Z Budapesztu - Tomasz Skrzypczyński, WP SportoweFakty
Polska sztafeta kobiet 4x100 metrów awansowała do finału mistrzostw świata w Budapeszcie. Choć Polki miały spore problemy na zmianach, uzyskały bardzo dobry czas (42,65 s) i jako ósma drużyna zameldowała się w sobotnim biegu o medale.
Największe kontrowersje wzbudziła pierwsza zmiana pomiędzy Pią Skrzyszowską a Krysciną Cimanouską. Wydawało się, że ta druga przekroczyła strefę zmian przy odbieraniu pałeczki.
- Moim zdaniem nie przekroczyłyśmy strefy zmian. Trochę musiałam gonić, ale chyba nie było tam niczyjej winy. Ile razy to we dwie ćwiczyłyśmy? Dwa razy, na rozgrzewce - ujawniła mistrzyni Europy w biegu na 100 m przez płotki.
Przy starcie Skrzyszowska najadła się strachu, bo została ukarana żółtą kartką.
- Dostałam żółtą kartkę, chyba noga mi się omsknęła. Dobrze, że tylko tak się skończyło, ale moim zdaniem nie było tam falstartu - skomentowała.
ZOBACZ WIDEO: Ludzie Królowej #7. Nikola Horowska ozłocona. "Przeżywałam w tym roku trudne chwile"
Cimanouska nie była pewna, czy wszystko odbyło się zgodnie z przepisami. Zapewniła jednak, że jeśli wystąpią z koleżankami w finale, będzie dużo lepiej.
- Starałam się nie przekroczyć linii, trzeba zapytać trenera co o tym sądzi, czy nie było naszego błędu. Wydaje mi się, jak na to, ile razy to ćwiczyłyśmy, było całkiem spoko, w finale może być tylko lepiej - zapewniła.
Tak naprawdę dopiero ostatnia zmiana między Magdaleną Stefanowicz a Ewą Swobodą wyglądała lepiej. I to dzięki finalistce biegu na 100 m na MŚ Polki dostały się z czasem do finału.
- Jutro będzie nowe rozdanie, będziemy się starać wypaść jak najlepiej. Możemy liczyć na dobry wynik w finale, zobaczymy - skomentowała krótko.