Mamy nową nadzieję na medal. "Skala jego talentu jest niesamowita"

Instagram / Na zdjęciu: Filip Rak
Instagram / Na zdjęciu: Filip Rak

Do polskich kandydatów do medali podczas igrzysk olimpijskich w Paryżu niespodziewanie dołączył ostatnio Filip Rak. Biegacz poprawił rekord życiowy o 9 sekund i już teraz może ścigać się ze światową czołówką jak równy z równym.

- Szybkościowo Filip nie odstaje od nikogo ze światowej czołówki. Na najważniejsze tegoroczne imprezy, czyli mistrzostwa Europy (7-12.06) i igrzyska, będziemy gotowi na walkę o wszystko. Skala jego talentu jest niesamowita. Nic nie obiecujemy, ale zdajemy sobie sprawę, że może zdarzyć się dosłownie wszystko - przyznaje bardzo doświadczony trener Zbigniew Król.

Wie, co mówi, bo do wielkich sukcesów doprowadził wcześniej choćby Patryka Dobka, Adama Kszczota czy Pawła Czapiewskiego.

Teraz trafił na nie mniejszy diament, który w zaledwie półtora roku był w stanie znakomicie oszlifować i sprawić, że na trzy miesiące przed rywalizacją w Paryżu Filip Rak dołączył do szerokiego grona kandydatów do walki o medale na dystansach 800 i 1500 metrów.

ZOBACZ WIDEO: Szpilka przyszedł do jego szatni. Wrzosek zdradza treść rozmowy i ocenia walkę

Choć zawodnik nie ma jeszcze minimum, które dałoby mu wyjazd do Paryża, to wydaje się to jedynie kwestią czasu. Podczas Memoriału Kusocińskiego poprawił życiówkę o dziewięć sekund, a do minimum brakuje mu już zaledwie 0.24 s. Wynik z soboty (1:33.74) podczas ostatnich mistrzostw Europy dałby srebrny medal. Choć trudno porównywać takie rezultaty, to jednak potwierdzają one, że Rak dogonił czołówkę.

- Stać go na pobicie rekordu Polski (3:30.42). W Chorzowie dość wolno rozpoczął pierwszy kilometr - przyznaje jego szkoleniowiec.

Ze skali swoich możliwości zdaje sobie sprawę zawodnik, który teraz musi przede wszystkim skupić się na zdobywaniu doświadczenia w biegach z najlepszymi na świecie. Ci już znają jego potencjał szybkościowy, więc należy się spodziewać, że biegi z jego udziałem będą rozgrywane w mocniejszym tempie od samego początku.

- Zdaję sobie sprawę, że w końcu osiągnąłem poziom, który pozwala na walkę o medale na najważniejszych imprezach na świecie. Właśnie po to trenuję i bardzo się cieszę, że postęp przyszedł właśnie teraz. Medal podczas mistrzostw Europy? Nic nie mówię, ale wszystko się może zdarzyć. Mamy jeszcze trochę czasu - przyznaje zawodnik, który za chwilę może stać się jednym z filarów naszej lekkoatletycznej reprezentacji.

Co ciekawe, jeszcze tydzień temu organizatorzy odmówili mu udziału w prestiżowym mitingu w Dosze, argumentując to zbyt słabymi wynikami. Po Memoriale Kusocińskiego musieli sobie zdać sprawę, jak duży błąd popełnili.

Sam zawodnik nie zamierza się zatrzymywać i w kolejnych dniach chce ostatecznie wywalczyć kwalifikację olimpijską na dystansach 800 i 1500 metrów, a podczas mistrzostw Europy w Rzymie powalczyć o medale.

- Być może już rok temu biegałbym na tym poziomie, gdyby nie choroba. Po powrocie z Afryki zachorowałem na koronawirusa i przez cały rok miałem dziwny problem z płucami. Po powrocie już nie byłem w stanie wykonywać treningów w takim tempie jak wcześniej. Zatykało mnie nawet po krótkich odcinkach. Lekarze rozkładali ręce, a ja cały czas kombinowałem, by to zmienić. Straciłem praktycznie cały poprzedni sezon, bo dopiero późną jesienią mój organizm wrócił do normalnego stanu. Ta sytuacja sporo mnie jednak nauczyła - przyznaje Rak.

- Zawodnik cały poprzedni rok skarżył się na problemy zdrowotne. Poszedłem więc inną drogą i skupiliśmy się przede wszystkim na pracy nad siłą i szybkością. Już teraz Rak uzyskuje wyniki zbliżone do tych Kszczota i Dobka, a to dobry prognostyk - dodaje Król, który od 1995 roku doprowadził swoich podopiecznych do 25 medali międzynarodowych imprez.

Mateusz Puka, dziennikarz WP SportoweFakty

Czytaj więcej:
Życiowy sukces Polki
Andrejczyk: Jestem urodzona, by walczyć

Źródło artykułu: WP SportoweFakty