się uśmiechnęło i mowa tu oczywiście o postrzelonym kilka tygodni temu Antonio Burksie. - Byłem w szoku, wielkim szoku, kiedy usłyszałem co mu się przytrafiło. Ja i Burke trzymaliśmy się razem w Słupsku - poważnieje Bennett, a kibice z pewnością pamiętają, że ci dwaj gracze każdą rozgrzewkę przedmeczową odbywali razem rzucając do kosza i grając pojedynki jeden na jednego. - Starałem się do niego dodzwonić od razu jak się o tym dowiedziałem, ale oczywiście nie było to możliwe. Rozmawiałem jedynie z jego rodziną i wiem, że teraz wszystko jest już na dobrej drodze - kończy Amerykanin.