Zachwyca szybkością, ma własną markę ciuchów, Tatum jest "rodziną". Mike Lewis intryguje nie tylko na parkiecie [WYWIAD]

Materiały prasowe / Michał Dubiel / Na zdjęciu: Mike Lewis II
Materiały prasowe / Michał Dubiel / Na zdjęciu: Mike Lewis II

Jest jednym z najlepszych punktujących PLK, ma swoją własną markę odzieżową, o gwieździe NBA mówi "rodzina". 23-letni Mike Lewis spełnia się w koszykówce, ale nam opowiada także o swoich innych zamiłowaniach.

- Myślę, że to ważne, żeby myśleć o sobie w dobry sposób, doceniać się. Żeby czuć się dowartościowanym. To, jak siebie postrzegasz, daje obraz ciebie dla innych - mówi w rozmowie z naszym portalem Mike Lewis II.

23-latek od sezonu 2021/2022 występuje w Energa Basket Lidze. Jest podstawowym rozgrywającym drużyny MKS Dąbrowa Górnicza. Amerykanin u trenera Jacka Winnickiego w 15 meczach zdobywał dotychczas średnio 16,5 punktu, 2,1 zbiórki i 3,5 asysty.

Lewis, mierzący 185 centymetrów, uchodzi za jednego z najszybszych zawodników w PLK. Trafia przy tym 37-proc. oddawanych rzutów za trzy. Mówi nam o swoim zamiłowaniu do mody, karierze w NCAA, początku kariery i relacjach z Jaysonem Tatumem, skrzydłowym Boston Celtics.

ZOBACZ WIDEO: #dziejesiewsporcie: jak Lewandowski to trafił?! Kapitalny strzał!

Patryk Pankowiak, WP SportoweFakty: Koszykówka to podobno nie jedyna miłość w pana życiu. 

Michael Lewis, rozgrywający drużyny MKS Dąbrowa Górnicza: Zgadza się, można tak powiedzieć. Mam własną markę odzieżową, która nazywa się "YoungKingz Worldwide".

Jaki jest jej przekaz?

Marka jest skierowana do wszystkich mężczyzn i kobiet na całym świecie. Mogą stać się, kim tylko chcą. Chodzi o ciężką pracę i poświęcenie. Żeby osiągnąć sukces, musisz pracować ciężej, niż pozostali.

Chodzi również o nawiązywanie kontaktów i budowanie rodziny, grupy ludzi myślących w podobny, ambitny i pozytywny sposób.

Skąd wziął się w ogóle ten pomysł, żeby założyć własną markę?

To takie moje oświadczenie. Marka jest wyrazem tego, jakim jestem człowiekiem. Nazywam siebie "królem mojego własnego, małego świata" i zachowuję się w ten sposób. Prowadzę interesy zarówno na parkiecie, jak i poza nim. Staram się dbać o swoją rodzinę.

Myślę, że to ważne, żeby myśleć o sobie w dobry sposób, doceniać się. Żeby czuć się dowartościowanym. To, jak siebie postrzegasz, daje obraz ciebie dla innych. Umysł jest bardzo potężnym narzędziem, jeśli jest prawidłowo wykorzystywany.

Jeszcze zostając na chwilę w temacie mody, ma pan ulubioną markę? 

Uwielbiam modę. Latem zamierzam też zająć się modelingiem. Uważam, że to ciekawe hobby i dobry sposób na wyrażenie siebie, nie używając przy tym słów. Przyznam, że nie jestem kimś, kto lubi dużo rozmawiać.

Jeśli chodzi o ulubione marki oczywiście poza "YoungKingz" (śmiech), to byłaby to zaprzyjaźniona linia ciuchów "Popular Loner", ale moim zdecydowanym numerem jeden jest "Burberry".

Przechodząc do koszykówki, jak wspomina pan czas spędzony w NCAA?

Moja kariera w NCAA była na pewno czymś interesującym. Miałem bardzo dobry pierwszy rok, ale sztab trenerski, który mnie tam ściągnął, został później zwolniony. Pojawił się nowy trener, który postawił na zawodników sprowadzonych przez siebie i pasujących do jego stylu prowadzenia drużyny.

Znalazł się pan w trudnym położeniu.

Spisywałem się tam naprawdę dobrze przez dwa lata, po czym usłyszałem od trenera, że tak naprawdę to mnie nie chce. Oczywiście, to bolało. Byłem na trzecim roku studiów. Dodatkowo na wszystko nałożyła się jeszcze śmierć bliskich mi osób.

Co pan wtedy postanowił? 

