Bedę mostem łączącym Polaków i Amerykanów - wywiad z Aleksem Perką, nowym skrzydłowym Polonii Warszawa

Choć niecały miesiąc temu wszystko wskazywało, że Aleks Perka trafi do Anwilu Włocławek, ostatecznie młody zawodnik w nadchodzącym sezonie będzie reprezentował barwy Polonii Warszawa. O testach w Anwilu, jak i również o kuluarach podpisania umowy ze stołecznym zespołem, a także o swoich odczuciach wynikających z powrotu do Polski po wielu latach, młody zawodnik opowiedział w specjalnym wywiadzie dla portalu SportoweFakty.pl.

Michał Fałkowski: Jeszcze około miesiąc temu Aleks Perka był kompletnie nieznanym graczem dla polskich fanów. Teraz to wszystko powoli się zmienia. Jak się pan czuje wracając do Polski po bardzo długiej przerwie?

Aleks Perka: Jestem niezmiernie szczęśliwy, że wracam do kraju, w którym przyszedłem na świat. A w dodatku będę tutaj kontynuował swoją przygodę z koszykówką. Nic lepszego nie mogło mnie spotkać. Moi rodzice byli sportowcami w tym kraju. Ojciec Włodzimierz zdobywał medale w skoku wzwyż, a mama Delfina reprezentowała Polskę w szermierce.

Przygoda z Polską rozpoczęła się jednak dla pana rozczarowująco. Był pan na testach w Anwilu Włocławek, lecz zarząd klubu nie przedstawił panu oferty...

- Zgadza się, ale ja nie zamierzam nikogo winić. Okres próbny we Włocławku spędziłem trenując naprawdę ciężko i to zaprocentuje w przyszłości. Choćby więc z tego powodu uważam, że try-out w Anwilu był owocny. Co zaś się tyczy samego kontraktu - wiem, że trenerzy twierdzili podobnie jak ja, iż zaprezentowałem się całkiem nieźle, lecz ostatecznie Anwil potrzebował kogoś, kto zagra na dwóch podkoszowych pozycjach. Ja zawsze ustawiany byłem jako silny lub niski skrzydłowy, więc na tamtą chwilę po prostu nie pasowałem do ich składu.

I nie pomyślał pan sobie nigdy: "Przecież zasługuję na grę w tym zespole"?

- Nie, nawet mi to przez myśl nie przeszło. Powtórzę to, co powiedziałem przed chwilą: przygoda z Anwilem był owocną sama w sobie. Mogłem na przykład posmakować na czym polega koszykówka w Polsce.

Zamiast pana Anwil zatrudnił Wojciecha Barycza. Będzie pan jakoś specjalnie zmotywowany, kiedy przyjdzie panu rywalizować przeciwko temu koszykarzowi na parkiecie?

- Wojtek to świetny koszykarz i człowiek. W ciągu tych kilku dni i wspólnych treningów naprawdę się polubiliśmy i wpieraliśmy nawzajem, choć domyślaliśmy się, że Anwil nie zostawi nas dwóch w zespole. Dlatego cieszę się, że Wojtek otrzymał swoją szansę, bo uważam, że na to zasłużył. A ja otrzymałem swoją w Polonii i będę podekscytowany każdym meczem w PLK w ogóle, a nie rywalizacją przeciwko Wojtkowi. I na pewno nie będę chciał w jakiś bezmyślny sposób udowodnić swojej wyższości. W każdym spotkaniu w lidze będę dawał z siebie po prostu 100 procent.

No właśnie. Suma sumarum podpisał pan kontrakt z Polonią Warszawa. Może pan zdradzić jak do tego doszło?

- Zaraz po tym, jak pożegnałem się z Anwilem mój agent rozpoczął poszukiwania innego zespołu w Polsce, który byłby w stanie zaoferować mi kontrakt. Miał kilka kontaktów. I nagle pojawiła się oferta z Warszawy. Trener Kamiński powiedział, że oglądał urywki spotkań, w których grałem i że jestem koszykarzem, który idealnie pasowałby do jego drużyny. Szybko doszliśmy więc do porozumienia i oto jestem. Co prawda nie znam jeszcze swojej roli w drużynie, ale wiem, że trener Kamiński preferuje grę młodymi zawodnikami.

Czy przy podpisywaniu kontraktu miał znaczenie fakt, że urodził się pan w Warszawie?

- Jestem niezmiernie szczęśliwy, że akurat Warszawa będzie moim domem przez najbliższy sezon, ale nie myślałem o tym specjalnie przy sygnowaniu umowy z Polonią. Faktem jest jednak, że moja rodzina, zarówno bliższa jak i dalsza mieszka w stolicy albo na jej obrzeżach, więc z pewnością pomoże mi w aklimatyzacji. A i czasami przyjdzie zobaczyć mnie na meczu. To będzie miłe.

A pozostałe oferty? Czy interesowały się panem inne kluby PLK? Co zamierzałby pan zrobić, gdyby nie propozycja z Warszawy?

- Teraz nie ma co gdybać co by było, gdyby było. Dlatego nie chcę rozważać tego, gdzie trafiłbym, gdyby nie propozycja Polonii. Do mojego agenta dzwonili co prawda przedstawiciele innych klubów z Polski, ale to Polonia chciała mnie najbardziej i od razu zaoferowała konkretną umowę. Wierzę, że podjąłem dobrą decyzję.

Skąd u pana takie silne pragnienie powrotu do kraju, w którym się pan urodził. Przecież pana rodzice wyemigrowali do Stanów Zjednoczonych jak był pan bardzo małym dzieckiem.

