Żaden polski sportowiec nie zaszedł Rosjanom za skórę tak bardzo, jak Władysław Kozakiewicz. Gdy w 1980 roku zdobywał złoto olimpijskie w Moskwie, więcej mówiło się o jego geście.
Rosjanie naciskali wtedy, żeby go dożywotnio zdyskwalifikować i odebrać krążek, ale nic takiego nie miało miejsca. Po stronie Polaka stanął m.in. przewodniczący Międzynarodowego Komitetu Olimpijskiego Juan Antonio Samaranch.
Czas płynie - to już 42 lata od pamiętnych wydarzeń w Moskwie - a "miłość" Kozakiewicza do Rosjan nie słabnie. Zwłaszcza teraz, gdy w lutym rozpoczęli wojnę w Ukrainie.
ZOBACZ WIDEO: Tego zagrania nikt się nie spodziewał! Tylko bezradnie patrzyli na piłkę
- Uważam, że wykluczenie Rosjan z międzynarodowych struktur to słuszny krok. Za dużo jest smrodu związanego z wywołaną przez nich wojną - przyznał w rozmowie z "Przeglądem Sportowym". - To wojna przeciwko całemu cywilizowanemu światu, nie tylko przeciwko Ukrainie.
- Oni coraz bardziej się panoszą i trzeba to powstrzymać. Należy ich wyrzucić nie tylko ze sportu, ale także ze wszystkich innych dziedzin życia społecznego. Żeby przestali być częścią tego świata - dodał.
Kozakiewicz dziwi się, że cały świat nie jest w stanie się zjednoczyć i mówić jednym, właściwym głosem. - Niestety, jak pokazuje życie, ciągle ktoś się wyłamuje z tego bojkotu - przyznał i za przykład podał świat tenisa.
Jego komunikat w stronę Rosjan jest prosty, jasny i stanowczy. - Mówiąc krótko, Rosjanom trzeba globalnie pokazać gest Kozakiewicza - zakończył wątek.
Zobacz także:
Minister sportu reaguje na słowa Adrianny Sułek. "Będziemy mediować"
Gorąco wokół butów rekordzistki świata. "Moje umiejętności nie są od nich uzależnione"