Morze łez, chwile zwątpienia i wielki powrót. Drugie życie Sofii Ennaoui

Instagram / Na zdjęciu: Sofia Ennaoui
Instagram / Na zdjęciu: Sofia Ennaoui

- Wiem, że są ludzie w moim środowisku, którzy już mnie skreślili. Uznali, że już nie dam rady - mówi Sofia Ennaoui, która w tym sezonie wróciła do sportu po długiej przerwie. Piąte miejsce na MŚ i brąz ME? O takim sezonie mogła tylko marzyć.

W tym artykule dowiesz się o:

Najpierw zapalenie ścięgna Achillesa, przez które nie pojechała na mistrzostwa świata do Doha. Gdy wróciła i zbudowała życiową formę, otrzymała najmocniejszy cios w swojej karierze. Kontuzja stopy sprawiła, że nie mogła pojechać na igrzyska olimpijskie do Tokio. Wylała morze łez, bo uraz był tak poważny, że pod znakiem zapytania stanął w ogóle jej powrót do sportu.

Sofia Ennaoui jednak wróciła. I to w wielkim stylu. Najpierw zajęła znakomite, piąte miejsce na 1500 metrów na mistrzostwach świata w Eugene, by na mistrzostwach Europy w Monachium zdobyć brązowy medal, który biorąc pod uwagę wszystko, co działo się w ostatnich trzech latach, smakuje jak złoto.

Nie ukrywa, że gdyby jeszcze wiosną ktoś powiedział jej, że będzie w tym roku osiągać takie sukcesy, kazałaby tej osobie puknąć się w głowę. Przecież na bieżni nie widzieliśmy jej aż przez 20 miesięcy i jej forma była jedną wielką niewiadomą.

ZOBACZ WIDEO: #dziejesiewsporcie: tenisiści czy piłkarze? Jest forma!

Jak wyglądał jej powrót? Co czuła po finale ME? Kto nie wierzył w jej ponowne sukcesy i z jakiej imprezy zrezygnuje w 2023 roku? O tym wszystkim opowiada w rozmowie z WP SportoweFakty.

Tomasz Skrzypczyński: "Ona już nie da rady", "Trwa to zbyt długo", "To koniec kariery". Nie ukrywasz, że było sporo osób, które nie wierzyło w twój powrót. I nie mówimy tutaj o komentarzach w internecie.

Sofia Ennaoui: Wiem, że są ludzie z naszego środowiska, którzy mnie już skreślili i nie wierzyli, że w ogóle wrócę do sportu. Kontuzja Achillesa jest poważną sprawą i uznali, że już nie dam rady. Ale może dobrze się stało, że to do mnie dotarło.

Dlaczego?

Takie sytuacje weryfikują znajomości i tak się stało też w moim przypadku. Doceniłam dzięki temu prawdziwych przyjaciół, nasze relacje zostały umocnione. Teraz wiem, które z nich były i są wartościowe.

Sytuacja była jednak poważna. "Osiem ostatnich miesięcy to była walka, żeby w ogóle wrócić do sportu" - mówiłaś na początku roku. Kontuzja brzmiała groźnie, czytając słownik medyczny: tendinopatia przyczepu ścięgna piętowego lewego.

Były poważne obawy ze strony lekarzy, że jeśli noga nie będzie się goiła, trzeba będzie wykonać zabieg, coś bardziej ingerującego w tkankę niż leczenie zastrzykami. Te diagnozy były dla mnie niezwykle trudne - żaden sportowiec w wieku 26 lat nie jest na to gotowy i tego nie planuje. Ja przecież wtedy miałam rozpocząć swoje najlepsze lata.

Kolejny cytat z ciebie: "Wstałam z łóżka i do łazienki szłam prawie na kolanach". Od lekarza wyszłaś ze łzami w oczach.

To był dla mnie ogromny cios, bardzo to wszystko przeżywałam. Odcięłam się wtedy od mediów. Czułam, że całe zamieszanie mogłoby mnie jeszcze bardziej zdołować, a jestem zdania, że najlepsze rzeczy wykuwają się w spokoju.

