Nic dwa razy się nie zdarza? Niestety, nie w przypadku Sofii Ennaoui. Polska biegaczka po raz drugi w karierze musiała przeżyć ogromną gorycz, gdy kontuzja wyeliminowała ją z występu w igrzyskach olimpijskich. W 2021 roku z powodu urazu ścięgna pięty nie pojechała do Tokio, teraz marzenia o Paryżu zniweczyła kontuzja ścięgna Achillesa.
A wszystko wydarzyło się w najgorszym momencie - podczas biegu eliminacyjnego na 1500 m na mistrzostwach Europy w Rzymie, na mniej niż dwa miesiące przed startem igrzysk. Tylko dzięki ambicji i determinacji Polka zdołała dobiec do mety.
Kontuzja okazała się poważna, pięciokrotna medalistka mistrzostw Europy przeszła operację. Od trzech miesięcy walczy o powrót na bieżnię - o czym opowiada w pierwszym wywiadzie od czasu, gdy przeszła zabieg.
Tomasz Skrzypczyński, WP SportoweFakty: Trenujesz już czy jeszcze nie możesz?
Sofia Ennaoui, dwukrotna medalistka ME i trzykrotna medalistka HME w biegu na 1500 metrów: Ze zdrowiem jest coraz lepiej, niedawno dostałam zgodę na powrót do pełnego treningu. Lekarz i cały zespół, z którym pracuję w Koninie od trzech miesięcy, są zadowoleni z postępów.
Jednak teraz, pierwszy raz w życiu, nie narzucam sobie presji czasowej, jeśli chodzi o powrót do sportu. Ostatnie miesiące bardzo dużo mnie kosztowały. Nie była to dla mnie łatwa sprawa, wcześniej nie pojechałam na igrzyska do Tokio, co zniosłam bardzo źle. Teraz ominął mnie Paryż i to była kulminacja frustracji.
W swoim wpisie w mediach społecznościowych pisałaś, że podeszłaś do kontuzji ze spokojem.
To kwestia doświadczenia i wewnętrznego spokoju, którego człowiek nabiera z wiekiem. Z biegiem lat, porażkami, z jakimi się mierzyłam, musiałam się tego nauczyć. I jednocześnie ciągłego wzbudzania w sobie ognia, mobilizowania się.
Trudno było oglądać igrzyska z domu?
Starałam się myśleć pozytywnie, trochę nerwów odczuwałam podczas oglądania rywalizacji kobiet na 1500 metrów, ale to nie była zazdrość. Byłam pod ogromnym wrażeniem występów Weroniki Lizakowskiej, która od lat była nazywana wielkim talentem i bardzo się cieszę, że w końcu pokazała swój potencjał.
Wiem, że mogłam być malutką częścią tych igrzysk. Jednak, gdy się zakończyły, odetchnęłam i spadł kamień z serca. Wtedy pewien etap w mojej głowie został zamknięty.
Ten spokój w głowie i umiejętność radzenia sobie z kontuzjami nie jest przypadkiem twoim największym zwycięstwem?
Tylko to jest mi w stanie pomóc. To wszystko wydarzyło się bardzo szybko - kontuzja i operacja. Czułam w głębi duszy, że to musi się stać. Ostatnie lata kosztowały mnie niesamowicie dużo, organizm nie był już w stanie przyjmować kolejnych bodźców. Głowa chciała, bo cały czas czuję się niespełniona na ogólnoświatowych imprezach, ale zdrowie zawiodło.
Od Halowych Mistrzostw Europy w Stambule w 2023 roku zaczęła się równia pochyła. Pojawiły się choroby, kontuzje, wszystko się nakręcało i kulminację tego, co działo się przez 1,5 roku, widzieliśmy w czerwcu.
Dlatego pierwszy raz w życiu na pytania o datę powrotu odpowiadam: nie wiem. Nie dlatego, że nie chcę. Ale zawarłam ze sobą wewnętrzny pakt, że wrócę dopiero wtedy, gdy będę czuła, że organizm jest na 100 procent gotowy. To ostatnia szansa, żeby nawiązać walkę ze światową czołówką, która prezentuje kosmiczny poziom.
W mediach społecznościowych napisałaś: "Bywały momenty cudowne takie jak medale Mistrzostw Europy czy 5. miejsce na Mistrzostwach Świata, ale reszta była okraszona: niepewnością, frustracją, smutkiem i łzami, z którymi na co dzień mierzyłam się sama". A przed kamerą ciężko zobaczyć cię bez uśmiechu.
Wszyscy, którzy mnie znają, wiedzą, że staram się na wszystko patrzeć z optymizmem, nigdy nie tracę nadziei. Oczywiście, każdy ma trudne momenty, u mnie była takich cała masa.
Ciężko było to "ukrywać"?
Nie dzieliłam się tym publicznie, bo kibica przed telewizorem nie obchodzi, z czym się mierzę na co dzień, ale wynik i medal. Nie jestem osobą, która lubi robić wiwisekcję swojego życia, swoje troski zachowuję dla siebie i najbliższych. Nie mogę też okazywać słabości, ale tak, czasami byłam silniejsza na zewnątrz niż w środku.
Nie ukrywasz, że to wszystko działało na ciebie destrukcyjnie, zwłaszcza na psychikę.
My, sportowcy, często nakładamy na siebie dodatkową presję, która wynika z ambicji. Trudno było sobie z tym poradzić, gdy głowa chce dążyć do sukcesu bez względu na wszystko, a organizm woła o odpoczynek. A ja właśnie tego potrzebowałam.
