[b]
Mateusz Puka, WP SportoweFakty: Niedawno zerwał pan więzadła krzyżowe w kolanie. Jak długo potrwa przerwa w treningach?[/b]
Konrad Bukowiecki (były mistrz Europy w pchnięciu kulą): Tak naprawdę żadnej przerwy nie było. Zasuwam dwa razy dziennie i skupiam się na innych aspektach. Nie mogę pchać kulą, ale kontuzja to zawsze szansa na nadrobienie innych ćwiczeń, na które przy normalnym treningu nie ma czasu. Zapewniam, że obecnie wcale nie trenuje lżej niż zwykle. Fizycznie czuje się dobrze przygotowany do sezonu. Szlifuję technikę i liczę na to, że ból przejdzie.
Ogłosił pan, że przynajmniej na razie nie zamierza operować zerwanych więzadeł. Jak to możliwe?
Plan jest taki, by nie robić operacji, a zamiast tego obudować kolano innymi mięśniami. Może to brzmi dziwnie, ale w ostatnim czasie usłyszałem tyle przykładów znakomitych sportowców, którzy tak właśnie zrobili, że nie ukrywam, że dość mocno poprawił mi się humor. Rozmawiałem choćby z Piotrem Małachowskim, który zmagał się z podobnym przypadkiem i też odpuścił sobie operację. Podobnie zrobił zresztą także Szymon Ziółkowski i niedługo po zerwaniu wywalczył złoty medal olimpijski. Wiem, że powrót na najwyższy poziom bez operacji jest możliwe.
ZOBACZ WIDEO: "Komedia". Chalidow zdradza, jak Szpilka zachowywał się w Olsztynie
Co mówią lekarze?
Decyzja w takich przypadkach należy do zawodnika. Mam silne nogi, dobrze rozbudowane mięśnie, więc kolano jest stabilne. Jedynym problemem, z którym wciąż się zmagam, jest ból w kolanie.
Ile czasu minęło od urazu?
Siedem tygodni. W kontekście regeneracji tkanek to jednak wciąż mało.
To kolejna kontuzja odniesiona w krótkim czasie. Co dokładnie stało się tym razem?
Przyznam, że nawet głupio mi o tym mówić. To boli, tym bardziej że uraz nie wynikał z tego, że za mocno trenowałem. Po prostu kolano mi uciekło podczas zwykłego ćwiczenia. To mogło zdarzyć się każdemu. Nawet głupio mi się przyznać, przy jakim ćwiczeniu to się stało, bo pewnie wielu by się śmiało. To było naprawdę zwykłe ćwiczenie, które wykonuje każdy zawodnik. Kolano uciekło i zerwałem ścięgna.
Co z tegorocznymi startami?
Na razie nie wiem, co z sezonem, bo wszystko okaże się w ciągu najbliższego miesiąca. Jeśli do końca czerwca nie będę w stanie trenować na sto procent, to ten sezon już odpuszczę. Nie chcę robić nic na pół gwizdka. Na razie jednak takiej myśli nie dopuszczam. Wdrażam się w trening i obserwuję kolano.
Jest szansa, że problemy zdrowotne nie będą miały odzwierciedlenia w tegorocznych wynikach?
To będzie bardzo trudne zadanie. Mamy maj, a o tej porze ja zwykle byłem już po kilku startach. W tym roku mam spore opóźnienie, bo do tej pory zrobiłem tylko cztery treningi doskonalące technikę. Nie mogłem ćwiczyć na maksa, bo nie na wszystko pozwala mi kolano.
Czy z tyłu głowy pojawiło się u pana zwątpienie?
Mam problemy z kontuzjami i powoli się do tego przyzwyczajam. Dopiero co wychodziłem z kontuzji łokcia, które wykluczyła mnie z halowych mistrzostw Europy, a teraz mam już inną kontuzję. Może gdybym urazu nabawił się w poważniejszych okolicznościach, to łatwiej byłoby to znieść. Mam jednak świadomość, że to był zupełny przypadek. Dostałem jednak spore wsparcie i naprawdę wierzę w to, że ten sezon nie jest jeszcze stracony. Teraz skupiam się już tylko na mocnych treningach.
Spokojniejszy okres wykorzystał pan na wizytę na żużlowym Grand Prix Polski na PGE Narodowym. Jak się panu podobało?
Dla mnie był to zupełny debiut na zawodach żużlowych, więc wszystko było dla mnie nowe. Wspólnie z Natalią Kaczmarek (prywatnie jest partnerką zawodnika - dop. aut.) siedzieliśmy obok Marcina Gortata, więc sporo się nauczyliśmy. Natalia miała już wcześniej okazję zetknąć się z tym sportem, bo pochodzi z okolic Gorzowa Wlkp., ja wcześniej tylko słyszałem o żużlu. Muszę przyznać, że spodobało mi się, a Marcin już zapraszał nas na mecz Motoru w PGE Ekstralidze.
Czytaj więcej:
Ma fatalną wiadomość dla Dudka
Czy Chris Holder szybciej wróci na tor?