Spokoju nie przysporzyła ci jednak sprawa twojej kontuzji Achillesa. Zacytowano twoje słowa, że uraz wywołało twoje przeszkolenie wojskowe, gdzie przez noszenie broni na ramieniu miałaś przeciążyć jedną stronę ciała. Były nieprzyjemności?

Niestety, zostało to źle zrozumiane, a potem rozdmuchane przez media. Mówiąc delikatnie, nie było to z korzyścią dla mnie. Na szczęście teraz Centralny Zespół Wojskowy wie, że nie miałam nic złego na myśli. Jestem im przecież bardzo wdzięczna, że wzięli mnie i wielu innych sportowców pod swoją opiekę, zapewniając nam finansową stabilizację.

Były momenty zwątpienia? Po rezygnacji z wyjazdu do Tokio nawet twój trener Wojciech Szymaniak przyznał, że pojawiały się myśli w stylu: "po co ten cały wysiłek, skoro ciągle coś się przytrafia".

Ale to całkowicie normalne! Brak występu na igrzyskach olimpijskich był dużym rozczarowaniem także dla trenera, bo to również wyróżnienie. Tym bardziej, że czekaliśmy na imprezę aż pięć lat. Nic dziwnego, że pojawiło się w nas poczucie żalu i goryczy. Jeśli człowiek poświęca całe życie, także prywatne, w 100 procentach sportowi, ma do tego prawo. Bo wtedy zostaje z problemami sam.

W końcu jednak zaświeciło dla ciebie słońce. Po trzech latach przerwy, po raz pierwszy od Halowych Mistrzostw Europy w Glasgow, wystartowałaś w tym roku na wielkiej imprezie. Już piąte miejsce na MŚ w Eugene było nie lada wyczynem, ME w Monachium potwierdzeniem, że wróciłaś na dobre.

W tym medalu widnieje pewna symbolika, dla mnie superważna. Mogę go nazwać medalem ostatniego dwulecia - zawiera cały trud, poświęcenie, ciężką pracę i masę łez. Bo wszystko się ładnie ogląda w telewizji, ale kibicowi pewnie trudno sobie nawet wyobrazić jak wyglądała droga, żeby go zdobyć. Za tym krążkiem stoi moja historia.

Po finale na mistrzostwach Europy ze zmęczenia nie mogłaś ustać, co zaskoczyło nawet ciebie.

Byłam bardzo zmęczona psychicznie. Miałam bardzo długi rozbrat ze sportem i z presją, której poddawany jest przecież każdy sportowiec. W końcówce było mi trudno, nie zapominajmy, że w tym sezonie były dwie duże imprezy i nie było łatwo to wytrzymać. Myślę, że podobnie czuł każdy z nas. Ale i tak jako reprezentacja Polski poradziliśmy sobie w Monachium świetnie, 14 medali to superosiągnięcie.

Po brązowym medalu pojawili się jednak kibice, którzy wymagali od ciebie jeszcze więcej. Byli trochę rozczarowani, nie tyle przegraną z Laurą Muir, ale że wyprzedziła cię też Irlandka Ciara Mageean. "Za późno ruszyła" - można było wyczytać. Nawet zdecydowałaś się odpisać, że szanujesz opinie innych, ale nikt ci radości nie zabierze.

Traktuję ten medal jako swoje personalne zwycięstwo, dlatego zdecydowałam się odpisać. Wszyscy wiedzą, że gdybym była w pełni zdrowa i w naturalnym ciągu lekkoatletycznym, sama posypałabym głowę popiołem w przypadku popełnienia błędu. Czułam jednak wielką satysfakcję, bo dałam z siebie wszystko. Wystarczyło na tyle, albo aż tyle.

Każdy medal w oczach kibica będzie znaczył coś innego. To normalne, że fani chcą złota, jednak ja wiem, co przeżyłam w ostatnich dwóch latach i traktuję go inaczej. Chciałam kibicom przekazać, żeby większe oczekiwania stawiali przede mną w kolejnych sezonach.

W ostatnich miesiącach gwiazdą polskiego sportu stała się Adrianna Sułek, z którą jesteście bliskimi koleżankami. Młodsza prosi o rady starszą koleżankę?

