Z impetem rozpoczęli pierwszą kwartę Grecy. Szczególnie wyróżniał się Antonios Fotsis, który szybko rzucił pięć punktów i jego zespół prowadził już 10:2. Trener Vincent Collet zareagował jednak natychmiast i dokonał roszad w swoim zespole. Na parkiecie pojawił się m.in. Ali Traore, który wespół z Alainem Koffim doprowadził do stanu 16:18. Koniec kwarty należał jednak do koszykarz z Hellady i to oni po dziesięciu minutach wygrywali 21:18. Duża w tym zasługa jak zwykle mało efektownego ale szalenie efektywnego Stratosa Perperoglou, który zdobył siedem punktów.
Co ciekawe, skazywani na pożarcie pod koszem, w pierwszej odsłonie Grecy nawiązali równorzędną walkę o zbiórki z Francuzami. Wystarczyła jednak chwila nieuwagi i "Trójkolorowi" po pięciu minutach drugiej partii meczu objęli prowadzenie 26:23, większość swoich punktów zdobywając właśnie po akcjach bliżej obręczy. Ioannis Bourousis nie dawał sobie rady z Koffim i skrzydłowy Sarthe Le Mans już po kwadransie gry miał na koncie 10 punktów i 3 zbiórki, a jego drużyna wygrywała już 31:24. Dzięki celnym rzutom wolnym podopieczni Jonasa Kazlauskasa zmniejszyli jeszcze straty do pięciu oczek, lecz kolejne punkty dał Koffi i to Francuzi schodzili na przerwę z uśmiechem na twarzach (41:34).
Warto dodać, że dopóki na parkiecie przebywał Tony Parker, dopóty jego zespół miał poważne problemy z ustabilizowaniem gry. Mimo to gwiazda San Antonio Spurs weszła na parkiet od pierwszych minut drugiej połowy i... znowu zaczęły się problemy. Parker grał pasywnie i w ogóle nie brał na siebie ciężaru zdobywania punktów. Lepiej radził sobie za to Nicolas Batum, lecz kontrolę nad przebiegiem meczu wyraźnie przejęli Grecy. Cztery oczka z rzędu zdobył Nick Calathes, dwa z kontry dołożył Konstantinos Kaimakoglou i zrobiło się tylko 45:42 dla Francji.
Gdyby jeszcze podopieczni trenera Kazlauskasa trafiali z dystansu, przewaga "Trójkolorowych" zmalałaby szybciej. Mimo zrywu przeciwnika Francuzi, zachowali prowadzenie po trzydziestu minutach. Z siedmiu oczek zaliczki zrobiły się jednak tylko trzy punkty (56:53), gdyż trójką z około dziesięciu metrów popisał się Vasileios Spanoulis.
Również i w czwartej kwarcie nie zmienił się obraz gry. Drużyna z Hellady kiedy tylko mogła szukała swojego szczęścia w rzutach za trzy, lecz te nie chciały wpadać do kosza. Podopieczni trenera Colleta zaś zawsze wyprzedzali rywala o oczko, dwa. Choć pod koszami nie dominował już Koffi, niezauważalny był Antoine Diot, punkty zaczął zdobywać Yannick Bokolo. Na pięć minut przed zakończeniem spotkania po jego trójce Francja prowadziła 61:55.
Dobrą odpowiedzią szkoleniowca Kazlauskasa na efektownie i atletycznie grających Francuzów, było wpuszczenie na parkiet Sofoklisa Schortsanitisa. Czarnoskóry środkowy już w pierwszej połowie zdobył pięć oczek i teraz ponownie włączył się do gry. To głównie jego siedem punktów sprawiło, że na dwie i pół minuty przed ostatnią syreną Grecy objęli prowadzenie 64:63! Za chwilę jednak dwa punkty zdobył Ronny Turiaf, to samo uczynił Nando do Colo i zrobiło się 69:66 dla koszykarzy w białych koszulkach.
Okazało się, że to nie koniec emocji. Fantastyczną trójkę na dziewięć sekund przed końcem popisał się Spanoulis, pokazując jeszcze raz wielki charakter oraz stalowe nerwy i na tablicy wyników pojawił się remis. Szkoleniowiec "Trójkolorowych" poprosił o przerwę, ustawiając akcję swojego zespołu. Piłka trafiła do do Colo, który równo z syreną zdobył dwa oczka. Francja nadal niepokonana awansowała do ćwierćfinału!
Francja - Grecja 71:69 (18:21, 23:13, 15:19, 15:16)
Francja: Koffi 14 (6 zb.), Parker 12 (1x3), Bokolo 10 (1x3), Traore 10, Batum 8, do Colo 6, Turiaf 4, Diot 3 (1x3), Jeanneau 2, Pietrus 2, Diaw 0.
Grecja: Spanoulis 16 (4x3), Schortsanitis 12, Fotsis 9 (1x3), Bourousis 8 (10 zb.), Calathes 7, Perperoglou 7 (1x3), Kaimakoglou 4, Zisis 4, Kalampokis 2, Printezis 0