26 stycznia 2020 roku doszło do katastrofy helikoptera, w której zginęli m.in. Kobe Bryant i jego córka Gianna. Okazuje się, że tego dnia czterech funkcjonariuszy fotografowało zwłoki byłego koszykarza, choć Vanessa Bryant miała prosić szeryfa o "upewnienie się, by nikt nie robił zdjęć ciał".
W oświadczeniu, które wdowa po legendarnym zawodniku przedstawiła w procesie sądowym przeciwko hrabstwu Los Angeles, napisała, że wciąż obawia się rozpowszechnienia tych zdjęć w internecie.
"Do końca mojego życia, jedna z dwóch rzeczy się wydarzy: albo zdjęcia ciał mojego męża i córki w zbliżeniu trafią do sieci, albo będę nadal żyć w strachu, że tak się stanie" - napisała Vanessa Bryant (cytat za "TMZ").
ZOBACZ WIDEO: Adam Małysz nie kryje rozczarowania formą Polaków. "Nie można być zadowolonym z tego konkursu"
Policja zapewnia, że wszystkie kopie zdjęć zostały zabezpieczone, choć miesiąc po katastrofie funkcjonariusze pokazywali je znajomym m.in. w jednym z barów (więcej TUTAJ).
"Wścieka mnie, że ludzie, którym ufałam, mieli chronić godność mojego męża i córki, a nadużyli swojej pozycji, aby zdobyć pamiątki (...) Wyobrażam sobie, jak Kobe patrzy na to, co wydarzyło się na miejscu katastrofy i ogarnia mnie gniew" - podkreśliła wdowa.
Czytaj też: Wdowa po Bryancie wytacza wojnę gigantowi. Jest wściekła!