Tak naprawdę poznałyśmy się lepiej dopiero przed MŚ w Eugene. Trafiłyśmy, dość przypadkowo, do jednego pokoju i zakolegowałyśmy się od pierwszego dnia. To ciekawe, bo mamy podobne, zawzięte charaktery, ale też się różnimy. Ja jestem już dużo bardziej spokojniejsza, nie przejmuję się wieloma sprawami, Ada ma za to bardzo dynamiczny charakter. Tak to nazwijmy!

Ale w sumie to stworzyło idealną mieszankę. Na dodatek ja bardzo lubię rozmawiać ze sportowcami, którzy nie są przezroczyści i mają coś do powiedzenia. Ada właśnie taka jest, ma też w sobie mnóstwo energii, którą zaraża innych. Nasza relacja przetrwała po MŚ i liczę, że się nie skończy.

Kibicom najbardziej imponuje jej niesamowity charakter i podejście, trochę w amerykańskim stylu: "Yes, we can!".

Całkowicie się zgadzam i to mi się w niej podoba. Wie, czego chce i nie boi się o tym mówić. Pamiętam scenę sprzed jej biegu na 800 metrów w Monachium. Pamiętam jak dziś, że szykowała się do startu i powiedziała mi, że ma swój plan i pobiegnie na czas dwóch minut i dziewięciu sekund. A ja naprawdę wiem jak wygląda bieg na tym dystansie, trzeba biec w zawrotnym tempie, na dodatek ona miała wielkie problemy z kontuzją uda. Gdy więc jej posłuchałam, na mojej twarzy pojawił się tylko szczery uśmiech. I co się okazało? Wygrała z czasem 2:09,56 s! Niesamowite, że w tak młodym wieku Ada doskonale zna swój organizm i ma taką świadomość.

Jakie plany na kolejny sezon? Pytam o zimę, bo zaplanowano dwie duże imprezy - Halowe Mistrzostwa Świata i Halowe Mistrzostwa Europy. Trochę sporo, będziesz chciała zaliczyć obie?

W tym momencie na pewno nie mówię "nie", jeśli chodzi o Halowe Mistrzostwa Europy. Co do startu na HMŚ, to chyba byłoby to zbyt wiele, jeśli chodzi o jeden krótki sezon. Nie zamierzamy z trenerem przesadzać, przecież w lecie są MŚ w Budapeszcie. A po piątym miejscu w Eugene mam prawo myśleć o walce o medal.

Twoje kontuzje sprawiły, że w ostatnich dwóch latach sporo czasu spędziłaś w studiu telewizyjnym. Byłaś ekspertką Wirtualnej Polski podczas igrzysk w Tokio, pojawiałaś się także na antenie TVP. Wrażenia?

- Tak naprawdę to miałam duże wątpliwości, czy się zgodzić. Propozycję z TVP Sport dostałam już przed mistrzostwami świata w Doha i wtedy odmówiłam. Myślałam, że to mnie jeszcze dobije. Potem jednak zmieniłam zdanie i okazało się to świetną przygodą.

Było lepiej, niż się spodziewałam, przyniosło mi mnóstwo radości, fajnie było się cieszyć z sukcesów i jednocześnie dzielić się swoimi doświadczeniami z kibicami.

Po medalu na mistrzostwach Europy w Berlinie w 2018 roku stałaś się bardzo popularna. Wspominałaś nawet, że jeden kibiców potrafił wysiąść z samochodu na ruchliwej drodze, by tylko zrobić ci zdjęcie. Już się przyzwyczaiłaś?

- To było szaleństwo. Ludzie nagrywali mnie, gdy jechałam samochodem, a przecież nie zawsze wyglądam wyjściowo i pięknie. Nie byłam przyzwyczajona, by na mój widok ktoś wyciągał telefon. Nie byłam gotowa na popularność, to była dla mnie nowość i wręcz szok. Teraz, jeśli ktoś chce ode mnie autograf czy zrobić zdjęcie, po prostu mnie to cieszy.

Mąż finansował jej karierę. I Polka zdobyła medal ME--->>>

Źródło artykułu: