Z wielkim impetem zawody rozpoczęli mistrzowie Europy sprzed dwóch lat, którzy w pierwszych minutach mogli liczyć na Timofieja Mozgowa. 23-letni wieżowiec z wielką łatwością kończył akcję spod samego kosza. To właśnie dzięki niemu ekipa Davida Blatta szybko wyszła na prowadzenie. Po Mozgowie pałeczkę przejął Witalij Fridzon, który najpierw celnie rzucił z dystansu, a następnie dołożył dwa oczka. Koszykarze z Hellady grali natomiast bardzo nieskutecznie. W dodatku popełniali oni mnóstwo błędów, w efekcie czego w połowie inauguracyjnej "ćwiartki" przegrywali... 3:11! Wydawało się, że kiedyś musi nastąpić przebudzenie graczy Jonasa Kazlauskasa, ale w tej części pojedynku do niego nie doszło. Co więcej nadal świetnie spisywali się obrońcy tytułu, którymi świetnie dyrygował Siergiej Monia.
Bardzo szybko na początku drugiej kwarty faule łapali Rosjanie. Minęło niewiele ponad 60 sekund, a mieli oni już na swoim koncie aż trzy przewinienia. W dodatku to oni w tym momencie pogubili się podczas kreowania akcji ofensywnych, a utytułowany przeciwnik skrzętnie to wykorzystał zbliżając się na odległość pięciu oczek. Choć optycznie przeważali koszykarze z Bałkanów, nie miało to swojego przełożenia w wyniku. Udało im się co prawda nieco zniwelować straty, ale dzięki temu, że w drużynie Blatta punktowało wielu zawodników, trudno było o całkowitą redukcję deficytu. W samej końcówce litewski szkoleniowiec desygnował na parkiet Ioannisa Bourousisa. Jak się okazało był to dobry ruch, bowiem 25-letni środkowy zanotował wówczas okres lepszej gry i zdobył dla swojego teamu pięć oczek z rzędu, doprowadzając zarazem do rezultatu 32:36 dla obrońców tytułu. Jednak ostatnie słowo w pierwszej połowie należało do reprezentantów Rosji, którzy za sprawą Andrieja Woroncewicza i Antona Ponkraszowa podwyższyli swoje prowadzenie, które ostatecznie sięgało siedmiu punktów.
Po przerwie dominacja należała już zdecydowanie do Greków. Zdołali oni zastopować ofensywę przeciwnika. Mistrzowie Europy przez ponad siedem minut nie oddali ani jednego celnego rzutu. Nic więc dziwnego, że z przewagi wywalczonej w pierwszych dwóch odsłonach, nie pozostało już nic. Co więcej na prowadzenie wyszli koszykarze z Hellady, wśród których nadal brylował Bourousis, zaś okres przyzwoitej gry zaliczył Sofoklis Schortsanitis. Podopieczni Kazlauskasa byli na czele bardzo krótko. Przebudził się bowiem Kelly Mc Carty. Naturalizowany Amerykanin znów trafiał do kosza, w efekcie czego na czele znów byli obrońcy tytułu.
Wszystko miało się więc rozstrzygnąć w ostatniej, czwartej odsłonie. I tak też się stało. Tercet Monia - Mc Carty - Mozgow, znów dał popis swoich wielkich umiejętności. Co warto podkreślić znakomicie oni się uzupełniali. Monia trafiał z dystansu niemalże na zawołanie, Mc Carty rzucał zza łuku jak i podchodził nieco bliżej kosza, zaś Mozgow zdominował pole trzech sekund. Nic więc dziwnego, że rywale nie znaleźli sposobu na ich zatrzymanie. Jedyną próbą, była walka dotychczas najsilniejszą stroną - atakiem. Vassilis Spanoulis oraz Georgios Printezis starali się jak mogli, ale to było zdecydowanie za mało by wyjść z tej konfrontacji zwycięsko. Ostatecznie wygrana padła łupem Rosjan, którzy zamknęli tym samym usta wszystkim malkontentom. Koszykarze Blatta pokazali, że jeśli tylko trafią na dobry dzień są w stanie ograć wszystkich, nawet niepokonaną do tej pory Grecję.
Grecja - Rosja 65:68 (12:21, 20:18, 16:9, 18:20)
Grecja: Sofoklis Schortsanitis 13, Vassilis Spanoulis 12, Ioannis Bourousis 12, Antonis Fotsis 10, Georgios Printezis 7, Konstantinos Kaimakoglou 4, Efstratios Perperoglou 4, Nikos Zisis 3, Ioannis Kalampokis 0.
Rosja: Kelly Mc Carty 17, Siergiej Monia 16, Timofiej Mozgow 10, Witalij Fridzon 8, Anton Ponkraszow 4, Andriej Woroncewicz 4, Aleksiej Zozulin 3, Nikita Kurbanow 3, Siergiej Bykow 3, Dimitrij Sokołow 0.