Oto jego pomysł. "Inaczej nie zmusimy Putina, by przerwał wojnę"

- O bojkocie igrzysk za dużo wypowiadają się politycy, a za mało słuchamy sportowców - uważa Władysław Kozakiewicz, mistrz olimpijski z Moskwy z 1980 roku. Ma sugestię, jak powinno się podejść do tej drażliwej sprawy.

Mateusz Puka
Mateusz Puka
Władysław Kozakiewicz PAP / Valdemar Doveiko / Na zdjęciu: Władysław Kozakiewicz
Władysław Kozakiewicz, legendarny polski tyczkarz, jest zdecydowanym zwolennikiem absolutnego zakazu startów dla rosyjskich sportowców w zbliżających się igrzyskach Paryż 2024. Powtarza nam, że to bez znaczenia, czy są oni zatrudnieni w rosyjskiej armii i czy mieliby wystąpić w Paryżu pod neutralną flagą. Jego zdaniem najnowsze wskazówki MKOl są absurdalne.

- Komitety olimpijskie i władze poszczególnych federacji sportowych powinny działać razem i pokazać, że nie godzą się z takim traktowaniem idei olimpijskiej - grzmi Kozakiewicz. - Sytuacja jest bardzo prosta: jeśli prowadzisz wojnę na terytorium obcego państwa, to nie pojawiasz się na igrzyskach. W takich sytuacjach nie można jednak działać samodzielnie, bo to do niczego dobrego nie doprowadzi. Musimy zebrać koalicję państw i wspólnie ogłosić bojkot igrzysk, jeśli na tej imprezie mieliby pojawić się Rosjanie. To musi zrobić wrażenie na MKOl i doprowadzić do zmiany decyzji - uważa Władysław Kozakiewicz.

Legendarny polski sportowiec jak mało kto wie, co mówi, bo z powodów politycznych nie mógł wystąpić na igrzyskach olimpijskich w Los Angeles w 1984 roku. Reprezentacja Polski została wtedy wycofana w geście solidarności z innymi państwami Układu Warszawskiego. Dla niego było to o tyle bolesne, że miał ogromną szansę, by podczas tej imprezy znów walczyć o złoty medal. Przypomnijmy: Polak triumfował w Moskwie cztery lata wcześniej, to wtedy pokazał słynny gest - rękę zgiętą w łokciu - chcąc pokazać, że można się postawić Rosjanom. To tzw. "gest Kozakiewicza", niektórzy mówią na niego "wał".

ZOBACZ WIDEO: #dziejesiewsporcie: podnosiła sztangę i nagle upadła. Przerażające wideo

Tym bardziej teraz jest przekonany, że trzeba wykorzystać absolutnie wszystkie metody, by nie dopuścić do startów w igrzyskach żadnego zawodnika z Rosji. Jego zdaniem zatrudnienie w armii to kiepskie kryterium, bo i tak każdy ze sportowców w Rosji jest wykorzystywany przez ten kraj propagandowo i wspierany finansowo przez największe spółki państwowe.

- Gdyby jednak wyczerpały się wszystkie możliwości zablokowania Rosjan, to w ostateczności powinniśmy oddać głos samym sportowcom - mówi Kozakiewicz. - Niech nasi reprezentanci wezmą udział w referendum zorganizowanym przez PKOl i sami zdecydują, czy etyka pozwala im na start w zawodach z Rosjanami. To byłoby najuczciwsze wobec samych zawodników, którzy przecież pracowali na to całe życie, a najbliższe igrzyska dla niektórych mogą być jedyną szansą na wielki sukces. Sam po sobie wiem, jak fatalnie się czułem, gdy politycy za moimi plecami odebrali mi szansę na medal w Los Angeles. A gdybyśmy tak zdecydowali wtedy w wewnętrznym głosowaniu, inaczej bym to postrzegał. Dlatego teraz gdyby zawodnicy sami zdecydowali o bojkocie, to lepiej by się czuli, oglądając igrzyska w telewizji i wciąż mieli motywację do walki - przyznaje były sportowiec.

On sam wspomina, że o decyzji polskiego rządu w sprawie bojkotu igrzysk w 1984 roku dowiedział się podczas zgrupowania we Włoszech. Podczas obiadu w sali przebywało mnóstwo sportowców z Polski, a gdy dowiedzieli się, że ich dalsze przygotowania nie miały sensu, poprosili kelnerów o alkohol i do nocy zastanawiali się nad sensem dalszych treningów.

Obecnie - choćby przykład tenisa (do rywalizacji dopuszczono tam Rosjan pod neutralną flagą) pokazuje, że pośrednie rozwiązania nie są dobrym pomysłem. W cyklu WTA co chwila wybuchają skandale powiązane z wojną w Ukrainie i zachowaniem Rosjan oraz Białorusinów, a kiepska atmosfera wpływa na odbiór fanów i rujnuje wizerunek organizacji.

- To byłaby tragedia, gdyby okazało się, że jedynym krajem, którego zabraknie na igrzyskach w Paryżu, była Ukraina. Absolutnie nie można do tego dopuścić. Najprostszym rozwiązaniem jest totalna blokada wszystkich rosyjskich sportowców aż do zakończenia wojny. Inaczej nie zmusimy Putina, by przerwał wojnę. Widać wyraźnie, że władze na Kremlu opłacają wielu działaczy międzynarodowych i tylko z tego powodu mamy w ogóle dyskusję na temat dopuszczenia Rosjan. Jestem przekonany, że tę sprawę uda się załatwić w cywilizowany sposób, bo przecież podobnie myśli większość europejskich krajów. Możemy stworzyć sporą koalicję - przyznaje Kozakiewicz.

Mateusz Puka, dziennikarz WP SportoweFakty

Czytaj więcej:
Marciniak stracił szansę na sędziowanie finału LM?
Nędza i rozpacz. Nadchodzi kataklizm

Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×
Sport na ×