- Od pewnego momentu rzeczywiście tylko Polska wchodziła w grę i o żadnej innej lidze nie chciałem słyszeć. Pragnąłem wrócić do kraju, w którym się urodziłem z dwóch powodów. Po pierwsze, przeprowadzka ze Stanów do Polski byłaby dla mnie najłatwiejsza. Znam język polski i mogę żyć i mieszkać w kraju nad Wisłą bez żadnych problemów. Druga kwestia to rodzina. Mam tutaj rodzinę i dotychczas nie miałem wielu okazji by się z nimi zobaczyć, zapoznać czy zacieśnić relacje. Teraz będziemy bliżej siebie z czego bardzo się cieszę.

Kiedy więc zaczął pan myśleć o powrocie do Polski?

- Nie myślałem o tym w ogóle na studiach z prostej przyczyny. Dopóki nie wiedziałem na czym stoję, to znaczy, czy będę w ogóle grał w koszykówkę zawodowo, nie chciałem niczego planować, a nie notowałem jakichś świetnych statystyk. Dopiero gdy trenerzy z drużyny Rice i mój agent pomogli mi znaleźć potencjalnych pracodawców w Europie, zacząłem sobie uzmysłowiać, że Polska to jedyny kierunek.

Jak wspomina pan swoją przygodę z uczelnią Rice?

- Występy w lidze akademickiej w barwach uniwersytetu Rice to dla mnie bardzo pozytywne doświadczenie. Czerpałem radość z każdego roku gry w NCAA i całe cztery lata będę miał w swojej pamięci. Sezon debiutancki był dla mnie bardzo trudny, bo przepaść pomiędzy rozgrywkami szkół średnich a NCAA jest naprawdę ogromna. Koszykarze są więksi, silniejsi, sprawniejsi motorycznie, mecze szybsze, a na treningach musisz wylać naprawdę wiele potu w to, co robisz. Ja ciężko trenowałem przez cztery lata i zawsze starałem się grać tak dobrze, jak tylko umiem. Dodatkowo, na ostatnim roku studiów jeszcze wyżej podniosłem sobie poprzeczkę, by koszykówka stała się moją pracą. I choć statystyk nie miałem imponujących, udało się.

Na uczelni Rice miał pan okazję spotkać trenera Brenta Scotta, byłego centra Anwilu Włocławek, którego kibice miło wspominają do dziś. Co może powiedzieć pan o relacjach z tym szkoleniowcem?

- Brent był moim trenerem przez rok, ale wiele się wówczas od niego nauczyłem. Choć grał jako środkowy, a ja jestem silnym skrzydłowym, usłyszałem od niego bardzo dużo pożytecznych rad. Mogę zaryzykować stwierdzenie, że staliśmy się bliskimi przyjaciółmi i nadal utrzymujemy kontakt. To właśnie jego miałem na myśli, gdy mówiłem, że trenerzy pomogli mi znaleźć kilka kontaktów w Polsce. Z tego miejsca chciałbym Brentowi podziękować za cały wysiłek, który włożył w moją sportową edukację.

Powróćmy jeszcze na chwilę do Polonii. Jaki cel przedstawił zarząd klubu przed drużyną na nadchodzący sezon?

- Cel zespołu jest taki sam, jak każdego innego. Mamy wygrywać jak największą ilość spotkań. Kiedy ludzie decydują się uprawiać różne sporty, dajmy na to koszykówkę, to nie robią tego tylko dlatego, że lubią rzucać do kosza czy dlatego, bo fajnie jest biegać po parkiecie w kierunkach wyznaczonych przez szkoleniowca. Nie, robią to ponieważ nie ma lepszego uczucia na świecie, niż pokonanie rywala po sportowej walce. Ja bynajmniej tak to odbieram. Dla mnie zwycięstwo na parkiecie jest wszystkim. Wiem jednak, że w Polonii ma się zebrać grupa ludzi myślących dokładnie tak samo. Razem będziemy walczyć w każdej minucie każdego meczu.

Zdecydowana większość poprzednich drużyn budowanych przez Wojciecha Kamińskiego była według wzorca trzech-czterech Amerykanów i reszta Polaków. Do której grupy zaliczymy Aleksa Perkę?

- To bardzo ciężkie pytanie i naprawdę nie wiem jak na nie odpowiedzieć. Moje serce jest polskie, ale nie mogę odrzucić tego, że również jestem Amerykaninem. Mam naturę Amerykanina. Odpowiadając więc na to pytanie, mam nadzieję, że będę mostem łączącym Polaków i Amerykanów, tak byśmy razem stanowili jedność.

Serce polskie, a natura amerykańska. A w jakim języku pan myśli?

- Nigdy nie uczyłem się języka polskiego w szkole. Łapałem go tylko w domu, rozmawiając jak najwięcej z moimi rodzicami. Język angielski był natomiast zawsze i wszędzie dookoła mnie: w szkole, na ulicach, w sklepach, więc myślę w języku angielskim.

Ten wywiad przeprowadzany jest w języku angielskim. Czy istnieje możliwość, że w przyszłości porozmawiamy po polsku?

- Ja mówię po polsku, ale pewniej czuję się w angielskim. Myślę jednak, że będziemy mieć jeszcze okazję porozmawiać po polsku od początku do końca. Problem w tym, że gdyby to miał być wywiad pisany, wówczas tylko język angielski wchodzi w grę.

Komentarze (0)