W ostatnich miesiącach wiele się zmieniło w moim życiu na plus. W wielu kwestiach sobie zaufałam, moje poczucie wartości poszło mocno do góry. Mam w sobie mnóstwo spokoju i poczucia, że czeka mnie jeszcze w życiu wiele fajnych rzeczy. Nie wiem, czy będą to sukcesy sportowe, ale nauczyłam się niczego nie planować.
Kluczowe w tej zmianie okazało się wsparcie specjalisty?
Od 2017 roku rozpoczęłam pracę z psychologiem i kontynuuję ją z mniejszym bądź większym natężeniem do dziś. My naprawdę poświęcamy dla sportu całe życie i trudno pogodzić się z tym, że nie wychodzi. To jest ciągła gonitwa - trzeba ciągle iść do przodu, nie ma czasu na zatrzymanie się, może dojść do momentu zatracenia.
Mnie wprawdzie zatrzymała kontuzja, ale to pozwoliło mi na refleksję i zastanowienie się, czego naprawdę chcę. W trudnych momentach dobrze skonsultować się z zaufaną osobą, czy jest to psycholog, czy nie, która spojrzy na to rozsądnym okiem. Gdyby nie możliwość dzielenia się swoimi rozterkami, byłoby mi dużo trudniej znieść porażki.
Od trzech miesięcy poddajesz się rehabilitacji. Było ci łatwiej czy trudniej niż w 2021 roku?
Trudniej. Sam powrót do chodzenia był szalenie trudny, a ból w pierwszych tygodniach ogromny. Zacisnęłam zęby, bo wiem, że tylko poczucie dyskomfortu może doprowadzić sportowca do sukcesu. Zaufałam też osobom, z którymi pracuję.
W trakcie rehabilitacji niejednokrotnie wątpiłam, czy uda się wypełnić plan, ale doktor Piotr Wieczorek jest osobą tak pozytywną, że ciągle nastrajał mnie swoją nadzieję. I to, co miał zaplanowane, sprawdzało się. Z mojego serca spadł wielki kamień, bo są duże postępy. Po takich zabiegach do zdrowia dochodzi się naprawdę długo, a ślady pozostają nie tylko na ciele.
Powiedziałaś, że dostałaś już zgodę na powrót do treningów. Czy więc rehabilitacja została zakończona?
Nie do końca. Teraz bardzo mocno pracuję w treningu siłowym, motorycznym i skocznościowym. Chcę przygotować wszystkie stawy do wysiłku. Nie wiem, ile to potrwa, czy dwa tygodnie, czy dwa miesiące, ale powtarzam: nie zakładam żadnych ram czasowych.
Podczas igrzysk w Paryżu polska lekkoatletyka zdobyła jeden medal, ten Natalii Kaczmarek. A przecież w Tokio było ich dziewięć.
Powtórzenie wyniku z Tokio byłoby wyjątkowe, ale na pewno spodziewałam się więcej niż jednego medalu. Każdy sportowiec ma swoją historię, choćby nasze biegaczki ze sztafety 4x400 metrów. Było tam sporo kontuzji, bardzo mi było szkoda Ani Kiełbasińskiej, występ w Paryżu byłby dla niej przepiękną klamrą ostatnich wspaniałych lat.
Był występ, który cię najmocniej zaskoczył?
Liczyłam na medal u Wojtka Nowickiego. On przecież nigdy nie zawodził, brak miejsca na podium był wielkim zaskoczeniem. Szkoda było mi też Marysi Andrejczyk, u której igrzyska zawsze wzbudzają pokłady dodatkowej energii. Szkoda, że się nie udało. Nie da się ukryć, że mieliśmy też niewiele miejsc w ścisłych finałach.
Mało było nowych, młodych osób, które potrafiłyby się przebić. I jestem bardzo zaniepokojona, co będzie dalej.
Wprawdzie nie mieszkasz już we Wrocławiu, jednak z Dolnym Śląskiem jesteś mocno związana emocjonalnie. Jak przeżyłaś powódź i to, co działo się na południu Polski w ostatnich tygodniach?
Bardzo. Przed falą kuliminacyjną, jaka nadciągała do Wrocławia, opuściłam swoje mieszkanie, bo musiałam wracać na rehabilitację i zastanawiałam się, jak to wszystko będzie wyglądało po moim powrocie. Jestem osobą bardzo wrażliwą na ludzką krzywdę, tym bardziej ciężko mi się oglądało i czytało o tragediach, jakie dotknęły tysiące ludzi. Każdego dnia śledziłam co się dzieje. Pokrzepiająca była za to pomoc dla powodzian od ludzi z całej Polski. Warto się na takich osobach wzorować.
Jeden z moich menedżerów pojechał ze swoją fundacją do jednego z miast dotkniętych powodzią i pokazywał mi, jak to wygląda z bliska. Sam widok mocno mnie poruszył. Jedyne, czego życzę, to by ci wszyscy ludzie mogli spędzić najbliższe święta w spokoju, być może już we własnych domach. Choć koszty remontów i odbudowy miast będą na pewno ogromne.
A czego życzyć tobie?
Żeby zdrowie już nie szwankowało. I chyba spokoju głowy, żebym mogła wrócić i zacząć na nowo cieszyć się sportem. Bo tę radość ostatnio zatraciłam.
Rozmawiał: Tomasz Skrzypczyński, WP SportoweFakty