W zeszłym roku pobiegł do Lewandowskiego. Nowe wyzwanie to "kosmos"

Archiwum prywatne / Archiwum Tomasza Sobani / facebook.con/TomaszSobaniaDreams / Na zdjęciu: Tomasz Sobania
Archiwum prywatne / Archiwum Tomasza Sobani / facebook.con/TomaszSobaniaDreams / Na zdjęciu: Tomasz Sobania

Tomasz Sobania w niedzielę wyruszył do Grecji. Codziennie będzie biec maraton (łącznie 3600 km), dotrze do… Maratonu, z Aten zabierze ogień olimpijski, z którym w czerwcu pojawi się na Stadionie Śląskim, na rozpoczęciu Drużynowych ME w lekkoatletyce.

W tym artykule dowiesz się o:

W 490 r. przed naszą erą Filippides, ateński posłaniec, udał się do Sparty, by prosić o pomoc przed bitwą z wojskami perskimi, do jakiej doszło pod Maratonem. Jak głosi legenda, po wygranej przez Ateńczyków bitwie pobiegł z Maratonu do Aten. Przekazał wieści o zwycięstwie, po czym padł martwy.

Bazując na tej legendzie, utworzono pod koniec XIX wieku bieg nazywany maratońskim (początkowo na dystansie 40 km, obecnie 42,195 km). W maratonach od lat specjalizuje się pochodzący z Toszka na Śląsku Tomasz Sobania. Pokonując codziennie dystans maratoński, biegł już m.in. z Zakopanego do Gdyni, z Częstochowy do Rzymu, a w 2022 r. z Gliwic do Barcelony, by spotkać się z Robertem Lewandowskim (pisaliśmy o tym TUTAJ>>).

W niedzielę rozpoczął wyzwanie, które pod względem trudności zdecydowanie przekracza wszystkie wcześniejsze. W ciągu najbliższych trzech miesięcy Tomek ma do pokonania 3600 km (o ponad 1000 km więcej w porównaniu z wyprawą do Barcelony).

ZOBACZ WIDEO: "To nie jest tak, że się mądrzę". Robert Lewandowski mówi o swojej roli w Barcelonie

Z ogniem z Grecji na mistrzostwa Europy

- Filippides przebiegł jeden maraton i zmarł. Mam nadzieję, że będę mógł podsumować moją akcję hasłem: "Przebiegłem 85 maratonów i żyję!". Taki jest mój plan - uśmiecha się Tomasz Sobania w rozmowie z WP SportoweFakty. - Biegam codziennie maraton w trakcie swoich wypraw. To dla mnie wielki symbol, że teraz pobiegnę do miejsca, w którym to wszystko się zaczęło i od którego maraton wziął swoją nazwę - dodaje.

W niedzielne przedpołudnie Sobania wyruszył ze Stadionu Śląskiego w Chorzowie w niezwykłą podróż do kolebki maratonu. Dzierżył dwie flagi - polską i grecką.

W najbliższych tygodniach przebiegnie przez Czechy, Słowację, Węgry, Serbię, Macedonię Północną, aż w końcu dotrze do Grecji. 30 kwietnia pojawi się w Maratonie, skąd pobiegnie do Aten. Zabierze olimpijski ogień i ruszy w drogę powrotną.

20 czerwca pojawi się ze zniczem w miejscu, z którego wyruszył. Tego dnia na Stadionie Śląskim odbędzie się ceremonia otwarcia Drużynowych Mistrzostw Europy w lekkoatletyce (odbędą się w ramach III Igrzysk Europejskich).

Rozpalił marzenia z dzieciństwa

- Zawsze marzyłem o wielkich imprezach, o tym, żeby jak prawdziwy sportowiec pojawić się na stadionie pełnym kibiców. W zeszłym roku byłem na Camp Nou przez spotkaniem z Robertem Lewandowskim. Widziałem to wszystko na własne oczy, marzenia z dzieciństwa zapaliły się we mnie. Cieszę się, że będę mógł uczestniczyć w tej ceremonii i wnieść swój wkład w postaci olimpijskiego ognia - mówi nam Tomasz Sobania.

Podczas niedzielnego startu Tomkowi towarzyszyła grupa miłośników biegania, w której był m.in. znany ultramaratończyk August Jakubik. Pełen uznania dla Sobani był Jan Widera, prezes Stadionu Śląskiego.

- Jestem trenerem lekkiej atletyki od kilkudziesięciu lat. Doskonale zdaję sobie sprawę, jaki to jest wysiłek, jakie poświęcenie, jakie zaangażowanie. Jestem pełen podziwu i uznania. Dla większości z nas to taki biegowy "kosmos" - powiedział przed startem Widera.

Zobacz start wyprawy do Grecji

Tomasz Sobania przyznaje, że wyprawa do Grecji stanęła w pewnym momencie pod dużym znakiem zapytania. Miał bowiem spore problemy z pozyskaniem środków, a także ze znalezieniem towarzyszy podróży, którzy podążają za nim kamperem.

- Po ostatniej wyprawie do Barcelony sądziłem, że jeśli będę planował kolejną, to wszystko pójdzie już z górki. Odbyłem kilka rozmów z dużymi firmami, spotkałem się też z pewnym politykiem, który obiecał pomoc, ale później kontakt się urwał - mówi.

Pomógł pan Romek. Pomóc może każdy

- Był taki moment, że nie miałem już siły. Myślałem, że ten bieg się nie odbędzie. W końcu sięgnąłem po telefon i zadzwoniłem do jednego ze sponsorów mojej wyprawy do Rzymu - pana Romka z Opola. Przedstawiłem mu sytuację. Zapytał, ile to kosztuje i ile potrzebuję, po czym zapewnił, że… sfinansuje połowę! To był dla mnie tak pozytywny kop, że pozostałe środki zgromadziłem w miesiąc. Znalazłem też ludzi, którzy pojadą ze mną, zorganizowałem kampera - relacjonuje Tomasz Sobania w rozmowie z WP SportoweFakty.

Nieodłączną częścią biegowych wyzwań Tomka jest cel charytatywny. Tak było podczas każdej wcześniejszej wyprawy, tak jest również i teraz. Tym razem Sobania współpracuje z Fundacją Qlavi z Gliwic.

- Fundacja finansuje rehabilitację osób z niepełnosprawnością ruchową. Chcę pomóc osobom, które nie mogą chodzić i biegać w tym, żeby wróciły do sprawności - na tyle, na ile będzie to możliwe. Zamierzamy uzbierać 100 tys. złotych na zakup pięciu specjalistycznych urządzeń. Osoby niepełnosprawne będą mogły na nich ćwiczyć w domu, co znacznie obniży koszty ich rehabilitacji - podkreśla na koniec Tomasz Sobania.

Oto link do zbiórki, którą promuje biegacz ze Śląska - TUTAJ>

Czytaj także: "Brakuje słów, rośnie serce". Wyjątkowy bieg dla chorej Hani. Z Częstochowy aż do Rzymu!
Czytaj także: Z Zakopanego do Gdyni. Tomasz Sobania przebiegł przez całą Polskę, by pomóc chorej Dominice

Komentarze (0)