Krajobraz po burzy, czyli co dalej z koszykówką w Kaliszu

O kłopotach kaliskiej koszykówki wiedzieli praktycznie wszyscy. Jednak nikt nie dowiedział się, skąd się wzięły. Dowiedzieliśmy się, że przez wycofanie się jednego ze sponsorów w budżecie AZS PWSZ OSRiR Kalisz brakło pół miliona złotych. Kwestie finansowe i nie tylko w rozmowie z naszym portalem omawia Jarosław Jasiukiewicz, wiceprezes klubu.

W tym artykule dowiesz się o:

Pierwsza liga, pierwsze poważne kłopoty

Na początku powróćmy do przeszłości i zobaczymy, jak to wszystko się zaczęło. AZS PWSZ OSRiR Kalisz wykupił dziką kartę, uprawniającą do występów w pierwszej lidze koszykówki w sezonie 2008/2009. Na przedsezonowej prezentacji zespołu mówiono o milionowym budżecie oraz planach awansu do najlepszej ósemki rundy zasadniczej. Jednak wysokie ambicje kaliszan zweryfikował parkiet. Z zespołu zaczęły dochodzić niepokojące sygnały po pierwszej części fazy zasadniczej. Mecz ze Stalą Stalowa Wola został przełożony z przyczyn organizacyjnych. Nieoficjalnie mówiło się o zaległościach finansowych wobec zawodników, którzy zaprotestowali i odmówili gry. Ostatecznie zespół z bilansem 10 zwycięstw i 20 porażek zajął miejsce w strefie barażowej. Bezpośrednim rywalem w walce o utrzymanie był zespół z Katowic, który okazał się lepszy po czterech pojedynkach (stan rywalizacji 3:1 dla ekipy z Górnego Śląska).

- Okres przygotowawczy został przepracowany prawidłowo. Rozegrano chyba aż czternaście sparingów. Wszystko posypało się we wrześniu, kiedy to z dnia na dzień wycofał się jeden z naszych sponsorów strategicznych. W naszym budżecie zrobiła się dziura w wysokości pół miliona złotych. To strasznie skomplikowało naszą sytuację. Z tego wzięły się dalsze kłopoty. Nie chcieliśmy nagłośnić tego faktu. Rozmawialiśmy z kilkoma innymi, dużymi firmami, ale gdy wybuchł kryzys wszystko ucichło. Nikt nie chciał rozmawiać o sponsoringu, każdy patrzył, jak ta sytuacja się rozwinie i wpadliśmy w naprawdę duże kłopoty - mówi portalowi SportoweFakty.pl Jarosław Jasiukiewicz, wiceprezes kaliskiego klubu.

Działacz wielkopolskiej ekipy opowiada o kulisach kłopotów, które podczas sezonu nie ujrzały światła dziennego. Powodem zaległości wobec koszykarzy była półmilionowa dziura w budżecie spowodowane wycofaniem się jednego z głównych sponsorów. Czy zgłoszenie do pierwszej ligi było przerostem ambicji nad możliwościami? - W momencie zgłaszania się do pierwszej ligi mieliśmy mieć jeden z wyższych budżetów w lidze. Było dwóch dużych sponsorów strategicznych i wydawało się, że ta decyzja jest dobra. To właśnie za ich sprawą wystartowaliśmy w ogólnopolskiej lidze. Powiedzieli nam, że chcą inwestować w ogólnokrajowe rozgrywki, a nie regionalne, jaką właśnie jest druga liga. Gdybyśmy wiedzieli, jak rozwinie się ta sytuacja, to na pewno nie pchalibyśmy się do pierwszej ligi. Nie mieliśmy takiej wiedzy, a ta nasza "bomba sponsorska" wybuchła we wrześniu. Wtedy można było zrobić dwie rzeczy: wycofać się, albo próbować wszystko ratować. Myślę, że największym sukcesem było to, że udało się ją sportowo dograć do końca. Nie wycofaliśmy się z żadnego meczu, nie oddawaliśmy walkowerów, po sportowej walce spadliśmy w starciach z Katowicami. To duży sukces przy tych kłopotach - twierdzi.

Kolejny sezon wielką niewiadomą

To w jaki sposób zakończył się poprzedni sezon wzbudziło zdziwienie w obozie fanów basketu w Kaliszu. Wszyscy uważali klub za wzór prowadzenia, który starał się przyciągnąć kibiców, mimo małej popularności dyscypliny, w mieście zdominowanym przez żeńską siatkówkę. Długi z poprzedniego sezonu się są jeszcze spłacone. Zawodnicy czekają na pieniądze, które należą się im za występy w barwach klubu z Wielkopolski na zapleczu ekstraklasy. Mimo wszystkich trudów, klub został zgłoszony do rozgrywek drugiej ligi. Zostało również wpłacone wpisowe, bez którego start byłby niemożliwy. Jak zatem wygląda budżet AZS-u na kolejne rozgrywki? - Na razie nie wygląda. Rozmowy które prowadzimy od czterech miesięcy nie mają tego finału finansowego. Mam nadzieję, że to zakończy się w ciągu najbliższego tygodnia, a wtedy będziemy mogli tworzyć skład i normalnie trenować - opowiada Jasiukiewicz.

- Prowadzimy rozmowy, które są zaawansowane i mam nadzieję, że dadzą one pozytywny efekt, bo na prawdę są ludzie, którzy chcą grać w Kaliszu i myślę, że udałoby się stworzyć tutaj taki walczący team - dodaje.

II ligowa rzeczywistość, czyli jak to będzie na "starych śmieciach"

Tak więc po roku kaliszanie wracają na drugoligowe parkiety, z którymi nie wiążą ich wspomnienia ani złe, ani dobre. W jedynym sezonie występów w tej klasie rozgrywkowej drużyną zajęła 7. lokatę. Jak na beniaminka był to dobry wynik, co wówczas podkreślano. Nadchodzącym sezonie zdobycie tej zarząd wziąłby w ciemno. - Widząc to, z kim prowadzone są rozmowy, myślę, że połowa stawki byłaby optymalnym miejscem dla nas, patrząc na siłę pozostałych drużyn. Chcemy stworzyć waleczny, ambitny team. Być może ten wynik będzie lepszy i po pierwszej rundzie uda się wzmocnić zespół i powalczyć o coś więcej. Do pierwszej ligi znowu się nie pchamy. Uważamy, że kaliska infrastruktura oraz kibice predysponują nas do gry na zapleczu ekstraklasy, ale do tego potrzebne są podstawy finansowe - opowiada wiceprezes kaliskiego klubu.

Jednak szukanie miejsca w tabeli dla kaliszan można porównać z wróżeniem z fusów. Nie jest znany skład drużyny. Wiadomo już, że trenerem nadal będzie Marek Białoskórski, który w Kaliszu pracuje od startów w trzeciej lidze. Asystować mu miał Robert Morkowski, który miał również występować na parkiecie. - Były plany, aby Robert Morkowski będzie naszym drugim, grającym trenerem, ale poinformował nas, że kończy karierę i zajmuje się w Zielonej Górze promowaniem koszykówki - ucina spekulacje Jasiukiewicz. - Natomiast zostaje z nami Łukasz Olejnik, który trzeci rok z rzędu będzie naszym filarem. Będziemy budować drużynę wokół niego. Myślę, że jeszcze za wcześnie na nazwiska. Jesteśmy zainteresowani paroma graczami, natomiast musimy mieć podstawy finansowe, bo inaczej nie ma się w co bawić - dodaje.

Niewyjaśnioną kwestią było również miejsce rozgrywania spotkań. W Kaliszu są dwie hale przystosowane do organizacji drugoligowych spotkań. Prawdopodobnie zespół nadal występować będzie w najnowocześniejszej hali w Wielkopolsce - Winiary Arenie, które może pomieścić ponad trzy tysiące widzów. - Plan jest taki, żeby grać na Arenie, bo tak zaproponował nam OSRiR, chodź nie ukrywam, że hala przy. ul. Łódzkiej i klimat tam panujący zupełnie by nam wystarczył i jest chyba bardziej odpowiednia na drugą ligę. Myślę, że Arena jest trochę za duża jak na drugą ligę, ale zobaczymy. Liczę na to, że mecze z Ostrowem i Pleszewem wzbudzą wielkie emocje i przyciągną nowych kibiców do koszykówki. Będzie się działo. Emocje związane z derbami z Pleszewem już znamy sprzed dwóch lat. Natomiast pojedynki ze Stalą to wielka niewiadoma. Ostatni mecz był bodajże 12 lat temu. Wtedy Kalisz wygrał i awansował do ówczesnej pierwszej ligi, gdzie nie zagrał z powodów finansowych. Historia lubi się powtarzać i liczę, że w derbach zwyciężymy - kończy działacz AZS-u, który robi co może, aby klub nadal istniał.

Początek sezonu w grupie B drugiej ligi zaplanowany jest na 3.10. Wtedy AZS ma zmierzyć się z Openem Basket Pleszew przed własną publicznością.

Komentarze (0)