Zdecydowałem w przerwie świątecznej, że chcę się przenieść. Miałem występować na uniwersytecie Nevada, który miał wtedy jedną z dziesięciu najlepszych drużyn w kraju.

Ale ostatecznie nie było panu tam dane zaprezentować tam swoich umiejętności.

Dokładnie, bo zmienił się sztab szkoleniowy. Trenerzy postanowili odejść na inną uczelnię, gdzie dostali lepszą ofertę.

Byłem tym wszystkim bardzo zmęczony. Całą tą polityką, funkcjonowaniem jako sportowiec-student. Postanowiłem, że przejdę na zawodowstwo. Miałem grać w NBA G-League, ale ostatecznie trafiłem na Węgry.

Czegoś pan żałuje?

Nigdy nie powiem, że czegoś żałuję, bo każde niepowodzenie czy porażka kształtuje. Musisz w życiu przejść trudne chwile. To, jak zareagujesz na takie wydarzenia, definiuje, jakim jesteś człowiekiem. Otworzyło mi to po prostu oczy na świat i ludzi, którzy w nim pracują.

Trener Jacek Winnicki (po lewej) i Mike Lewis (numer 2)
Trener Jacek Winnicki (po lewej) i Mike Lewis (numer 2)

Bardzo szybko zaadaptował się pan w Europie.

Całe życie pracowałem na to, żeby zostać zawodowym koszykarzem. Jeszcze wracając do czasów w St. Louis, w okresie letnim byłem w hali trzy razy dziennie, pracowałem też nad kondycją. To wyglądało tak: albo uprawiałeś sport i dostawałeś się na studia, albo zostawałeś na ulicy.

Bardzo szybko nauczyłem się, co chcę zrobić ze swoim życiem. Kiedy dotarłem do Europy, przyzwyczaiłem się do tego, że gra jest tu o wiele bardziej fizyczna. Wiedziałem, że muszę pracować ciężko, a reszta się ułoży.

Zapytam o ulubionego zawodnika. 

Gdybym miał wybierać, to powiedziałbym, że jest nim Bradley Beal z Washington Wizards. Pochodzi z mojego miasta, chodził do tego samego liceum, co my (Chaminade College Prep przyp. red) i możliwość osobistej identyfikacji z nim pozwala mi spojrzeć na koszykówkę z innej perspektywy. Wiem, że jeden z nas został czołowym koszykarzem na świecie. Wiem, jak trenował, co robił i wszystko co się z tym wiąże. To inspirujące.

Co jest największym atutem w pana grze?

To, że mogę zrobić na boisku wszystko. Dorastając, trenerzy zawsze mówili nam, że nie powinniśmy chcieć być umieszczani na jednej, konkretnej pozycji. Podkreślali, że najlepsi zawodnicy na świecie są dobrzy we wszystkim, nawet jeśli masz mocne i słabe strony.

Moja umiejętność zdobywania punktów na różne sposoby jest jedną z moich największych zalet, ale jednocześnie uważam, że potrafię dopasować się do potrzeb zespołu i robić to, czego ode mnie akurat oczekują. To ja potrafię się dostosować, a nie zespół musi się dostosowywać do mnie.

Wiem, że wciąż jest pan w kontakcie ze swoimi znajomymi z liceum. Jednym z nich jest Jayson Tatum, skrzydłowy Boston Celtics, wielki talent.

Znamy się z Jaysonem od dawna, jest w zasadzie moją rodziną. Zgadza się, jesteśmy cały czas w kontakcie i dość często rozmawiamy na czacie grupowym z kilkoma innymi naszymi bliskimi przyjaciółmi.

Świetnie jest widzieć, że ktoś, kogo traktujesz, jak brata, osiąga takie sukcesy w tak młodym wieku. Ale to z powodu pracy, jaką wkładał w koszykówkę. Nie jestem zaskoczony tym, co osiągnął i wiem, że osiągnie jeszcze większe rzeczy.

Mike Lewis ma dopiero 23 lata. Jak wyglądałaby dla pana idealna kariera?

Codziennie pracuję, aby stać się świetnym zawodnikiem i żeby ludzie poznali nazwisko. Chcę dalej wspinać się po drabince w Europie, zagrać w drużynie Euroligi, a przed przejściem na emeryturę chciałbym mieć szansę zagrać w NBA i wygrać mistrzostwo. To byłaby dla mnie idealna kariera, gdybym mógł przedstawić wymarzony scenariusz.

Czytaj także: Epicki rzut w NBA. Trafił na wygraną z 19 metrów!
Novak Djoković w roli kibica. Otrzymał wspaniałe powitanie

Komentarze (0)