W tym artykule dowiesz się o:
Nikt nie mówił o Derbach Pomorza
Przed samym spotkaniem zdecydowanie więcej mówiło się o problemach Energi Czarnych Słupsk. A tych w ostatnim czasie jest pod dostatkiem. Kłopoty z generalnym menedżerem (klub na działaniach Marcina Sałaty stracił około 200 tysięcy złotych), odejście trzech podstawowych koszykarzy (Justin Jackson, Jerel Blassingame i Jarosław Mokros), nietrafiony transfer Kevina Andersona, a także bardzo niepokojące oświadczenie wydane przez tytularnego sponsora.
Grupa Energa wskutek zaistniałej sytuacji poważnie rozważa zerwanie, podpisanej przed tym sezonem, trzyletniej umowy. W piątkowym komunikacie mogliśmy przeczytać: Bez względu na wynik śledztwa prokuratury, już teraz widać, że w klubie panował bałagan, a nadzór zarządczy nie funkcjonował poprawnie. W wyniku licznych publikacji medialnych opisujących nieprawidłowości w słupskim klubie, Grupa Energa jako Sponsor Tytularny poniosła znaczące wizerunkowe straty.
ZOBACZ WIDEO Ewa Brodnicka: z Ewą Piątkowską już nigdy się nie pogodzimy
Wszystkie te kwestie powodowały, że o Derbach Pomorza praktycznie w ogóle się nie mówiło. Nie było podgrzewania atmosfery, tak jak to miało miejsce przy wcześniejszych spotkaniach.
Derby jeszcze elektryzują? Brakuje gwiazd
Nie da się ukryć, że jednym z powodów, dla których o Derbach Pomorza za dużo się nie mówiło był fakt, że w obu drużynach nie ma już takich gwiazd jak w przeszłości. Zawsze obecność Jerela Blassingame'a dodawała pikanterii, ale Amerykanin niedawno rozstał się z klubem i wyfrunął do Grecji.
Teraz na palcach jednej ręki można byłoby wymienić graczy, którzy mieli wcześniej kontakt ze spotkaniami derbowymi. Kto? Mantas Cesnauskis (weteran), Piotr Dąbrowski (ostatnie trzy lata w AZS-ie, teraz ECS), Grzegorz Surmacz (kiedyś AZS, teraz ECS), Piotr Stelmach i Darrell Harris.
Poziom słaby. Tylko w końcówce emocje
Starcie słupsko-koszalińskie nie dostarczyło kibicom zbyt wielu emocji. Gospodarze prowadzili niemal przez całe spotkanie, byli stroną przeważająca. AZS nie potrafił się postawić, grał bardzo bojaźliwie.
- Zaczęliśmy bardzo słabo i to niestety miało wpływ na wynik. Gospodarze za bardzo nam odjechali. Za późno wzięliśmy się do pracy i odrabiania strat - mówi Piotr Ignatowicz, szkoleniowiec AZS-u.
W trzeciej kwarcie gospodarze mieli już nawet 18-punktowe prowadzenie i powinni już wtedy rozstrzygnąć losy meczu. W szeregi słupszczan wdarła się jednak nonszalancja, którą skrzętnie wykorzystali koszalinianie. Sygnał do odrabiania strat dał Jakub Zalewski, który punktował tylko w drugiej połowie (12). Swoje dołożyli także Remon Nelson (13) i Curtis Millage (14).
Na 91 sekund przed końcem meczu po "trójce" Nelsona goście zbliżyli się na dwa "oczka". Wydawało się, że koszalinianie, którzy złapali dobry rytm, pójdą za ciosem. Jednak AZS na kolejne zwycięstwo w Gryfii (ostatnie w 2011 roku) będzie musiał poczekać, mimo że miał cztery szanse na to, by objąć prowadzenie. Dwukrotnie pomylił się jednak Nelson, a raz Wall i Millage.
- W końcówce troszkę zabrakło nam mądrości - przyznaje Ignatowicz.
Naganę za postawę w czwartej kwarcie należy się także słupszczanom, którzy sami doprowadzili do nerwowej końcówki. Gospodarze popełniali proste błędy i mylili się na linii rzutów wolnych (pięć nietrafionych w ostatniej minucie!).
- Takie rzeczy nie mogą się nam przydarzać. Musimy nad tym popracować. Chyba za bardzo chcemy dostarczać naszym kibicom emocji. Zupełnie niepotrzebnie - mówi Roberts Stelmahers.
Derby. Dzieje się #plkpl pic.twitter.com/TNcv4aVYjx
— Karol Wasiek (@K_Wasiek) 1 lutego 2017
Ciekawiej na trybunach. Stelmach uspokajał kibiców
Kibice obu drużyn stworzyli świetną atmosferę - był głośny doping, wzajemne "słowne przepychanki", które zawsze dodają pikanterii derbowym pojedynkom. Kilka razy w sektorze gości musiała interweniować ochrona, ale za każdym razem dość szybko udawało się zaprowadzić porządek. Pomógł w tym także... Piotr Stelmach (kapitan AZS-u), który uspokajał fanów koszalińskiego zespołu.
- Uwielbiam grać mecze w Hali Gryfia. Tutaj zawsze jest doskonała atmosfera. Ten obiekt ma coś w sobie, że zawsze jest gorąco. Należy pogratulować kibicom obu stron za stworzenie znakomitego widowiska - podkreśla Ignatowicz.
- Kibice znów stanęli na wysokości zadania. Byli znakomici. Dziękujemy im za wsparcie - mówi z kolei Stelmahers.