W półfinale Halowych Mistrzostw Świata w Glasgow Ewa Swoboda przebiegła 60 m w 6,98 s - to rekord Polski na tym dystansie i trzeci najlepszy wynik wśród Europejek na HMŚ. W finale Polka musiała uznać wyższość Julien Alfred, która powtórzyła wynik Swobody z półfinału. A 27-latka z Żor z czasem 7,00 s zdobyła srebrny medal. Pierwszy dla Polski w historii HMŚ.
Po biegu ambitna sprinterka była mocno nieusatysfakcjonowana. - Liczyłam, że wygram. Byłam na to gotowa, ale cieszę się. Odbiłam sobie Belgrad - przyznała, mając na myśli 4. miejsce na poprzednich HMŚ. - Jest fajnie. To były mocne trzy biegi i dałam radę. Jest medal, jest srebro, więc jest fajnie - dodała.
- Będę płakać ze szczęścia, bo zaczyna to do mnie dochodzić, ale chyba bardziej jestem zła. Chciałam być mistrzynią, ale cieszę się, że jestem wicemistrzynią. Mam nadzieję, że ten niedosyt da mi kopa do roboty - stwierdziła.
Dlaczego w finale pobiegła nieco słabiej niż w półfinale? Za bardzo się spięłam, bo za bardzo chciałam. Czułam na rozgrzewce, że dużo dałam w półfinale. Goniłam ten rekord dwa lata.
W trakcie rozmowy emocje zaczęły wypływać na wierzch. Swobodzie łamał się głos: - Aż się posmarkałam z emocji. Jestem druga na świecie, mamo, tato... Wiem, po co tu jestem i mam nadzieję, że przyniosę więcej radości. Widzimy się latem!
Swobody zabrakło na IO w Tokio w 2021, ale na tegorocznych IO w Paryżu wystąpi.
ZOBACZ WIDEO: "Cudowna dziewczyna". Tymi zdjęciami Brodnicka zachwyciła